Pięciogłos: obywatele czy konsumenci?
Wątpliwe wydaje się dzisiaj rozróżnienie pomiędzy obywatelem a konsumentem. Nie ma bowiem szczególnych warunków, które przeszkadzałyby przeciętnemu Kowalskiemu w realizowaniu swoich obywatelskich swobód. Trudno też znaleźć ograniczenia współczesnego handlu.
Kupić można wszystko, a konsumentem jest każdy od czytelnika lewicowej gazety po pana młodego płacącego katolickiemu księdzu za usługi powiązane ze ślubem. Być może rozróżnienie, które opisał Jerzy Szacki w książce „Ani książę, ani kupiec: obywatel”, zostało przez historię unieważnione? Nie sądzę. Niemniej różnice między namiętnościami do polityki, handlu i życia publicznego, obywatelskiego straciły na ostrości.
Nie sposób opisać w kategoriach konsumenta czy obywatela ludzi wzrastających w dobrobycie i z poczuciem komfortu wolności osobistej i publicznej. Każdy jest jednym i drugim. Natomiast można zaryzykować nowe rozróżnienie, które najlepiej zilustrować, naświetlając bardzo modny dziś temat kultury. Kultury, której nie sposób dzielić na niską i wysoką, i która jest przede wszystkim domeną młodości. Z gruntu fałszywe są próby zastosowania kategorii konsumenta i obywatela do tej fundamentalnego wymiaru ludzkiego życia, jakim jest kultura. Wbrew temu, co postulują ekonomiści, nie istnieją konsumenci kultury. Kultury nie da się skonsumować, nie da się nadać jej wyłącznie ekonomicznego wymiaru. Nie można kupić muzyki – można kupić za to CD albo mp3, gdzie ta muzyka jest nagrana. Nie można kupić seansu w kinie, ale kupuje się bilet wstępu – podobnie jak do muzeum, albo galerii, żeby uczestniczyć. Pogrążony w muzyce słuchacz, kinoman, czytelnik, tancerz, rysownik w żadnym razie nie kupuje kultury, on w niej uczestniczy, nawet jeśli z początku tylko jako odbiorca, to w szerszym wymiarze również jako twórca. Poświęcając czas kulturze, poszerzamy autonomiczny obszar publicznego życia tworzony przez ludzi, którzy za przyjemność uznają swobodną twórczość i którzy w jakości tej kultury upatrują miernika jakości publicznego życia.
Podobnie mylące jest coraz częściej spotykane użycie nazwy: obywatele kultury. Kultura to właśnie ten obszar, który jak najbardziej potrafi zamanifestować indywidualny, apolityczny charakter, a czasem wręcz przeciwnie powstaje wyłącznie w masowym popularnym i arcypolitycznym kontekście. Obywatelskość natomiast dotyczy wprost stosunku do polityki i polityczności, który w jakimś sensie oddaje ideał umiarkowania i zaangażowania bez radykalizmu.
Kim zatem są i kim będą młodzi ludzie? Chcą być i ostatecznie są twórcami. Kultura to dziś jedyny masowy, a zarazem indywidualny trend, któremu warto poświęcić uwagę. To też jedyny język, który w przeciwieństwie do języka historii i resentymentu wykształca inną wrażliwość, a zarazem pewność siebie. Jeśli więc ktoś pyta o rodzaj wychowania, jakie jest potrzebne, by sprostać potrzebom młodych ludzi, a z drugiej strony kształcić ich z pożytkiem dla wspólnoty, to odpowiedzią będzie edukacja kulturalna i możliwość rozwoju siebie jako twórcy.
Wojciech Przybylski (ur. 1980), historyk idei, redaktor naczelny „Res Publiki Nowej”.