Pięciogłos: obywatele czy konsumenci?
Do wychowywania obywateli nie potrzeba żadnych wartości. Do tego potrzebne są cnoty. Czy system wychowawczy, który zafundowaliśmy sobie w ostatnich dwudziestu latach, kształtuje cnoty potrzebne w życiu obywatelskim? Nie.
W dyskusjach na temat młodzieży w Polsce najczęściej pojawia się słowo konserwatyzm. Polska młodzież ma być konserwatywna, bo „wciąż” – jak to podkreślają socjologowie – deklaruje przywiązanie do tradycyjnych wartości. Te tradycyjne wartości to miłość i rodzina. W tych zestawieniach na dość wysokim miejscu znajduje się także patriotyzm.
Zaznaczmy przy tym dwie rzeczy. Po pierwsze, mówienie o młodzieży w ten sposób oznacza przyjęcie pewnych założeń dotyczących socjologii pokolenia. Jak dla mnie, są one dość kontrowersyjne. Nie wierzę w istnienie jakichkolwiek pokoleń. Nie przyjmuję jednolitości postaw w obrębie grupy osób zbliżonych rokiem urodzenia. Co najwyżej uwierzę, że mogą być oni poddani mniej więcej ujednoliconej presji wychowawczej.
Po drugie, mówienie o konserwatyzmie w tej grupie przy użyciu pojęć tak ogólnych i niedookreślonych jak miłość, rodzina i patriotyzm, jest nieporozumieniem. Nie wiemy bowiem, co badani mają na myśli, kiedy wysoko hierarchizują te wartości.
Można jedynie podejrzewać, że chodzi o pewne wartości emocjonalne (o ile wartości – ów dziwny spadek relatywistycznej epoki – mogą być inne niż emocjonalne). Badani zatem deklarują emocjonalną więź z najbliższymi i podkreślają wartość emocjonalności w ogóle.
Oczywiście, te wartości mają pewną moc wspólnototwórczą. Pozytywne emocje zbliżają ludzi, ułatwiają nawiązanie kontaktów i sprawiają, że ludzie chcą się identyfikować z jakąś całością. Zarazem jednak są one labilne. Przedmiot miłości rozumianej wyłącznie w emocjonalnych kategoriach może łatwo się zmieniać i nie można nikogo winić, że tak się dzieje. Ot, tak. Zakochanie i odkochanie.
Żadna z tych wartości na dłuższą metę nie wychowa obywateli. Tu potrzeba ciągłości, wychowania do lojalności i poświęcenia. Bycie obywatelem ma bowiem dwie strony. Z jednej, obywatel jest kimś niezależnym. Bycie obywatelem oznacza, że ktoś uświadomił sobie własną podmiotowość w ramach wspólnoty politycznej i jest zdolny do artykułowania swoich praw. Z drugiej, uświadamia sobie konsekwencje bycia częścią wspólnoty i jest zdolny do długotrwałego i kosztownego poświęcenia na jej rzecz. Przede wszystkim zaś jest zdolny do brania odpowiedzialności za wspólne sprawy.
Tu nie potrzeba żadnych wartości. Do tego potrzebne są cnoty. I teraz pytanie: czy system wychowawczy, który zafundowaliśmy sobie w ostatnich dwudziestu latach, kształtuje cnoty potrzebne w życiu obywatelskim? Nie.
Na istnienie bądź nieistnienie postawy obywatelskiej jest jeden prosty test. Czy jesteś gotów umrzeć za ojczyznę?
* * *
Tu nie chodzi o robienie kolejnej reformy systemu edukacji, o zmienianie podręczników, dodawanie nowych przedmiotów. Tu chodzi o całość. Każda społeczność ma zakodowany w sobie pewien system, który wychowuje – starych i młodych. Pewne cnoty wysuwa na pierwszy plan, a inne marginalizuje.
To, które z nich obowiązują, do których przywiązuje się wagę, nie jest efektem jednej ustawy czy też jednej kampanii społecznej. To rezultat długiej dyskusji w obrębie elit – to przede wszystkim tam, nawet przy największej egalitaryzacji – powstają zasadnicze idee i wektory wychowawcze, które później przyjmuje cały system.
Po drugie, dokonuje się ten proces w ramach Kościoła i rodziny. To są zasadnicze miejsca kształtowania cnót, a więc także i postaw obywatelskich. Dawniej Kościół był jednym z głównych wychowawców cnót obywatelskich. Jego rola jednak jest tu coraz mniejsza. Młodzi księża często podzielają ogólny pacyfizm i hedonizm epoki.
Te trzy elementy: dom, Kościół i elity państwowe mają kształtować obywatelskie cnoty.
Że to jest trudne i coraz rzadziej ma miejsce, pokazują dyskusje po katastrofie smoleńskiej. Skutecznie bowiem pacyfikowane podkreślanie w ofiarach ich państwowego (resp. obywatelskiego) poświęcenia. Ma pozostać obraz tragedii – owszem, okrutnej, ale niczym nie różniącej się od innych.
Mateusz Matyszkowicz (ur. 1981), filozof, publicysta, członek redakcji „Teologii Politycznej”, publikuje m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Nowym Państwie” i „Gościu Niedzielnym”. Wydał m.in. tłumaczenie i komentarz traktatu „O królowaniu” św. Tomasza z Akwinu. Żonaty, ma troje dzieci.