Odpowiadamy NCzasowi!: Potrzebujemy czytelników, nie dotacji
Pismo niedotowane
Czytelnikom „NCzasu!” – a wiemy, że wśród nich jest zarówno wielu czytelników „Rzeczy Wspólnych”, jak i sympatyków i darczyńców Fundacji Republikańskiej – należy się więc kilka słów wyjaśnienia. Po pierwsze nasz republikański kwartalnik w swojej historii nie otrzymał złotówki z pieniędzy publicznych. Nie ukrywamy, że terminowe wydawanie pisma na zepsutym wielotysięcznymi grantami rynku jest dla nas ogromnym wysiłkiem, ale i powodem do dumy. Z pewnością nie bylibyśmy w stanie istnieć, gdyby nie konsekwentne i – co najważniejsze – dobrowolne wsparcie prenumeratorów i darczyńców. Ci nierzadko miesięcznie przeznaczają na wsparcie naszego tytułu wielokrotność tego, co musieliby zapłacić raz na kwartał chcąc czytać „Rzeczy Wspólne”. W każdym numerze pisma podkreślamy, że istnieje ono tylko i wyłącznie dzięki konsekwentnej postawie czytelników i dobrej woli darczyńców Fundacji. Gdyby redaktor Wozinski zerknął choć na okładkę „Rzeczy Wspólnych” znalazłby umieszczoną zaraz obok ceny informację, iż pismo jest niedotowane. Nie może dziwić, że nie mając „Rzeczy Wspólnych” w rękach jedyne słowa komentarza, na jaki było go stać to stwierdzenie, iż to (nieotrzymywane) dotacje z MKiDN są powodem „wysokiego sceptycyzmu co do idei libertariańskich”.
Realnie na rzecz wolności
Tymczasem podejście do libertariańskich pryncypiów w redakcji „Rzeczy Wspólnych” rzeczywiście jest inne, niż prezentowana często na łamach „NCzasu!” bezkrytyczna apologetyka tego systemu wartości. Nasza postawa wynika z tego, że wbrew dominującym zarówno na konserwatywno-liberalnej prawicy jak i tzw. „Nowej Lewicy” trendom nie chcemy bezmyślnie kopiować obcych wzorców, ale szukać inspiracji w polskiej tradycji myślenia o polityce i państwie. Tak się składa, że właśnie zapomniana polska myśl republikańska jest skarbnicą myślenia wolnościowego. Tym jednak różni się od libertariańskiego indywidualizmu w jego zachodnim wydaniu, że idee obywatelskiej wolności i oddolnej samoorganizacji poddane są klasycznym rygorom prawdy i dobra.
W końcu zakładając Fundację Republikańską postawiliśmy sobie za cel stworzenie przestrzeni współpracy dla różnych prawicowych organizacji obywatelskich, które skupiając się różnych aspektach życia publicznego (jakość stanowionego w Polsce prawa, deregulacja, wolność gospodarcza, podmiotowość Rzeczpospolitej w relacjach ze strukturami ponadnarodowymi, tradycyjny model rodzinny, ochrona życia od poczęcia etc.) są gotowe wspierać się wzajemnie w pracy na rzecz dobra wspólnego wszystkich obywateli. Działamy w przekonaniu, że wyrwanie jednej dziedziny życia z rąk omnipotentnych urzędników jest działaniem skuteczniejszym, niż stanie na stanowisku iż wszystko należy czym prędzej sprywatyzować i zderegulować, a polityka małych kroków to wręcz współudział w socjalistycznej zbrodni. Życzliwe przyjęcie przez rządzących i opozycję postulatu otwarcia dostępu do 380 zamkniętych w Polsce zawodów czy tworzenie się szerokiej i międzyśrodowiskowej koalicji na rzecz deregulacji zbiórek publicznych ograniczających rozwój filantropii i innowacyjnej przedsiębiorczości w Polsce to krzepiące dla nas przykłady tego, że przestrzeń wolności w Polsce można poszerzać przyjmując jednocześnie reguły gry obowiązujące w realnej polityce.
Uczciwa konkurencja?
Właśnie realizm sprawił, że dwukrotnie wzięliśmy udział w konkursie na dofinansowanie wydawania „Rzeczy Wspólnych”. Choć sprzedaż naszego pisma stale rośnie i coraz częściej jesteśmy postrzegani jako najprężniejszy obok „Frondy” kwartalnik polskiej prawicy, to dwukrotnie urzędnicze komisje w MKiDN nie przyznały nam ani złotówki spośród 3,5 miliona złotych kierowanych rokrocznie na wsparcie czasopism kulturalnych i społeczno-politycznych. Czytelnikom „NCzasu!” nie trzeba tłumaczyć, że regulacyjno-kapitalistyczna hybryda III RP z wolnym rynkiem ma niewiele wspólnego. Chcąc w tym systemie funkcjonować trzeba dostosowywać się do jego realiów nawet wówczas, gdy głośno postulujemy ich zmianę punktując wynikające zeń patologie. Racjonalny wydawca pisma musi mieć na względzie fakt, że jeżeli 80% konkurencyjnych tytułów może liczyć rocznie na bonusowe minimum kilkadziesiąt tysięcy złotych, to niewzięcie udziału w konkursie grantowym byłoby dla tytułu zwykłą niegospodarnością. Ostatecznie dotacje dla „Krytyki Politycznej”, „Przeglądu Politycznego” czy „Tygodnika Powszechnego” fundowane są przecież również z podatków płaconych przez czytelników „Rzeczy Wspólnych” i „NCzasu!”. Trudno nie wykonać w tej sytuacji minimum pracy, by odebrać wydawniczemu mainstreamowi „co nasze”.
Nie zmienia to faktu, że konsekwentnie krytykujemy rozrastający się system redystrybucji w kulturze i życiu społecznym i postulujemy jego radykalną reformę (w wersji realistycznej) lub całkowitą likwidację (w wersji idealistycznej). Bez wątpienia nie umknęło to uwadze decydującym o odmowie dofinansowania urzędnikom Ministerstwa Kultury, a nawet redaktorom „NCzasu!” cytującym niegdyś na łamach tygodnika fragmenty wywiadu z kontrowersyjną grupą artystyczną The Krasnals, która na naszych łamach opowiedziała się za likwidacją dotacji dla sztuki nowoczesnej. Szkoda, że redaktor Wozinski nie miał w sobie tyle uczciwości, by wziąć do ręki niedotowane pismo i zapoznać się z jego treścią.
Ostatecznie redaktor Wozinski zaapelował w swoim tekście do „wszystkich zwolenników uczciwej konkurencji” o „bojkot wymienionych w artykule gazet” – w tym również „Rzeczy Wspólnych”. Nie pozostaje nam nic innego, by zamiast zachęcać do bojkotu jakichkolwiek tytułów zachęcić czytelników i redaktorów „NCzasu!” do wnikliwej lektury tych pism, które radzą sobie bez dotacji i rozważyć możliwość ich wsparcia dołączając do grona stałych czytelników, prenumeratorów czy darczyńców. „Rzeczy Wspólne” liczą na Was, a nie na Wasze podatki.
Piotr Trudnowski, członek redakcji „Rzeczy Wspólnych”
Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas! 21 kwietnia 2012 r.