„Naród – idee polskie” – Zygmunt Balicki

2010.01.01

Zespół "Rzeczy Wspólnych"

ZYGMUNT BALICKI
Zachowanie typu narodowego

Każdą indywidualność społeczną, czy to będzie naród, stronnictwo, grupa lub stowarzyszenie,
ożywia świadoma, na instynktowej skłonności oparta, dążność do zachowania i utrwalenia
swego typu. To, co w organizmach biologicznych występuje pod postacią dziedziczności
gatunkowej, której ciągłość rozszczepia się na dwa kierunki: jeden – niejako poziomy –
będący szeregiem wyodrębnionych faktów dziedziczenia współistniejących osobników,
i drugi – niejako pionowy – przedstawiający szereg równie wyodrębnionych faktów
dziedziczenia następujących po sobie osobników, a co razem wzięte tworzy jedność
gatunkowego typu w przestrzeni i czasie, to samo przejawia się w biegu życia społeczeństw:
zarówno różnorodność indywidualności osobniczych w przestrzeni, jak i następstwo pokoleń
w czasie, nie może nam zaciemniać znanego faktu, że każda zbiorowość, a zwłaszcza
organizacja społeczna, posiada – wzorem ustrojów biologicznych – wrodzoną skłonność
zachowawczą, nakazującą jej nie tylko dążyć do możliwego przedłużenia swego bytu, lecz i
do możliwego zachowania jego form, stanowiących łącznie o indywidualności właściwego jej
typu. Zamiast doboru naturalnego (płciowego) mamy tu dobór społeczny, na jednorodności,
powinowactwie i sympatii oparty; zamiast pokoleń biologicznych (rodzicielskich) – pokolenia
społeczne, to jest takie, które kolejno były wychowane i same wychowywały w pewnym
typie tych, co po nich przychodzili [pokolenia społeczne mają mniej lub więcej długi okres
trwania, a to począwszy od pokoleń biologicznych (np. w życiu narodu), obejmujących – jak
się zwykle przyjmuje – ćwierćwiecze, aż do krótkotrwałych pokoleń np. w życiu młodzieży,
dających co 3-4 lata nowe formacje]. Atoli istota ciągłości pozostaje ta sama.
W społeczeństwie zdrowym, pełnym sił, pracującym z natężeniem i zdolnym do
ustawicznego odradzania się wewnętrznego, każde następujące po sobie pokolenie wnosi
coś nowego do budowy społecznej: przystosowuje ją lepiej do warunków zewnętrznych
i wymagań otoczenia, różniczkuje i wzbogaca jej formy, tworzy nowe narządy pracy
publicznej, wprowadza doskonalszą koordynację czynności. Wszelako cały ten dorobek
jednego pokolenia, niosący z sobą mnóstwo przeobrażeń w zewnętrznym układzie stosunków,
nie tylko nie zmienia zasadniczego typu społeczności, lecz go pogłębia, utrwala i wzbogaca.
W tym fakcie spoczywa wielkie zagadnienie narodowego postępu.
Naród, który nie potrafi całego swego postępu – w zakresie przystosowania się
do warunków czasu, miejsca i nowych form bytu, aż do zmiany pewnych cech swego
charakteru – ująć w łożysko zasadniczego swego typu, wciąż będącego sobą od kolebki aż do
teraźniejszości, – naród taki musi z czasem wejść na drogę wewnętrznego rozkładu i
stopniowego, częstokroć zrazu niedostrzegalnego upadku. Mówi się zazwyczaj, że Piotr
Wielki odrodził Rosję. Zaiste, nadał on jej ogromny rozpęd przez wprowadzenie zachodnio-
europejskich urządzeń i nabytków technicznych, ale równocześnie spotęgował do krańców
centralizm państwowy ze wschodnim charakterem rządów, zapoczątkowany przez Iwana
Groźnego, nadając mu zarazem typ obcy społeczeństwu rosyjskiemu, a tym sposobem
stworzył wiekowy przedział między państwem i upaństwowionym prawosławiem z jednej, a
narodem i jego typem dziejowym z drugiej strony, – przedział, który już w ciągu dwu stuleci
wprowadził Rosję w położenie bez wyjścia. Drugi podobny przykład szybkiego,
mechanicznego wprowadzania postępu, burzącego tradycyjny typ narodu, przedstawia
Francja od czasu Wielkiej Rewolucji. Łamiąc wszystkie formy starej Francji, starając się
odbiec jak najdalej od jej typu, prąd reformatorski, po kilku świetnych wzlotach, nie
będących zresztą czystym wykwitem duszy narodu [przypominamy, że Napoleon I był dla
Francji cudzoziemcem], wyjałowił jego siły i w przeciągu stulecia sprowadził go na brzeg
przepaści. Przykład wręcz przeciwny daje nam Japonia współczesna. W ciągu lat 30 dokonała

ona większych przeobrażeń wewnętrznych i przystosowań do wymagań cywilizacji
nowożytnej, niż Francja w okresie rewolucji, atoli typ swój narodowy nie tylko pozostawiła
nietkniętym, lecz go pogłębiła w duszy szerokich mas ludu, bogacąc nowymi nabytkami.
Odnowiona z gruntu Japonia pozostała sobą, wydobyła tylko z siebie, zorganizowała i
zużytkowała cały zasób sił, spoczywających w najgłębszych pokładach nagromadzonego
przez szereg pokoleń instynktu narodowego, i nie widać w niej dotychczas najmniejszych
oznak grożącego rozkładu.
Ale co to jest typ narodu, na czym on polega, jak określić jego charakter ogólny i
cechy poszczególne?
Typ narodowy jest typem gatunkowym dla składających zbiorowość
członków, indywidualnym zaś dla narodu, jako całości. Jeżeli nauka o charakterach
dotychczas właściwie nie istnieje, a określenie mniej lub więcej ścisłe charakteru jednostki,
jako typu rodzajowego lub indywidualnego, przedstawia ogromne trudności, na próżno
kusilibyśmy się o znaczenie podobnego określenia dla typu narodowego, o ile pragnęlibyśmy
wyjść poza ogólnikowy opis pewnych jego cech charakterystycznych. Najdalej nawet
posunięte i możliwie ściśle przeprowadzone ujęcie zagadnienia w pewne formuły nie miałoby
żadnej praktycznej wartości jako sprawdzian przy ocenie różnych przejawów życia
narodowego i nie mogłoby wskazać nam, które rysy jego są zgodne z zasadniczym typem
narodowej indywidualności, które zaś od niego odbiegają i są wywołane przez
naśladownictwo, przez wpływy obce, czy przez wyjątkowe warunki przystosowania się do
okoliczności czasu i miejsca. Niewątpliwie, jeżeli sięgniemy do opisów, podawanych przez
historyków starożytności lub średniowiecza, spotkamy się z przykładami charakterystyki
plemion i narodów, która okazałaby się trafną dla czasów dzisiejszych, ale są to rysy
poszczególne, głównie rzucające się w oczy zewnętrzne zalety i wady, które u narodów
współczesnych uległy już znacznym przemianom, tak, iż często wady przechodzą w zalety i
odwrotnie, zachowując mimo to pewne swe pierwotne cechy charakterystyczne. Im naród
miał bogatszą w wypadki i głębiej wstrząsającą nim historię, tym przeobrażenia mogą być
donioślejsze. I tak, biorąc choćby dla przykładu osławioną „polską niezgodę”, możemy dziś
stwierdzić, że jako rys charakteru nagrodowego zgoła ona już nie istnieje, przeciwnie –
przykłady jej w dziejach czasów ostatnich wypływają niemal wszystkie nie z głębokich
instynktów rdzennie polskich, ale raczej z czynników i prądów narodowemu duchowi obcych,
gdyż pochodzą nie z rozszczepienia się samowiedzy narodu, lecz z ukazania się na widowni
jego życia ośrodków, poza jądrem społeczeństwa początek biorących, które, korzystając z
osłabienia organizmu narodowego, doszły do znaczenia i wpływu i zaczęły rozbijać jedność
wewnętrzną narodu. Ostatnim bodaj szczątkiem dawnych instynktów była niezgoda
dowódców w roku 1831, ale już i tę w znacznym stopniu przypisać można brakowi należytej
organizacji państwowej na wyższych jej szczeblach.
Naród może się pozbywać dawnych wad, nabywać nowych zalet, lub nawet
zamieniać na nie dawne wady (na tym właśnie polegają jego zadania samowychowawcze),
zachowując nietkniętym zasadniczy typ swego charakteru; natomiast może naród znaleźć się
w takich warunkach, w których wrodzone jego wady zostaną siłą rzeczy zgoła stłumione, a
pewne strony dodatnie, pierwej niewidoczne, zaczną się rozwijać, mimo to jednak zatraci on
swój typ istotny i przetworzy się w jakąś formację bękarcią, niezdolną do życia, cóż dopiero
do silnego i bogatego dziejowego rozwoju. Niebezpieczeństwo podobne do niedawna groziło
poważnie społeczeństwu polskiemu w Galicji, gdzie wpływy niemiecko -austriackie od góry,
a ruskie od dołu, zalały były dość słaby tradycyjnie w tej dzielnicy typ narodowy polski.
Kościec typu narodowego tkwi znacznie głębiej, niż widome, powierzchowne cechy
charakteru zbiorowości, niż przemijające jej zalety, wady, niż temperament, nałogi i
nawyknienia. Człowiek w przebiegu swego istnienia, przechodząc przez wychowanie, przez
twardą szkołę życia, przez warunki swego zawodu i działalności, może pozostać sobą,

zachować swój typ zasadniczy i rozwinąć wszystkie właściwe sobie pierwiastki i zasoby
duchowe; ale może również wyjść z nich spaczony, wykoślawiony, wynaturzony, zatracić
siebie samego, ulec wpływom duchowo mu obcym, a wtedy zmarnuje niechybnie
przyrodzony swój kapitał sił cielesnych i duchowych, zmarnuje życie i niczego nie dokona.
Można postawić jako pewnik, że dwie te ewentualności zależą od tego, czy życie jego będzie
rozwijało wrodzony mu typ charakteru i ducha, czy go zwichnie i zatraci. Silnym i twórczym
osobnikiem może być tylko ten, kto zachowa, rozwinie i spotęguje swoją własną
indywidualność, ten, dla którego pierwiastki obce jakiejkolwiek natury służą tylko za materiał
do własnej, oryginalnej i samodzielnej budowy swojej osobowości, ale nie ten, kto ją zlepi z
odłamków osobowości cudzych. Jeżeli tresura socjalistyczna z reguły łamie u nas charaktery i
ludzi wynaturza ich, czyni niezdatnymi do płodnej pracy obywatelskiej, a pozwala im
zachować swe istnienie o tyle, o ile zdołają od niej uciec i oddać się jakiej bądź specjalności
w innej dziedzinie, dzieje się to dlatego, że tresura ta zabija w jednostce własną jej,
przyrodzoną osobowość, zatraca jej typ swoisty, a narzuca jej cudzą, obcą, szablonową i
kosmopolityczną duszę.
Z narodem rzecz ma się tak samo, ale w silniejszym jeszcze stopniu. Jednostka
jest w zasadzie mniej panem swego losu i swego typu niż naród, żyjący w warunkach
cywilizacji, który wychowanie swoje dzierży we własnym ręku i może je prowadzić
ciągle, nieprzerwanie, przez cały czas swego istnienia; istnienie zaś to nie ma ściśle
wymierzonego kresu, jak w bycie osobniczym, albowiem w warunkach cywilizowanych
trwa w nieskończoność. Najcięższe przejścia, najgroźniejsze katastrofy mogą się stać tylko
przemijającymi epizodami w życiu narodu, o ile potrafi zachować swój typ nietkniętym,
umiejąc go równocześnie przystosować do zmieniających się warunków zewnętrznych i
wewnętrznych.
Ale na beznadziejnie błędnej znalazłby się drodze, kto by chciał szukać formuł i
określeń typu narodowego, kto by tworzył odpowiednie doktryny i usiłował wcisnąć w nie
formy bytu społecznego i tryb postępowania w życiu publicznym. Typ narodowy tkwi we
krwi i w duszy, przeto tych głębokich instynktów, które są jego podłożem, tego wrodzonego
poczucia nie zastąpią żadne „przekonania” narodowe, nie zastąpi nawet najściślejsze
trzymanie się wskazań tradycji.
Typ narodu nie tylko przejawia się, lecz i urabia przez cały ciąg jego życia –
od kolebki aż do teraźniejszości, i trzeba być mocno zrośniętym z ziemią ojczystą, przeżywać
wypadki współczesne jako dalszy ciąg jednego, nieprzerwanego i logicznego rozwoju całych
jego dziejów, czuć się gospodarzem własnego kraju, odpowiedzialnym za jego teraźniejszość
i przyszłość, żeby wyczuwać w tradycji czasów i form minionych to, co ma przetrwać i
rozwinąć się w pełny typ charakteru narodowego. Któż się nie powołuje na tradycję? Nawet
znikome wybryki politycznych dojutrków upatrują sobie protoplastów w mniej lub więcej
odległej przeszłości. Co więcej, nawet zwyrodnienie narodu tą zazwyczaj idzie drogą, że
chwilowe zboczenia lub przeszczepione z zewnątrz anomalie stają się wskazaniem stałym i
tworzą rzekomą tradycję, którą się przekazuje pokoleniom następującym. Naszemu pokoleniu
ostatniemu poważne groziło niebezpieczeństwo, że zacznie żyć wyłącznie tradycjami czasów
porozbiorowych, że zatraci zupełnie instynkt i poczucie normalnych dziejów narodowej
przeszłości, a natomiast urobi i wcieli w siebie nowy typ narodu okaleczałego, typ, w którym
uległyby zanikowi wszystkie niemal władze, potrzebne narodowi do samoistnego,
normalnego bytu. Tak samo pozbawiony silnej indywidualności człowiek, przebywający
długi czas w warunkach anormalnych wygnania, zatraca pamięć własnej przeszłości, gubi
swą tradycyjną osobowość, a stwarza sobie nowy charakter, tradycję, etykę, niemal nową
duszę. Jest to przystosowanie się w tym, w czym żadna indywidualność o wybitnym typie
przystosowywać się nie może, a równocześnie niezdolność przystosowania się w tym, w
czym każda silna indywidualność może się przystosować do warunków życia bez zatracenia

swego typu, a nawet przystosować się powinna – dla zachowania swego istnienia. Rzecz
znamienna, że indywidualności silne, o typie wybitnym, daleko łatwiej przystosowują się do
warunków i lepiej znoszą ciągłe naginanie się do form narzuconych, nie zatracając istotnych
cech swego charakteru, niż indywidualności słabe, te bowiem nie są zdolne do celowego
przystosowania swych popędów, pożądań i form postępowania, tracą siły na walkę o to,
czego zdobyć nie można, natomiast ustępują bezwiednie w tym, co należałoby i dałoby się
zachować, a nawet rozwinąć, dlatego tak często giną śmiercią samobójczą, lub wyrodnieją w
warunkach egzotycznych.
Tradycja, nie obejmująca całości dziejowej narodu, a nade wszystko – nie sięgająca
do swej kolebki, nie oparta o pierwociny powstawania narodu i państwa, odchyli się
pierwej czy później od prostej linii, którą typ ich istotny znaczy śladami swego pochodu
dziejowego. Słusznie powiedziano, te narody i państwa odradzają się tym, czym powstały,
a życie ich całe jest jednym, nieprzerwanym i logicznym wcieleniem w zmienne wypadki
formy bytu –zasadniczego typu dziejowej indywidualności. Upadek zawsze idzie w parze
ze zwyrodnieniem tego typu, a zachowanie jego jest nie tylko kwestią bogatej i płodnej
przyszłości, lecz i kwestią bytu, kwestią dalszego istnienia.
Typ narodowy tkwi we krwi i w duszy, nie w „aspiracjach” i „przekonaniach”, a
patriotyzm – jeżeli nie mamy zacieśnić znaczenia uczuć narodowych w ogóle do uczuć,
towarzyszących ściśle temu właśnie poczuciu własnej indywidualności narodowej – iść nawet
może w pewnych swych przejawach i popędach wbrew dziejowemu charakterowi narodu i
pchać go na tory czynów, odbiegających od rdzennego typu jego osobowości.
Pouczające są pod tym względem przykłady niedawnej przeszłości, jeżeli się
umie w niej czytać. Przed wojną japońską koła, żyjące w jakiejkolwiek mierze życiem
politycznym i posiadające jaką taką samowiedzę swych dążeń, były u nas tak nieliczne, że
gdy w r. 1905 zawierucha, idąca do nas od wschodu, poruszyła do głębi bierne masy i rzuciła
je w wir wypadków, nie zdołały owe koła otamować jej fali, aby nie zalała wszystkich
poczynań o świadomych siebie celach; przyszło do tego, że społeczeństwo przedstawiało się
jako tabula rasa, na której wyzwolone instynkty znaczyły nowe drogi zbiorowych rzutów.
Był moment, kiedy się zdawało, że kierunek demokratyczno-narodowy, który bezsprzecznie
najwięcej pozytywnej, obywatelskiej pracy wniósł do społeczeństwa, stanowczo już znikł z
powierzchni życia, że zatopiła go fala strajków, terroru i współdziałania z „rewolucją”
rosyjską. Rok zaledwie upłynął od owej chwili, ruch rosyjski przypisywał sobie ważne
zdobycze konstytucyjne, co więcej – w naszym społeczeństwie panowało dość powszechne
przekonanie, że odbicie ruchu rosyjskiego w Królestwie znacznie się do osiągnięcia tych
zdobyczy przyczyniło, a jednak społeczeństwo to we wszystkich swych żywiołach,
posiadających poczucie odpowiedzialności, opowiedziało się wyraźnie po stronie sztandaru
demokratyczno-narodowego. Czym to wytłumaczyć? Czy „aspiracjami”, które ten sztandar
przedstawiał? – Nie, bo aspiracje rewolucyjne szły znacznie dalej – właśnie w kierunku
najbardziej krańcowych postulatów narodowych. Czy „przekonaniami narodowymi”? –
Także nie, albowiem Polska Partia Socjalistyczna chciała kontynuować tradycje powstańcze,
postępowcy najgłośniej prawili o autonomii i byli na tym punkcie najbardziej nieprzejednani,
w czym nie ustępowała im Socjal-Demokracja, jak i „Proletariat”, a w walce o język żywioły
rewolucyjne nieraz przelicytowywały kierunek demokratyczno-narodowy, tym bardziej zaś w
środkach walki z rządem. – A może wreszcie kierunek Demokracji Narodowej zwyciężył w
opinii ogółu umiarkowaniem? – W chwili, gdy kierunek ten w opinii zapanował,
umiarkowanie w polityce nie było bynajmniej rzeczą popularną, walka na terenie rosyjskim
nie była jeszcze rozegrana ostatecznie, a późniejszych smutnych doświadczeń ogół zgoła nie
przewidywał. Otóż Demokracja Narodowa zapanowała w opinii ogółu dlatego, że ruch
rewolucyjny w kraju naszym zatracił w swoich aspiracjach i hasłach wszelką fizjonomię
polską, a to tak dalece, że mógł być brany za ruch rosyjski, żydowski lub jakikolwiek inny, bo

nie było w nim ani śladu duszy polskiej, gdy tymczasem Demokracja Narodowa jedna
wcielała w siebie, mniej lub więcej wiernie, typ narodowy, jego tradycyjny charakter i jego
nieskażoną duszę. Odczuł to instynkt mas – ogółu włościan, połowy robotników i większości
inteligencji – i nim do tych mas mogły dotrzeć argumenty jednych, a zrazić wybryki i
zbrodnie innych, poszły one za tym instynktem, ratując swoją narodową indywidualność i
swój typ dziejowy od zagłady.
Być może, że ta, w najgłębszych pokładach duchowych tkwiąca, dążność do
zachowania swego typu jest niczym więcej, jak instynktem narodowym, który się odzywa
wtedy, gdy ma przed sobą dwie przeciwne sobie drogi do wyboru, ale który łatwo się
gubi pod jednostronnym wpływem namiętności lub opacznych rozumowań. Wielkim jest
zagadnieniem dziejowym każdego narodu, ażeby na straży jego samowiedzy i na czele
duchowego jego kierownictwa zawsze stały żywioły, najmocniej przeniknięte instynktem
narodowym i najbardziej opierające się wszelkim jego zboczeniom, gdyż na takim tylko
podłożu może się rozwinąć i dobra polityka, i rozum polityczny. Ilekroć do przemożnego
w narodzie wpływu przychodzą żywioły pozbawione tego instynktu, lubo powołujące się
pozornie na pewne tradycje i nawet uderzające w strunę patriotyzmu, naród popełnia czyny
niezgodne ze swym charakterem, zaciera oblicze swego typu i wkracza na manowce, po
których długo może błądzić, nim odzyska panowanie nad sobą.
Ależ założenia takie – powiedzą nam – prowadzą wprost do uznania pewnego rodzaju
arystokracji i są zasadniczo sprzeczne z demokratyzacją społeczeństwa!
Wywołując widmo arystokracji, zapominają o tym, że pewna jej postać istnieć musi
zawsze i wszędzie, po wszystkie czasy i we wszystkich dziedzinach życia publicznego: jest
nią arystokracja kompetencji. Termin ten, w tym właśnie znaczeniu, jest może niewłaściwie
użyty, ale w takim razie i zarzut arystokratyzmu zaliczyć należy do przenośni rozciągliwych i
nieścisłych. Twierdzę tylko, że istotną kompetencję do duchowego kierownictwa samowiedzą
i postępkami narodu posiadają jedynie te żywioły, które są wiernym wyrazem jego
instynktów i nosicielami jego dziejowego typu.
Nikt chyba kwestionować nie będzie, że na każdym stanowisku publicznym
ten tylko może być powołany do czynności kierowniczych, kto posiada odpowiednie
uzdolnienia, polegające nie tylko na umiejętności nabytej, ale i na darach przyrodzonych.
Taki przyrodzony dar uosabiania w sobie – w swych instynktach, uczuciach i charakterze
myśli typu narodowego nie wszyscy członkowie społeczeństwa posiadają w równej mierze.
Siła narodu, tkwiąca w potędze samozachowawczej jego typu, zależy właśnie od dwóch
warunków: żeby kierownictwo duchowe nigdy w nim nie przechodziło do żywiołów, typowi
temu obcych; po wtóre – żeby rdzenne instynkty narodowe utrwalały się i dochodziły do
samowiedzy w coraz to szerszych warstwach społeczeństwa i przez to, dopiero przez to, brały
coraz żywszy i czynniejszy udział w jego życiu publicznym i wyłaniały z siebie kierowników
duchowych narodu. Utarte u nas pojęcie „uobywatelenia” warstw ludowych na tym
właśnie polega, a na tym również polega demokratyzacja społeczeństwa. Wszelkie pojęcie
demokracji, nie oparte na zasadzie kompetencji i uzdolnień tych, którzy wywierają wpływy
i sprawują władzę, jest prostym nadużyciem tego terminu, dlatego też postawiona powyżej
teza, że tylko żywioły, noszące w sobie ścisły i wierny wyraz typu narodu, mogą należycie
kierować jego losami, nie tylko nie jest sprzeczna z demokratyzmem, lecz stanowi jedynie
prawdziwy jego wyraz.
Jest ona natomiast sprzeczna z zasadami liberalizmu, który – u nas zwłaszcza – tak
często stroi się w pióra demokratyczne i podszywa pod tę nazwę. W oczach liberalizmu samo
pojęcie typu narodowego jest co najwyżej stwierdzeniem faktu biologiczno-etnicznego, ale
bynajmniej nie dziejową spuścizną o moralnej i politycznej wartości, którą przechowywać,
utrwalać i rozwijać należy. Przeciwnie nawet – wszystkie postulaty liberalizmu, składające
się na ścisły systemat, są jednakie dla wszystkich narodów, można by nawet powiedzieć

– dla wszystkich czasów, jeżeli uwzględnimy niezbędne w stosunku do pewnych epok
modyfikacje. Liberalizm kosmopolityzuje narody już przez to samo, że na pierwszy plan
ich dążności wysuwa wszędzie jednakowe urządzenia, niezależne od tradycji narodu i jego
charakteru, a więc zatracające te tradycje i ten charakter. Ale godzi on w indywidualność
narodu jeszcze bardziej przez to, że demokratycznej zasadzie kompetencji przeciwstawia na
wszystkich polach zasadę praw równych, niezależnych od tej kompetencji.
Jeżeli do pewnego stowarzyszenia, posiadającego wieloletnim istnieniem utrwalone
tradycje, charakter i cele wstąpi dostateczna liczba nowych członków, obojętnych dla
tej przeszłości albo jej wrogich i zechce zmienić do gruntu typ towarzystwa, liberalizm
widzi w tym prawo jednostek i nie troszczy się o to, czy one posiadają dość kompetencji
do rozstrzygania o przyszłości ciała zbiorowego, którego przeszłości nie noszą w sobie.
Demokratyzm, dbający o zachowanie typu zbiorowości, pragnąc uchronić ją od grożącego
ciągle niebezpieczeństwa wewnętrznego, bądź nadaje stowarzyszeniu charakter fundacji
o celach nie ulegających zmianie, bądź przyobleka je w formy korporacji – co zawsze
napotyka na ostrą opozycję liberalizmu, bądź wreszcie usiłuje tak zsolidaryzować szerokie
koła członków z przeszłością, tradycjami, charakterem i typem stowarzyszenia, żeby
wszelkie zakusy, zmierzające do ich zmiany, rozbiły się z góry o niewzruszony instynkt
samozachowawczy zbiorowości.
Tak samo i z narodem. Według liberalnego sposobu myślenia, naród nie jest
żywym organizmem, indywidualnością dziejową i duszą o własnej fizjonomii, ale czymś w
rodzaju towarzystwa akcyjnego, w którym pierwszy lepszy właściciel akcji – a jest nim każdy
człowiek w społeczeństwie lub ze społeczeństwa żyjący – ma prawo nadawać zbiorowości
taki kierunek, jaki leży w jego interesie lub odpowiada tego pragnieniom, pchać go na drogę
najryzykowniejszych przedsiębiorstw „postępowych”, byle zapewniających doraźne
dywidendy, i wysuwać na czoło narodu tych, którzy najmniej uosabiają w sobie jego swoistą
indywidualność, najbezwzględniej gotowi są poświęcić ten jego typ dziejowy interesom
części składowych, reprezentujących pewne „prawa”. Stąd liberalizm pragnie zawsze
podnosić do godności kierowników narodu nie tych, którzy posiadali kwalifikacje do
kierowania moralnego jego losami, lecz tych, którzy są podatnym narzędziem w ręku grup,
roszczących sobie prawa do kapitałów i zasobów narodowych, wreszcie tych, którzy są
rzecznikami różnego rodzaju interesów, choćby nie mających nic wspólnego z interesami
narodu jako całości. Liberalizm, z chwilą gdy zdobywa stanowisko kierownicze w
społeczeństwie, nie tylko zaprzepaszcza stopniowo wszystkie właściwości i cechy narodu,
składające się na jego indywidualność, lecz prowadzi niechybnie do istnego rozdrapywania
jego dóbr dziejowych, materialnych i moralnych, gwoli zaspokojeniu różnych apetytów. A
ponieważ największe i najbezwzględniejsze żądania stawiają ci, którzy są narodowi
najbardziej obcy i najbardziej obojętni na jego losy przyszłe, ponieważ dalej żywioły,
stanowiące rdzeń narodu, nie roszczą sobie żadnych praw, gdyż poczuwają się przede
wszystkim do obowiązków względem niego, – rozdrapywanie to dąży po równi pochyłej aż
do zupełnej likwidacji zasobów i samego bytu zbiorowości.
Wszędzie, gdzie bezwzględny liberalizm dochodzi do stanowczej i stałej przewagi,
następuje stopniowa likwidacja narodu, jego typu i jego indywidualności. Dosadny przykład
pod tym względem przedstawia Francja współczesna. Żywioły, piastujące w sobie tradycje
starej Francji, zostały od dawna odsunięte od wpływów i znaczenia w życiu narodu;
od czasów III Rzeczypospolitej zapanował tam niepodzielnie krańcowy liberalizm – i w ciągu
jednego pokolenia z narodu o wybitnym charakterze, żywotnego, twórczego, rycerskiego, o
wysoce rozwiniętej własnej kulturze duchowej, zrobił społeczeństwo kramarzy, zatrzymane w
rozwoju, zdolne tylko do zbijania pieniędzy, których nie umie nawet użyć dla dobra własnej
ojczyzny. Pewne symptomaty otrząsania się z tego marazmu wychodzą nie z obozu
liberalizmu, lecz wbrew niemu mozolnie torują sobie drogę, pracując nad odrodzeniem

Francji. W Anglii nawet, w której instynkt zachowania narodowego typu jest tak mocny, że
asymiluje najbardziej obce i oporne żywioły, każde dojście do władzy liberalnego
ministerium jest jednoznaczne z równoczesnym obniżeniem stanowiska mocarstwowego na
zewnątrz.
Z tych wszystkich względów w narodach o silnym typie prawdziwa rola
liberalizmu, niechcącego na każdym kroku odstępować od swoich zasad i czynić ciągłe z nich
ofiary na rzecz samowiedzy narodowej, sprowadza się do roli opozycji w rzeczach polityki
wewnętrznej, a hamulca w rzeczach polityki zagranicznej. Z tych również względów
socjalizm będący krańcowym wyrazem przeciwnarodowego ducha liberalizmu, w
społeczeństwach zdrowych, które nie zatraciły instynktu samozachowawczego, nigdy do
władzy w narodzie dojść nie może, tryumf bowiem jego równałby się zanikowi
indywidualności narodowej, jej rozkładowi i zwyrodnieniu. U nas, w Królestwie, zapanował
on chwilowo nad opinią właśnie w czasie zupełnego rozprzężenia duszy narodowej, ale fakt,
że prąd liberalizmu, usiłujący podówczas dokonać istnego rozbioru dóbr narodowych na
rzecz wszelkiego rodzaju „praw” i rewindykacji, rychło utracił wpływ i znaczenie, że opinia
odczuła w nim instynktowo prąd obcy, – fakt ten świadczy bądź co bądź o pewnej sile
indywidualności narodowej, o tkwiącej w masach samowiedzy własnego typu. Ale typ ten
zaznacza się dobitniej w bolesnych jego zapasach z zalewem wpływów obcych, w spokojnym
zaś życiu codziennym czujność słabnie, odporność zanika – i ci sami, którzy w zasadzie
uważają siebie chętnie za nosicieli i stróżów czystości narodowego programu, pierwsi stają
się rzecznikami bezpłciowego pod względem narodowym liberalizmu. Czy trzeba na to
przykładów? Życie dostarcza ich co chwila i coraz to nowych, bo nie ma u nas bieżącej
sprawy publicznej, przy której nie trzeba byłoby zwalczać niwelacyjnego, beznarodowego
sposobu myślenia błądzących wśród opinii prądów liberalnych.
Wypłynęła na widownię dążność do autonomii, wy płynęła jako przyrodzona potrzeba
rozwoju narodowego, jako sposób uregulowania kwestii polskiej w państwie, jako jedynie
możliwe połączenie tradycji narodowych z realnymi warunkami naszego bytu, wreszcie
jako jedyny dostępny nam dziś wyraz naszej indywidualności narodowej. Umysły, zakażone
doktrynerskim liberalizmem, zrobiły z tego natychmiast jakiś postulat beznarodowy,
pozbawiony podstaw dziejowych i własnej fizjonomii prawno-państwowej, postulat praw
ogólnoludzkich. W myśl zasady liberalnej, że autonomię powinien otrzymać każdy, kto jej
żąda”, stawiają w jednym szeregu: Polskę, Irlandię, Rusinów, Słowaków, Katalończyków
w Hiszpanii itd., a na gruncie państwa rosyjskiego propagują z zapałem postulat autonomii
dla wszystkich żywiołów obcoplemiennych, z tym jeszcze uzupełnieniem, że Żydzi powinni
otrzymać autonomię eksterytorialną. To, co było realnym wyrazem przejawiającej się
indywidualności narodowej, staje się po prostu kosmopolitycznym liberalnym frazesem,
który co najwyżej może się okazać wdzięczną bronią w ręku tych, którzy ją przeciwko nam
zwrócić zechcą, ale który w niczym ani samowiedzy narodowej nie wzmocnią, ani naszego
indywidualnego typu nie uwydatnią.
Polityka nowosłowiańska silnie podkreślała naszą indywidualność narodową,
łączyła ją w jedną całość wbrew rozszczepieniu dzielnicowemu, podnosiła jej znaczenie dla
przyszłości Rosji i Słowiańszczyzny, wreszcie stanowiła dziejowy nawrót do tradycji
piastowskich, które w walce z Niemczyzną wzniosły zręby samowiedzy narodowej, a
jednocześnie były silnie przepojone duchem słowiańskim, dlatego właśnie nowy ten prąd,
który żadną miarą nie daje się wtłoczyć w formułę ogólnoludzką, był i jest tak nienawistny
naszemu liberalizmowi. Na czele opozycji stanęli Żydzi, którzy pojęcie rasy uznają tylko na
swój własny użytek, ale u innych ludów widzą w nim wprost antysemityzm; za Żydami poszli
wszyscy zarażeni doktrynersko-liberalnym sposobem myślenia. Jak się to często zdarza
liberalizmowi, wypadło przy tej opozycji złożyć daninę panującemu w społeczeństwie
naszym poczuciu indywidualności narodowej: puszczono więc w ruch argumenty, że właśnie

polityka nowosłowiańska jest zaparciem się tradycyjnego typu dziejowego, osłabia naszą
samowiedzę, zaciera indywidualność narodu itd., ale chcąc podobnym argumentom nadać
cechy jakiegokolwiek prawdopodobieństwa, trzeba było stanąć na gruncie tezy, że między
neoslawizmem a dawnym panslawizmem nie ma właściwie żadnej różnicy. Atoli opinia
szybko się zorientowała, po której stronie stają istotni przedstawiciele tradycyjnej
indywidualności narodu, a po której fałszywi jej rzecznicy, wywodzący swe tradycje
narodowe zaledwie z ostatniego lat dziesiątka.
Myśl liberalna, tak daleko odbiegająca w swych założeniach i metodach od myśli
narodowej, bywa przystępna pewnym pojęciom tylko o tyle, o ile te znajdują w jej opinii to
samo zastosowanie we wszystkich przypadkach i warunkach stosunków ludzkich, o ile mogą
uchodzić za powszechne, ogólnoludzkie, słowem – o ile dają się podnieść do godności zasady
oderwanej. Stąd ulubionym zwrotem polemicznym myśli liberalnej jest powoływanie się na
taki fakt z dziedziny stosunków obcych, do którego zastosowanie zasady ogólnej mogłoby
się w ich pojęciu okazać dla nas niekorzystnym. Gdy się mówi o konieczności zachowania
naszego narodowego typu, o duchowym przewodnictwie żywiołów, wiernie wyrażających
sobą indywidualność i duszę narodu, nasuwa się zaraz liberalnemu umysłowi takie
zestawienie: skoro tak, to musimy uznać duchowe rządy „czarnej sotni” w Rosji, a hakatyzmu
w Niemczech – za zjawiska normalne, których zwalczać nie mielibyśmy prawa.
Rzeczywiście, gdyby możność rozwoju narodu polskiego zależała od tego, czy
Rosja lub Niemcy wyrzekną się swego typu narodowego i swych tradycji historycznych, czy
dadzą się nakłonić ku hasłom liberalizmu i wejdą na drogę ustępstw względem Polaków
wbrew swemu interesowi narodowemu, wtedy widoki tego rozwoju (o ile on zależy od
polityki państwowej) sprowadziłyby się do zera. Uregulowanie kwestii narodowościowej w
państwie, zdolne zadowolić obie spór toczące strony, da się pomyśleć tylko wtedy, gdy leży
w interesie samego państwa i gdy jest możliwe do przeprowadzenia nie tylko przy
zachowaniu jego typu narodowego, ale nawet z pewnym wzmocnieniem indywidualności
narodu uprzywilejowanego. Na tej podstawie uregulowano w Austrii sprawę stosunku
państwa do narodowości nie-niemieckich. Taką właśnie formą uregulowania w państwie
rosyjskim kwestii polskiej, podobnie jak finlandzkiej, ale na długie jeszcze czasy tylko
polskiej i finlandzkiej, jest prawno-państwowa autonomia tych krajów. Zabezpiecza ona nie
tylko indywidualność narodową polską, ale i rosyjską. Nie leży bynajmniej w interesie
rozwoju typu narodowego Rosji współczesnej ani wpływ Polaków na rządy całego państwa i
masowa ich emigracja na urzędowe i nieurzędowe stanowiska do Cesarstwa, ani wytwarzanie
na gruncie Królestwa rozsadnika biurokracji rosyjskiej starego typu, oderwanej od własnego
społeczeństwa i dbającej więcej o interesy swego stanu, niż o dobro Rosji. Skoro rachuby na
wynarodowienie Polaków i zlanie ich z narodem rosyjskim zawiodły, autonomia Królestwa
staje się w istocie jedynym wyjściem dla narodowej polityki rosyjskiej, pragnącej odrodzić
naród i państwo, przy zupełnym zachowaniu właściwego im typu, staje się wyjściem
bynajmniej zresztą nie sprzecznym z tradycjami dziejowymi stosunków rosyjsko-polskich.
Zbyteczna zresztą dodawać, że tzw. „czarna sotnia”, ta zbieranina wszelkiego rodzaju świeżo
nawróconych kresowców, nie reprezentuje bynajmniej rdzennego typu rosyjskiego, a już
najmniej jest powołana do jego odrodzenia w nowych warunkach bytu państwowego.
W Niemczech przeciwnie, zmuszeni jesteśmy uznać w hakatystach istotnych
wyobrazicieli współczesnego zaborczego ducha germańskiego, toteż o uregulowaniu tam
kwestii polskiej nie może być mowy, dopóki widoki zgermanizowania prowincji wschodnich
nie okażą się dla Niemców ostatecznie złudnymi. Obecnie toczyć się musi zacięta walka
o tę właśnie pozycję, a losy tej walki rozstrzygną, czy indywidualność narodowa Niemiec
rozszerzy się i pochłonie żywioł polski, czy też zmuszona będzie szukać na innej drodze
sposobów załatwienia kwestii polskiej.
W obu powyższych przypadkach nie może być brana w rachubę jakakolwiek

zasadnicza zmiana typu narodowego żadnej z trzech stron, w tej grze zaangażowanych.
Dążność narodów rosyjskiego i niemieckiego do zachowania swego typu uznać musimy za
zjawisko normalne, co nie wyklucza bynajmniej walki z naszej strony przeciw tej dążności,
o ile jeden lub drugi dążyłby do rozszerzania się naszym kosztem, ale walkę taką toczyć
musimy nie na gruncie moralnym, lecz na gruncie etnicznym, kulturalnym, społecznym i
politycznym. Tylko oderwany od życia i bezsilny liberalizm może szukać punktu oparcia
dla swego obronnego stanowiska w tym, że zjawiska naturalnego rozrostu indywidualności
narodowych, z którymi walczyć mu przychodzi, ochrzci mianem dążności niemoralnych lub
niehumanitarnych.
Zachowanie typu, charakteru, dziejowej fizjonomii i duszy narodu da się osiągnąć
tylko tym, że kierownictwo jego życiem, kamerton jego opinii, sprawdzian jego sumienia
i przewodnictwo jego duchowe przejdą niepodzielnie w ręce żywiołów, noszących w swej
duszy nieskażone odbicie tego typu. Nie o cechy ich rozpoznawcze tu chodzi, lecz o troskliwe
przechowywanie i wyrabianie w opinii tego instynktu narodowego, który jej wskazuje
naturalnych, a zarazem jedynie kompetentnych przewodników. Dlatego to u wszystkich
narodów – u nas najmniej – bierze opinia w rachubę nie tylko to, co się mówi, ale i kto
mówi, „kto” – nie w znaczeniu rozgłosu lub sławy, lecz w znaczeniu duchowej kompetencji.
Jest to nieraz jedynym wskazaniem dla wrażliwej i podatnej do uniesień opinii, ażeby nie
zbaczała z drogi, którą nie chwila obecna, lecz przyszłość kreśli niewidzialną ręką w duszy
zbiorowej.
Do objawów wysokiej kultury duchowej narodu zaliczyć należy, jeżeli pewne
wchodzące w jego skład żywioły, które nie mogą rościć pretensji do wyrażania przez się
jego typu, posiadają dość krytycyzmu i skromności, aby nie piąć się do roli kierowniczej w
życiu narodowym, której sprostać nie mogą, do której nie posiadają zasadniczej kompetencji
Istnieją zawsze rozległe pola pracy publicznej, bardziej specjalne i mniej nacechowane
piętnem indywidualności narodowej, na których takie żywioły mogą z wielkim dla
zbiorowości pożytkiem zastosować swe siły. Z tego względu należy się szczery wyraz
uznania ze strony naszego społeczeństwa frankistom polskim, którzy w razie, gdyby się byli
pięli na stanowiska kierownicze w naszym życiu narodowym, niewątpliwie stargaliby swe
siły w nieuniknionej rozterce z ogółem, pacząc jednocześnie jego typ zasadniczy, uniknęli
zaś tego, zabłysnąwszy jako pierwszorzędne gwiazdy na polu magistatury, nauki i w ogóle
zawodów wyzwolonych. Selekcja tego rodzaju w każdym narodzie dokonywać się musi,
ale dokonywa się ona bądź dobrowolnie i świadomie, bądź drogą starć, zboczeń, walk i
nawrotów.
Im sprawa zachowania typu narodowego przez właściwy dobór duchowych
kierowników bardziej przenika do samowiedzy ogółu, im bardziej jest regulowana z góry, a
nie dopiero po smutnych eksperymentach, drogą rozpędzania nabrzmiałych wrzodów na ciele
organizmu narodowego, tym spokojniej i normalniej odbywać się może jego rozwój.

Zygmunt Balicki (1858-1916) – współtwórca i jeden z najważniejszych myślicieli ruchu
narodowego. Urodził się 30 grudnia 1858 r. w Lublinie, w tym mieście uczęszczał też
do gimnazjum. Studiował w Petersburgu, angażując się w owym czasie w działalność
środowisk socjalistycznych. Współpracę z socjalistami kontynuował także po opuszczeniu
Rosji i osiedleniu się we Lwowie: z Bolesławem Limanowskim powołał socjalistyczno-
niepodległościowe ugrupowanie „Lud Polski”. Zagrożony wydaniem Rosjanom,
wyemigrował do Szwajcarii, gdzie kontynuował studia w Zurychu i Genewie, uzyskując
stopień doktora i stając się członkiem-korespondentem Międzynarodowego Instytutu
Socjologicznego. Kolejnym etapem w jego ewolucji ideowej była współpraca z Zygmuntem
Miłkowskim w ramach Ligi Polskiej. Sam Balicki stworzył Związek Młodzieży Polskiej
– tzw. Zet (1887). Wraz z Romanem Dmowskim zakładał Ligę Narodową, a następnie

Stronnictwo Demokratyczno-Narodowe, stając się jednym z czołowych publicystów i
polityków środowiska. Artykuły zamieszczał głównie w „Przeglądzie Wszechpolskim”
i „Przeglądzie Narodowym”. Zmarł 12 września 1916 r. w Piotrogradzie. Oprócz licznych
tekstów publicystycznych, Balicki był autorem cenionych prac socjologicznych i z teorii
polityki, m.in. Parlamentaryzm (1900) i Psychologia społeczna (1912). W 2007 r. Ośrodek
Myśli Politycznej wydał wybór tekstów Balickiego pt. Parlamentaryzm.
Prezentowany artykuł ukazał się w „Przeglądzie Narodowym”, sierpień 1909, rok II, nr 8.

Ostatnie Wpisy

Cztery kluczowe wyzwania dla Polski

2023.12.11

Fundacja Republikańska

Rzeczy Wspólne 46

2023.11.27

Fundacja Republikańska

Młodzieżowe rekomendacje polityk społecznych.

2023.10.31

Fundacja Republikańska

WSPIERAM FUNDACJĘ

Dołącz do dyskusji

Administratorem danych osobowych jest XXX, który dokonuje przetwarzania danych osobowych Użytkowników zgodnie z przepisami ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 roku o ochronie danych osobowych (t. jedn. Dz.U. z 2002 r., nr 101, poz. 926 ze zm.) oraz ustawy z dnia 18 lipca 2002 roku o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz. U. nr 144, poz. 1204 ze zm.). Operator Serwisu zapewnia Użytkownikom realizację uprawnień wynikających z ustawy o ochronie danych osobowych, w szczególności Użytkownik ma prawo wglądu do swoich danych osobowych oraz prawo do ich zmiany, poprawiania i żądania ich usunięcia.