Zachodnia cywilizacja, nasza tradycja
Kiedy wspomina się o cywilizacji zachodniej w kręgach zachodnich elit, niemal zawsze staje się obiektem ich krytyki lub pogardy. Najżywotniejsza świadomość Zachodu zdaje się znajdować na Wschodzie. Natomiast na samym Zachodzie czasem zdaje się, że jego własna cywilizacja sprzed pięćdziesięciu lat jest dziś cywilizacją utraconą. Co tłumaczy tak ogromną transformację wielkiej cywilizacji? Które z tradycji Zachodu pozostają żywe w dzisiejszej rzeczywistości? I jaka może być ich przyszłość?
Pół wieku temu cywilizacja zachodnia była ideą centralną, ideałem w amerykańskiej dyskusji politycznej i intelektualnej. Amerykańscy przywódcy polityczni często mawiali, że Stany Zjednoczone są jej spadkobiercami, mają więc obowiązek bronić Zachodu przed jego wrogami, głównie przed blokiem komunistycznym pod przywództwem Związku Sowieckiego (czasem zwanego „wschodnim”). Czołowi amerykańscy akademicy traktowali tradycję zachodnią z szacunkiem. Przedmioty związane z jej tematem były powszechnie nauczane, a niejednokrotnie wręcz wymagane na amerykańskich uniwersytetach. Lata 50. to era, w której wiodące instytucje Ameryki (przy ich wsparciu i pomocy, również Europy) były zdecydowane i wyraziste w swoim utożsamianiu się i promowaniu tradycji zachodniej.
Dziś w dyskusji politycznej prawie nigdy nie wspomina się o cywilizacji zachodniej, znacznie mniej jest też ona promowana zarówno w Ameryce, jak i w Europie. Kiedy przypomina się o niej w kręgach zachodnich elit, niemal zawsze staje się obiektem ich krytyki lub pogardy. Z kolei prawdziwa dyskusja na temat cywilizacji zachodniej jest zazwyczaj podejmowana przez politycznych, intelektualnych i religijnych przywódców niezachodnich społeczeństw, głównie przez społeczności muzułmańskie. Faktycznie, idea Zachodu wydaje się być najbardziej żywiołowo oskarżana przez wzburzony umysł kluczowego współczesnego wroga naszej cywilizacji, radykalny islamizm. Tak też najżywotniejsza świadomość Zachodu zdaje się znajdować na Wschodzie. Natomiast na samym Zachodzie (np. w Stanach Zjednoczonych, Europie, Kanadzie, Australii czy Nowej Zelandii) ((Ameryka Łacińska przystaje do Zachodu w sposób niejednoznaczny. O ile jest łacińska, o tyle ogólnie jest zachodnia. O ile jest amerykańska w sensie indiano-amerykańskim, o tyle jest czym innym.)) czasem zdaje się, że jego własna cywilizacja sprzed pięćdziesięciu lat jest dziś cywilizacją utraconą.
Co tłumaczy tak ogromną transformację wielkiej cywilizacji? Które z tradycji zachodu pozostają żywe w dzisiejszej rzeczywistości? I jaka może być ich przyszłość?
Trzy tradycje cywilizacji zachodniej
Wśród akademickich interpretatorów Zachodu, istnieje mocne przekonanie, że cywilizacja zachodnia została uformowana na trzech wyróżniających się tradycjach: (1) klasyczna kultura Grecji i Rzymu; (2) religia chrześcijańska, szczególnie chrześcijaństwo zachodnie; oraz (3) Oświecenie ery współczesnej ((Ten paragraf odnosi się do mojego eseju „America and the West: Global Triumph or Western Twilight?”, „Orbis” (lato 2001), s. 333-341.)). Choć wielu z nich postrzega ją jako syntezę trzech wymienionych tradycji, są i tacy, którzy podkreślają konflikty między tymi wątkami. Jak się przekonamy, antagonizm między religią chrześcijańską a Oświeceniem był i pozostaje szczególnie istotny.
Pierwszą z tradycji zachodnich była kultura klasyczna. Na przykład Grecja w dziedzinie polityki wniosła ideę republiki, natomiast Rzym – imperium. Analogicznie, Grecja przysłużyła się ideą wolności, a Rzym – prawa. Kiedy zostały połączone, dały początek zachodniej koncepcji wolności w ramach prawa.
Chrześcijaństwo ukształtowało cywilizację zachodnią na wiele istotnych sposobów. Teologia chrześcijańska wprowadziła świętość osoby wierzącej i nawoływała do posłuszeństwa wobec autorytetu (Chrystus) wyższego od władcy świeckiego (Cezar); idee, które w późniejszym czasie udoskonaliły i wsparły koncepcję wolności w ramach prawa. Chrześcijańskie instytucje, szczególnie papiestwo Kościoła rzymskokatolickiego, w swoich nieustannych zmaganiach ze Świętym Imperatorem Rzymu i lokalnymi monarchami, w spadku pozostawiło Zachodowi ideę rozdziału, a w rezultacie ograniczenia władzy.
Trzecim źródłem cywilizacji zachodniej było nowoczesne Oświecenie, które dostarczyło idei liberalnej demokracji, wolnego rynku i wiary w rozum i naukę jako uprzywilejowanych środków do zrozumienia świata. Zwłaszcza angielska „chwalebna rewolucja” 1688 roku kładła nacisk na wolność i konstytucjonalizm, podczas gdy rewolucja francuska 1789 roku akcentowała demokrację i racjonalizm. Różnice między Oświeceniem w Anglii i na kontynencie przyczyniły się do ważnych podziałów wewnątrz samego Zachodu trwających przez większą część XIX i XX wieku. Stało się tak w odniesieniu do rewolucji przemysłowej i różnych na nią reakcji: zarówno państwowe sterowanie gospodarką, jak i ideologia marksistowska odgrywały o wiele większą rolę na kontynencie niż w Anglii czy Stanach Zjednoczonych.
Od chrześcijaństwa do cywilizacji zachodniej
Samo pojęcie „cywilizacji zachodniej” jest czymś w rodzaju anomalii. Powstało zaledwie sto lat temu, i tak naprawdę nie jest porównywalne z terminami powszechnie używanymi dla określenia innych cywilizacji. Większość z nich (np. cywilizacja islamu, hinduska czy ortodoksyjna) ((Są to niektóre z cywilizacji określonych przez Samuela P. Huntingtona w „Zderzeniu cywilizacji”.)) zachowała religijną tożsamość; faktem też jest, że przed okresem Oświecenia terminem, którym ludzie Zachodu powszechnie posługiwali się na określenie własnej cywilizacji, było „chrześcijaństwo”. Historia dotycząca tego, jak „chrześcijaństwo” stało się „cywilizacją zachodnią”, jest istotna dla zrozumienia jej natury, i być może przeznaczenia ((J. Kurth, „The Real Clash”, „The National Interest” (jesień 1994), s. 3-5.)).
Oświecenie doprowadziło do sekularyzacji większości intelektualnych elit chrześcijaństwa. Sprawiło to, że ich cywilizacji nie nazywano już chrześcijańską, choć wielu zwykłych przedstawicieli jej populacji pozostało chrześcijanami. Tak więc, mimo że rewolucja francuska i przemysłowa rozpowszechniły idee oświeceniowe pośród ważnych grup społecznych, chrześcijańskie Kościoły nadal stanowiły żywotną siłę wewnątrz cywilizacji. Jednakże od czasów Oświecenia nie było możliwym odnosić się do samej cywilizacji jako chrześcijańskiej.
Przez około sto lat jej preferowaną nazwą była „Europa”. Był to również okres, w którym obserwowano powstawanie europejskich osad w Nowym Świecie. Tam rozwijały się one w kierunku statusu niepodległych państw, co sprawiło, że termin „cywilizacja europejska” stał się nieodpowiedni. We wczesnym wieku XX kilku Europejczyków ukuło bardziej odpowiedni termin: „cywilizacja zachodnia”. Jednak niemal natychmiast zaczęto używać go w pesymistycznym kontekście schyłku cywilizacyjnego, zwłaszcza w „Zmierzchu Zachodu” (1918) Oswalda Spenglera. Gdyby pojęcie to zostało pozostawione wyłącznie Europejczykom, najprawdopodobniej miałoby krótki i nieszczęśliwy żywot, szczególnie biorąc pod uwagę dewastujące moralne i materialne konsekwencje I wojny światowej.
Amerykańska redefinicja cywilizacji zachodniej
To Nowy Świat został wezwany do zrównoważenia pesymizmu Starego. Amerykanie tchnęli nowe znaczenie w koncepcję cywilizacji zachodniej. Najpierw, gdy zajęli się wielką falą emigrantów z Europy, a następnie, kiedy zajęli się samymi europejskimi narodami w Europie podczas obu wojen światowych. Dla Amerykanów w pierwszych dekadach XX wieku cywilizacja zachodnia polegała głównie na ideach wolności i indywidualizmu zinstytucjonalizowanych w liberalnej demokracji, wolnych rynkach, konstytucjonalizmie i rządach prawa. Amerykanie odnosili się do tego zestawu idei jako do „amerykańskiego kreda”, czyniąc z nich główny środek do „amerykanizowania” nowych emigrantów z Europy. Idee te były oczywiście bezpośrednimi spadkobiercami angielskiego Oświecenia, lecz w sposób pośredni stanowiły elementy odziedziczone z tradycji klasycznej i chrześcijańskiej.
Amerykańska interwencja po stronie zachodnich aliantów w czasie I wojny światowej i ponownie podczas II wojny światowej spowodowały redefinicję cywilizacji zachodniej. Nowa koncepcja została opisana jako „aliancki projekt historii” ((J.C.D. Clark, „The United States, the United Kingdom, and Germany: Some Intellectual Premises of Transatlantic Alliances”, odczyt w the Foreign Policy Research Institute, kwiecień 7, 2003.)), lecz jego głównym filarem było specyficznie amerykańskie poczucie misji historycznej. Nową treścią cywilizacji zachodniej stało się amerykańskie kredo. Na odwrót, nowym kontekstem dla amerykańskiego kreda stała się cała cywilizacja zachodnia. Połączenie amerykańskiej energii i europejskiego dziedzictwa dało idei zachodniej cywilizacji siłę i prawne uzasadnienie zarówno w Ameryce, jak i w Europie. Potęga pomogła Stanom Zjednoczonym wygrać I wojnę światową z Cesarstwem Niemiec, II wojnę z nazistowskimi Niemcami i zimną wojnę ze Związkiem Sowieckim. Legitymacja pomogła utrzymać wieloletni pokój wewnątrz samej Europy Zachodniej, co splotło się z zimną wojną. Dlatego też, przejęcie idei zachodniej cywilizacji przez Amerykę sprawiło, że nasza cywilizacja weszła w swój okres heroiczny.
Zimnowojenna koncepcja cywilizacji zachodniej
Zimna wojna wyjaśniła i skrystalizowała polityczny i intelektualny podział między Zachodem i Wschodem. „Aliancki projekt historii”, wytwór dwóch wojen światowych został wypracowany i zinstytucjonalizowany w czymś, co moglibyśmy nazwać „NATO-wskim projektem historii”, który dobrze pasuje do zimnej wojny. Niemal wszyscy członkowie Paktu Północnoatlantyckiego okazali się być dziedzicami każdej z trzech wielkich tradycji zachodnich. Przy tym wydawali się swobodni i pewni w owej tożsamości i roli ((J. Kurth, „NATO Expansion and the Idea of the West”, „Orbis” (jesień 1997), s. 555-567.)). (Jednak NATO zawierało kilka kulturowych anomalii – Grecję i Turcję – które w oczywisty sposób były poza pewnymi elementami trzech tradycji, przy czym Stany Zjednoczone miały sprzymierzeńca – Japonię – ewidentnie poza wszystkimi trzema tradycjami, jak również poza jakąkolwiek do przyjęcia geograficzną definicją Zachodu. Lecz anomalie te stały się dopuszczalne, zakładając tezę, że każdy z tych krajów był odtąd zaangażowany w ogromny projekt „westernizacji”.)
W pierwszej dekadzie zimnej wojny zmagania między Zachodem i Wschodem przyjęły formę walki między „wolnym światem” i „światem socjalistycznym”, jako że obydwaj antagoniści odnosili się w niej do samych siebie. Wraz z dekolonizacją europejskich imperiów między Zachodem i Wschodem wyłonił się nowy region, globalne Południe. Teraz walkę toczoną między Pierwszym i Drugim Światem nazywano walką o przyszłość Trzeciego Świata. Zarówno Zachód, jak i Wschód oferował Południu specyficzną wersję projektu oświeceniowego, szczególną świecką doktrynę rozwoju. Zachód promował liberalizm, który w dużej mierze był wytworem angielskiego Oświecenia, podczas gdy Wschód promował marksizm, będący głównie wytworem francuskiego Oświecenia. Jednakże znamiennym jest, że Zachód zdecydował, iż w swojej walce ze Wschodem nie może zachęcać Południa do pozostałych tradycji, tj. kultury klasycznej i religii chrześcijańskiej.
Lata 50., szczyt zimnej wojny, były złotym wiekiem alianckiej czy też NATO-wskiej koncepcji cywilizacji zachodniej. Z nadejściem lat 60. nie tylko ta, ale wszelkie inne koncepcje Zachodu były poddawane nieustannym atakom. Od tego czasu tradycje zachodnie przeszły na pozycje obronne. Obecnie, tak naprawdę słowo „obronne” może być zbyt mocnym określeniem, gdyż wewnątrz dzisiejszych politycznych, intelektualnych i gospodarczych instytucji Europy i Ameryki znajdujemy bardzo niewielu obrońców cywilizacji zachodniej.
Jakie były przyczyny wielkiego odrzucenia wielkich tradycji? Zaczniemy od tradycji klasycznej, która nawet w pozornie złotym wieku była najbardziej bezbronna ze wszystkich trzech.
Śmierć tradycji klasycznej
W latach 50. tradycja klasyczna była wciąż w pewnym stopniu nauczana na amerykańskich i europejskich uniwersytetach. Lecz głęboko wewnątrz samej edukacji tkwiło problematyczne założenie, że jest odpowiednia, a nawet praktyczna (przynajmniej jako „mądrość”) dla konkretnej części społeczeństwa – elity, z której mieli wyjść gubernatorzy, urzędnicy i sędziowie rządzący masami, czyli całą resztą. Tradycja klasyczna ceniła arystokrację i hierarchię, honor i obowiązek. (Idealną karierą dla studenta ery nowożytnej było otrzymanie posady kolonialnego urzędnika, wzorem legendarnych młodych mężczyzn, którzy kończyli Oxford czy Cambridge, by zostać zarządcami prowincji Brytyjskiego Imperium w Indiach.)
Sprzeczny z duchem klasycyzmu jest zarówno duch demokracji, jak i handlu, oba silnie wzmocnione przez Oświecenie i oczywiście szczególnie dominujące w Stanach Zjednoczonych. Cokolwiek mogło być tworem „republikańskich klasycznych” idei w okresie powstawania Ameryki, do lat 30. XIX wieku większość Ameryki była całkowicie demokratyczna i rynkowa w swoim charakterze, jak doskonale zaobserwował to Tocqueville w „Demokracji w Ameryce” ((Jednak, przez ponad kolejnych sto lat tradycja klasyczna nadal żyła w Ameryce, najbardziej uderzającym było wzniesienie ogromnej liczby wspaniałych budynków zaprojektowanych zgodnie ze spuścizną stylu neoklasycznego. Z nich wszystkich najbardziej oczywisty był Kapitol Stanów Zjednoczonych, ale przynajmniej czterdzieści stanowych kapitoli zostało zbudowanych w pewnego rodzaju stylu neoklasycznym. Jednak, do lat 50., hipernowoczesny styl (tak naprawdę, antyklasyczny), funkcjonalny (antyestetyczny) i „międzynarodowy” (antynarodowy) całkowicie wyparł tradycję klasyczną z architektury amerykańskiej i europejskiej.)). Choć Ameryka lat 50. była przywódcą Zachodu w okresie pewnego rodzaju złotego wieku samoświadomości cywilizacji zachodniej, do tego czasu klasyczna tradycja była niemal całkiem niewidoczna w każdym aspekcie amerykańskiego życia. Oznaczało to, że kiedykolwiek stawała się przedmiotem istotnego ataku (a nastąpił on już w latach 60.), nie pojawiało się żadne poważne zainteresowanie jej obroną.
Klasyczna kultura Grecji i Rzymu, tak integralna zarówno dla cywilizacji zachodniej, jak i całkiem innej ukształtowanej przez wschodnią ortodoksję, nie stanowiła części historii większości pozostałych kultur czy cywilizacji. Prawie nic nie znaczyła dla narodów Azji, Afryki, Indian czy Metysów w Ameryce Południowej. Jednak w Stanach Zjednoczonych żyło w jej granicach wielu potomków tych niezachodnich ludów, a z czasem ich liczebność jeszcze wzrosła w wyniku Aktu Imigracyjnego z 1965 roku. Polityczni i intelektualni przywódcy owych grup postrzegali kulturę klasyczną (a nawet szerzej kulturę zachodnią) jako narzędzie, za pomocą którego tradycyjna elita wykluczała ich z równego szacunku i uczestnictwa w demokratycznym społeczeństwie. Dlatego też, w odniesieniu do kultury klasycznej, amerykański ruch praw obywatelskich działał w nieobywatelski, niszczycielski sposób. Jednocześnie, w Europie podobne akcje przeprowadzał ruch antykolonialny.
Polityczne i gospodarcze elity Ameryki, a teraz i Europy pod wieloma względami podążające za amerykańskim przywództwem – przepojone demokratycznym i handlowym duchem – przestały wierzyć w tradycję klasyczną, gdyż była bardzo odległa od rzeczywistości i życia. Tak więc, by utrzymać swą polityczną i gospodarczą pozycję w obliczu ruchów praw obywatelskich i antykolonialnych, były skore do udobruchania owych antyzachodnich sił poprzez porzucenie ostatnich pozostałości tradycji klasycznej. Oznaczało to usunięcie klasyków z ich ostatnich redut w instytucjach kształcenia wyższego na Zachodzie. Faktycznie, spowodowało śmierć tradycji klasycznej w cywilizacji zachodniej.
Ciężka próba tradycji chrześcijańskiej
Również tradycja chrześcijańska była w latach 60. XX wieku poddawana ciągłym atakom, a Oświecenie stanowiło ich intelektualne i ideologiczne centrum. Oświecenie zawsze wierzyło w rozum i naukę jako uprzywilejowane środki do zrozumienia świata. Wielu jego dumnych zwolenników było opętanych zamiarem obalenia wszelkiego tradycyjnego autorytetu, zarówno świeckiego, jak i religijnego, i przywłaszczenia go w całości dla siebie. Doprowadziło ich to do używania rozumu i nauki w uprzedzony sposób, zaprzeczając jakimkolwiek biblijnym i duchowym fundamentom prawdy, a zatem do oczerniania religii chrześcijańskiej.
Zamiar ów istniał w tradycji oświeceniowej od jej zarania. Jednak, w latach 60. nastąpiła ogromna ekspansja studentów na świeckich uniwersytetach, przy równie ogromnej ekspansji nagłaśnianej przez świeckie media kultury popularnej (w rzeczywistości pogańskiej). Już znacznie wcześniej, na początku wieku przemysłowego, mentalność oświeceniowa przeniknęła do elit. Obecnie, u progu wieku informacji, rozciągnęła swe dominium na młodzież. Ten intelektualny i kulturalny rozwój został wzmocniony przez rozwój technologii (nagły dostęp nowych metod antykoncepcyjnych) oraz gospodarki (nagły udział ogromnej liczby kobiet w pracach na pełen etat). Te, z kolei, spowodowały przełomową polityczną zmianę: powstanie silnego ruchu feministycznego, a kiedy technologie antykoncepcyjne okazały się zawodne, także promocję aborcji jako jego głównego projektu.
Każda z tych zmian, które szturmem wtargnęły w lata 60. i trwają do dziś, przeciwstawiały się pewnym nauczaniom i praktykom religii chrześcijańskiej. Zachodnie elity w całości uzasadniły i zalegalizowały je jako progresywne spełnienie idei oświeceniowych, takich jak wolność i równość jednostki. Jednakże, widziane z perspektywy Biblii, tak naprawdę są one jedynie nowymi manifestacjami starożytnej potęgi dumy i buntu.
Atak na religię chrześcijańską został zinstytucjonalizowany na skutek zmian w latach 60. i później w etnicznej strukturze Ameryki oraz Europy. W Stanach Zjednoczonych, seria decyzji Sądu Najwyższego wzniosła potężny (i absolutnie nieznany dotąd) mur między Kościołem i państwem, co w rezultacie wyeliminowało chrześcijaństwo ze sfery publicznej. Zmiana ta była związana z upadkiem protestanckiej dominacji („WASP” – Biali Anglosascy Protestanci – przyp. tłum.) w kręgach amerykańskich elit intelektualnych i prawniczych. W Europie natomiast od lat 60. do dziś trwa wielka imigracja z krajów muzułmańskich. Jej konsekwencją jest powstanie dużych społeczności muzułmańskich, które obecnie stanowią od pięciu do dziesięciu procent wielu europejskich krajów. Sytuacja ta powoduje, że europejskie elity polityczne wolą wyeliminować chrześcijaństwo ze sfery publicznej.
Mimo że siły atakujące tradycję chrześcijańską działały na całym Zachodzie, ich konsekwencje były różne zarówno w Europie, jak i w Ameryce. W Europie Kościoły chrześcijańskie były związane z tradycyjną władzą polityczną i społeczną. Ponieważ autorytety te upadły, gdy rozpowszechniła się demokracja liberalna i wolnorynkowa, wraz z nimi upadły też Kościoły chrześcijańskie. Inaczej w Ameryce: ogromna liczba różnych „wyznań” (charakterystycznie amerykański termin), które były niezależne od państwa i siebie nawzajem, oznaczała, że niemal od chwili powstania Stanów Zjednoczonych istniała pewnego rodzaju demokracja religijna i rynek religijny. Jeśli konkretny kościół wydawał się być powiązany ze zdyskredytowaną i upadającą władzą polityczną i społeczną, chrześcijanie w Ameryce mogli z łatwością przenieść się do innego Kościoła, jednocześnie podtrzymując wiarę w zasady swej religii. Mechanizm ten pomaga zrozumieć, dlaczego dziś chrześcijaństwo jest bardziej żywotne w Ameryce niż w Europie. Elity amerykańskie mogły ją odrzucić, lecz religia chrześcijańska wciąż ma znaczenie i jest bardzo istotna dla dużej części amerykańskiego społeczeństwa. Tak też wątek chrześcijański nadal odgrywa rolę cywilizacyjną w Ameryce.
Dominacja tradycji oświeceniowej
Dziś jedyną zachodnią tradycją, z której skwapliwie korzystają elity Zachodu, jest Oświecenie. Dla amerykańskich elit politycznych i gospodarczych w dużej mierze oznacza ono oświecenie angielskie (lub angloamerykańskie), z jego naciskiem na wolność jednostek, zinstytucjonalizowane w liberalnej demokracji i wolnych rynkach. Dla europejskich elit politycznych, intelektualnych i gospodarczych (oraz amerykańskich elit ulokowanych w środowiskach akademickich i mediach), oznacza głównie oświecenie francuskie (lub kontynentalne), z jego akcentami na racjonalizm elit, zinstytucjonalizowaną biurokratyczną władzę i wykwalifikowane społeczeństwo. Łącznie, elity te promują współczesną wersję projektu oświeceniowego. Ich intencją jest narzucenie go całemu światu, przy jednoczesnym wyeliminowaniu jakichkolwiek śladów pozostałych tradycji zachodnich w samej Ameryce i Europie.
Odrzucenie wiary chrześcijańskiej nie oznacza, że odrzucono wszelkie wiary. Mimo zarozumiałych twierdzeń racjonalistów i naukowców, każda istota ludzka wierzy w coś, czego nie można udowodnić (przez co nie można tego dowieść rozumowo) lub nie można zobaczyć (przez co nie można udowodnić naukowo), wobec czego musi być to przyjmowane na wiarę. Od czasu Oświecenia zachodnie elity przylgnęły do różnych sekularystycznych i uniwersalistycznych wierzeń, które w rzeczywistości były religiami bez Boga.
Kenneth Monogue rozpoznał owe surogaty wiary jako: (1) idea postępu, (2) marksizm i (3) „olimpianizm”, który jest współczesna wiarą w to, że oświecona intelektualna elita może i powinna doprowadzić do „udoskonalenia człowieka… na skalę światową poprzez zmuszenie ludzi do życia w jednej społeczności opartej na powszechnym korzystaniu z odpowiednich dla nich praw człowieka ((K. Minogue, „Christophobia’ and the West”, „The New Criterion”, s. 4-13.)). Jak pokazuje Minogue, każda z tych świeckich religii określa chrześcijaństwo jako swego wroga. W rzeczy samej olimpianizm, który dominuje w naszych czasach, widzi samą ideę zachodniej cywilizacji jako przeszkodę dla swego wielkiego globalnego i uniwersalistycznego projektu.
Uniwersalistyczna ideologia elit olimpiańskich jest w dużej mierze zgodna z ideologią globalnych korporacji i być może odzwierciedla też ich rozprzestrzeniające się interesy. W pierwszej połowie zimnej wojny amerykańskie korporacje znajdywały największe możliwości dla prowadzenia swych interesów w Europie oraz w innych krajach zachodnich. Mniej więcej korespondowało to z pewną definicją amerykańskiego systemu sojuszniczego i cywilizacji zachodniej. Jednakże w drugiej połowie okresu zimnej wojny amerykańskie wielonarodowe korporacje rozwinęły się w niezachodnich regionach. Ostatecznie, wraz z upadkiem bloku sowieckiego i końcem zimnej wojny, preferowaną areną dla wielonarodowych korporacji amerykańskich stał się cały świat – a zatem, „globalizacja”. Dla wielonarodowych, teraz globalnych korporacji było istotnym, by identyfikowano je z ideami i ideałami, które wydawały się progresywne i globalne, nawet nieuniknione i uniwersalne, a nie (jedynie) zachodnie i tradycyjne.
Efektem tych zmian ideologicznych i gospodarczych stało się przedefiniowanie ideału rynku z zachodniego na globalny, społeczeństwa z zachodniego na multikulturowy i systemu politycznego z zachodniego „konstytucjonalizmu” na „zasadę” międzynarodowego NGO. Zamiast cywilizacji zachodniej, ma być cywilizacja globalna, w której multikulturowe i międzynarodowe elity mają administrować (lub narzucać) swoje wyobrażenia praw ludzkich. Powstaje zarys uniwersalnego imperium – poza tym, że ma się nazywać światowym „rządem” – i uniwersalnej religii, zwanej uniwersalnymi prawami ludzkimi.
Od tradycji oświeceniowej do postzachodniej cywilizacji
Historycy zazwyczaj datują początek ery współczesnej na schyłek XV wieku; włoski renesans i europejskie odkrycia nieeuropejskiego świata były głównymi ruchami, które zainaugurowały i ukształtowały nową erę. Za nimi nastąpiły inne zmiany, takie jak reformacja i naukowe odkrycia świata przyrody. Era ponowoczesna wydaje się zaczynać pod koniec XX wieku, prawie pięćset lat później.
Niedwuznacznie, czasy współczesne również mogą być postrzegane jako era Zachodu. Wszystkie wielkie ruchy, które zdefiniowały epokę współczesną, miały swe początki w Europie, a następnie zostały rozpowszechnione przez Europejczyków, a nawet narzucone przez nich reszcie świata. Podobnie, ponowoczesna epoka może być postrzegana jako era postzachodnia, z większością zachodnich tradycji nie tylko odrzuconych przez niezachodnie społeczeństwa, ale również przez elity samych społeczeństw zachodnich. Wszystkie elementy ruchu ponowoczesnego narodziły się w Europie (głównie we Francji), gdzie można było je zaobserwować jako logiczne następstwa francuskiego oświecenia. Ideolodzy ponowoczesności zaangażowali się w przymusowy projekt antyzachodni zarówno w Europie, jak i Ameryce. Przyłączyły się do nich ich postkolonialne odpowiedniki w niezachodnim świecie. Wspólnie stworzyli wielkie przymierze przeciw zachodniej cywilizacji i dążą do unicestwienia jej na całym świecie, a w szczególności na samym Zachodzie.
Kluczowy nieprzyjaciel cywilizacji zachodniej znajduje się dziś w niej samej. Jest nim współczesna wersja Oświecenia, szczególnie francuskiego. Za pomocą uniwersalistycznych pretensji i iluzji, jego wyznawcy sprawili, iż mieszkańcy Zachodu nie dość, że nie rozróżniają innych kultur, to nie są przekonani co do własnej. W ten sposób sprawili, że Zachód jest zdezorientowany i bezbronny wobec ataków ze Wschodu, a szczególnie ze strony islamu. Ofensywa może nadejść poprzez nieustanne lub katastrofalne ataki międzynarodowej siatki islamskich terrorystów lub podobne działania członków dużych i wyalienowanych społeczności muzułmańskich na Zachodzie, szczególnie w Europie. Jednak, dla zachodniej cywilizacji islam jest jedynie chorobą skórną: Oświecenie zmutowało w chorobę serca ((Na temat zakwestionowania Zachodu przez islam, patrz R. Scruton, „Zachód i cała reszta“ (2002); zob. też J. Kurth, „The New Protracted Conflict: The War and the West”, „Orbis” (wiosna 2002), s. 321-331.))
Obrońcy wiary: rola liberałów, konserwatystów i neokonserwatystów
Kim na Zachodzie są świadomi obrońcy autentycznej i pełnej cywilizacji zachodniej, a nie jedynie jego oświeceniowej, uniwersalistycznej herezji? Zdecydowanie nie liberałami. W sektorze intelektualnym (akademia i media) są on przeważnie multikulturowcami i internacjonalistami; ci w sektorze biznesu są w dużej mierze globalistami; natomiast w sektorze polityki (głównie w Partii Demokratycznej w Stanach Zjednoczonych) przeważnie reprezentują wyżej wymienione postzachodnie intelektualne i ekonomiczne poglądy. W każdym razie liberałowie nigdy nie lubili tradycji, a co za tym idzie – nie lubili także tradycji zachodnich. Tak naprawdę, akceptują jedynie swoją własną tradycję, tę oświeceniową, pod warunkiem, że zdefiniuje się ją jako „postęp”.
Oczywiście, można oczekiwać od konserwatystów, że będą lubili i wspierali tradycję. Lecz wśród tych współczesnych i znaczących należy rozróżnić między tradycjonalistami i neokonserwatystami. Od samego początku (niech to będą zwolennicy Lwa Trockiego czy Leo Straussa) neokonserwatyści postrzegali tradycję chrześcijańską jako obcą, a nawet groźną. Jeśli idzie o tradycję klasyczną, ich pogląd na nią został ukształtowany przez zdecydowanie nietradycyjną interpretację klasycznej filozofii zaproponowanej przez Leo Straussa. Jedyną tradycją zachodnią, której faktycznie chcą bronić neokonserwatyści, jest Oświecenie. Chcieli bronić jej przed atakami pochodzącymi od postmodernistów, a w ostatnich latach zamierzali rozwinąć ją w pozostałych częściach świata, by ustanowić pewnego rodzaju amerykańskie imperium. To ostatnie nie jest projektem konserwatywnym, lecz rewolucyjnym i radykalnym. Zasadniczo można powiedzieć, że z takimi przyjaciółmi jak neokonserwatyści cywilizacja zachodnia nie potrzebuje wrogów.
Prawdziwymi obrońcami zachodnich tradycji są tradycyjni konserwatyści. Potrafią rozpoznać, że centralną i zasadniczą tradycją cywilizacji zachodniej jest tradycja chrześcijańska. Przyjęła ona i rozwinęła najlepsze elementy tradycji klasycznej, przy jednoczesnym podporządkowaniu ich wyższej prawdzie biblijnej. Religia ta przyczyniła się również do powstania najlepszych elementów tradycji oświeceniowej, przy jednoczesnym przyporządkowaniu ich wyższej prawdzie biblijnej. Innymi słowy, to właśnie ona utrzymywała pozostałe zachodnie tradycje w równowadze. Być może w naszych czasach powołaniem tych nielicznych tradycyjnych konserwatystów wśród wykształconej elity jest dotarcie do rzesz chrześcijan żyjących w naszym społeczeństwie, by pomóc im pogłębić zrozumienie głównych problemów, które jeszcze są przed nami, oraz udzielić głosu ich chrześcijańskim i zachodnim przekonaniom i niepokojom.
Zwolennicy współczesnej wersji Oświecenia mogą sądzić, że stworzą globalną i uniwersalną cywilizację, lecz coraz liczniejsze dowody wskazują, że zamiast tego otworzyli drzwi barbarzyńcom, tak na zewnątrz (np. islamski terroryzm), jak i wewnątrz cywilizacji (np. pogarda dla godności ludzkiej). Najlepszą obronę przed nowym barbarzyństwem można odnaleźć w religii chrześcijańskiej. Z tradycją chrześcijańską zachodnia cywilizacja stała się najbardziej twórczą, i faktycznie, najbardziej rozwiniętą cywilizacją w historii człowieka. Bez niej do niczego by nie doszła. Wraz z odrodzeniem chrześcijaństwa nie tylko mogłaby zatriumfować nad nowym barbarzyństwem, lecz stałaby się bardziej prawdziwie cywilizowana niż jest dziś.
James R. Kurth, profesor nauk politycznych w Swarthmore College, gdzie uczy polityki obronnej, zagranicznej i międzynarodowej. Starszy wykładowca w the Foreign Policy Research Institute w Filadelfii oraz członkek the International Institute for Strategic Studies. Doktorat z nauk politycznych obronił na Uniwersytecie Harwarda (promotorem był Samuel Huntington). Autor ponad stu artykułów na temat polityki obronnej, międzynarodowej, zagranicznej i europejskiej.
Przełożyła Barbara Molska
Barbara Molska (ur. 1963), absolwentka Wydziału Filologicznego Uniwersytetu w Oslo. Lektor akademicki i tłumacz z języka angielskiego i norweskiego. Prowadzi szkołę językową. Mieszka w Gdańsku.
Powyższy tekst jest przekładem eseju, który ukazał się w półroczniku „Intercollegiate Review” (jesień 2003-wiosna 2004).