Wojna o Górski Karabach a Polska
Obecne zbrojne starcia pomiędzy Azerami i Ormianami o Górski Karabach są skutkiem historycznej i politycznej bałkanizacji Południowego Kaukazu oraz gry mocarstw, które doprowadziły w tamtym rejonie do sytuacji mającej częściowo znamiona zastępczej wojny.
Proxy war, czyli wojna zastępcza, to termin, który od czasów zimnej wojny wszedł na stałe do słownika polityki międzynarodowej. Dotyczy sytuacji, gdy państwa dominujące w danym regionie, nie chcąc bezpośrednio zderzyć się ze sobą, używają do osiągnięcia przewagi swoich sojuszników lub nieformalnych sprzymierzeńców. W przypadku obecnego konfliktu pomiędzy Azerami i Ormianami państwami dominującymi są: popierająca głównie Armenię Rosja oraz aspirująca do roli regionalnego mocarstwa Turcja, popierająca Azerbejdżan. Spektrum graczy w tym regionie jest jednak szersze.
Dzisiejszy świat jest tak zglobalizowany, że działania na jednym obszarze mają szybki wpływ na inne. W interesie Polski jest, żeby ten konflikt jak najszybciej się skończył.
Kaukaski kocioł
W XIX w. powstało pojęcie „bałkański kocioł”, oznaczające splątanie interesów państw bałkańskich, wynikłych z przemieszania żyjących tam i wyznających różne religie narodów i ludów. Wynikiem są nieustające antagonizmy, wzajemne roszczenia terytorialne i konflikty. Do tego dochodzi polityka mocarstw, bezwzględnie wykorzystująca każdą animozję. Te wszystkie czynniki występują również na Kaukazie, dlatego określenie „kaukaski kocioł” ma pełne uzasadnienie .
Typowym przykładem tego stanu rzeczy jest prawosławna Gruzja, sąsiad zarówno Armenii, jak i Azerbejdżanu. Z poparciem Rosji od Gruzji oderwała się Abchazja, gdzie populacja gruzińska była dwa i pół razy większa niż abchaska. Dziś Abchazów jest tam dwa razy więcej niż Gruzinów.
Jeszcze większy jest udział Rosji w powstaniu „państwa” Południowej Osetii, wydartego Gruzji w wyniku wojny przegranej z Rosją. „Państwo” to liczy kilkadziesiąt tysięcy osób, czyli mniej niż średniej wielkości miasto w Polsce.
Tendencje separatystyczne przejawiał też region Adżarii znajdujący się nad Morzem Czarnym. Adżarowie to Gruzini, którzy w wyniku długoletniej okupacji tureckiej przyjęli islam sunnicki. Obecnie większość z nich wróciła do religii przodków.
Te przykłady pokazują jak skomplikowane są układy polityczno-narodowościowe w rejonie Kaukazu.
Geneza konfliktu
Sowieci doskonale opanowali zasadę divide et impera. W 1936 r. Józef Stalin dokonał podziału Południowego Kaukazu na trzy republiki sowieckie (Gruzja, Armenia, Azerbejdżan), tworząc tam kaukaski węzeł gordyjski. Sowiecki przywódca, znający specyfikę tego regionu, poszatkował go w taki sposób, by powstał nieunikniony konflikt, w którym Moskwa będzie arbitrem. Do Azerbejdżanu włączono cały region Górskiego Karabachu, w którym Ormianie stanowili wtedy 90 proc. jego populacji. W przeszłości był ich sanktuarium, do którego uciekali przed licznymi inwazjami obcych. Część regionu włączono bezpośrednio, a z części utworzono autonomiczny obwód na terytorium Azerbejdżanu. Linię podziału pomiędzy sowieckim republikami Armenii i Azerbejdżanu przeprowadzono tak, że granice tego obwodu nie stykały się z granicą Armenii. W ten sposób Górski Karabach stał się ormiańską enklawą wewnątrz Azerbejdżanu.
Aby jeszcze bardziej rozchwiać równowagę tamtego obszaru, Sowieci utworzyli azerską eksklawę na zachód od Armenii w postaci Autonomicznej Republiki Nachiczewanu. Jest położona pomiędzy Armenią, Iranem i Turcją. Perfidia twórców tej zakaukaskiej strategii posunęła się do tego, że na terenie Armenii utworzono jeszcze nachiczewańską mini-enklawę… we wsi Kerki.
Ormianie, korzystając z upadku Związku Sowieckiego, utworzyli niepodległą Republikę Górnego Karabachu. Po walkach z Azerami opanowali też inne tereny historycznie należące do tego regionu, uzyskując terytorialne połączenie z Armenią. Dotychczasowe próby odbicia tych terenów przez rząd w Baku zakończyły się niepowodzeniem.
Konflikt cywilizacyjny
Na konflikt terytorialny nakłada się konflikt cywilizacyjno-historyczny. Ormianie to chrześcijanie obrządku wschodniego, ale poza nurtem tradycyjnego prawosławia i bez łączności z Patriarchatem Ekumenicznym Konstantynopola, który uważany jest za primus inter pares w świecie prawosławnych chrześcijan.
Armenia to pierwsze chrześcijańskie państwo świata w historii i najbardziej wysunięta w tamtym regionie marchia chrześcijańskiego świata, otoczona z trzech stron przez muzułmanów. Ormianie ze swoją historią sięgającą starożytności mają cywilizacyjną przewagę nad Azerami, którzy przez wiele lat byli uważani za jedno z tureckich plemion, a ich narodowa świadomość jest świeżej daty. Ormianie wykazują też silną determinację egzystencji związaną z historyczną świadomością ludobójstwa dokonanego na nich przez Turków podczas I wojny światowej. Motywacje te oraz sprawniejsze ormiańskie siły zbrojne dowodzone przez o wiele większą liczbę oficerów służących w byłej Armii Sowieckiej niż w przypadku wojska azerskiego decydowały, że 3-milionowa Armenia bez większego trudu odnosiła dotychczas zwycięstwa nad 10-milionowym i znacznie bogatszym Azerbejdżanem.
Obecnie trwający konflikt został wywołany przez Azerbejdżan. Baku uważa, że to dobry czas na wojnę – świat walczy z pandemią koronawirusa, w USA odbywają się wybory, Rosji przybył nowy problem – bunt ludności na Białorusi protestującej przeciw sfałszowaniu wyborów prezydenckich.
Wojna w górach niweluje jednak populacyjną i finansową przewagę Azerów nad Ormianami, mającymi wręcz świadomość, że chodzi w niej o ich egzystencję.
Główni gracze
Niewątpliwie to Rosja i Turcja. Ich wzajemne stosunki są skomplikowane. Z jednej strony działają razem na rzecz policentryzacji świata i rozbicie obecnego globalnego układu geopolitycznego, którego liderem są wciąż Stany Zjednoczone Ameryki, a pretendentem Chiny. Z drugiej strony rywalizują na Kaukazie i Bliskim Wschodzie, a nawet w Azji Centralnej. W obecnej sytuacji Rosja, mająca zbyt wiele frontów, stara się zachować status quo na Południowym Kaukazie. Popiera Armenię, gdzie utrzymuje bazy wojskowe, ale ma też dobre relacje z Azerbejdżanem.
W Baku przeważyło przekonanie, że w takim układzie, aby odbić zajęte przez Ormian terytoria, korzystna będzie pomoc Turcji. Prezydent Ilham Alijew zdecydował się zwrócić do Turcji, która pod rządami prezydenta Recepa Erdoğana od kilku lat prowadzi w wielu miejscach (Libia, Morze Śródziemne, Syria, Irak) politykę odbudowy mocarstwowej pozycji, z czasów Imperium Osmanów. Ankara zmierza przy tym do konsolidacji państw turkojęzycznych (Azerbejdżan, Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan, Kirgistan), których chciałaby zostać liderem.
Wiele wskazuje, że obecne starcie z Armenią jest wspólną decyzją Baku i Ankary. Na krótko przed nim odbyły się duże wojskowe manewry armii azerskiej i tureckiej. Turcy dostarczyli też Azerom swoje słynne już i bardzo skuteczne drony Bayraktar TB2 oraz zorganizowali pomoc oddziałów najemników z Syrii. Nie ulega wątpliwości, że Turcja w tym konflikcie prowadzi ofensywną politykę, której celem jest m.in. ograniczenie rosyjskich wpływów w tym regionie.
Iran
To bezpośredni sąsiad obu skonfliktowanych państw oraz Turcji. Jego stosunek do tego konfliktu jest złożony, ale pokazuje, że w polityce interesy narodowe liczą się bardziej niż tożsamość religijna. Iran i Azerbejdżan są największymi państwami szyickimi, jednak w tym konflikcie Teheran latami popierał chrześcijańską Armenię. Przyczyną tego stanowiska jest kilkunastomilionowa azerska mniejszość zamieszkująca zwarte terytorium północno-zachodniego Iranu, począwszy od granicy z Azerbejdżanem. Irańscy Azerowie, którzy swoją liczebnością przewyższają liczbę rodaków w Azerbejdżanie, wykazują silne tendencje separatystyczne i najchętniej zmieniliby przynależność państwową.
Drugim powodem jest obawa przed wzmocnieniem pasa ludów tureckich, ciągnącego się od Turcji aż po zamieszkałych w Chinach Ujgurów. W tej sytuacji klęska Armenii niewątpliwie osłabiłaby rządzony przez Persów Iran. Ostatnio Teheran zmodyfikował jednak swoje stanowisko. W celu uspokojenia nastrojów irańskich Azerów, którzy jawnie popierają swoich braci, Iran wezwał Armenię, by zakończyła okupację zajętego terytorium Azerbejdżanu, zaś Turcję, żeby nie eskalowała konfliktu. Widocznie w Teheranie, we własnym dobrze pojętym interesie, zwyciężyła koncepcja, że państwowe granice są nienaruszalne.
Arabia Saudyjska
To najbardziej klasyczny przykład zwycięstwa prymatu narodowego interesu. Arabia Saudyjska, ortodoksyjne państwo muzułmańskie, strażnik świętych miejsc islamu, popiera chrześcijańską Armenię. Powodem jest rywalizacja z Turcją o przywództwo na Bliskim Wschodzie.
Izrael
Wbrew pozorom, to mocny gracz w tym konflikcie. Izrael od lat popiera Azerbejdżan przeciwko prorosyjskiej Armenii, kupującej broń tylko w Rosji. Wpływy Izraela w Baku są coraz większe, czego dowodem są zakupy izraelskiej broni, w ostatnich latach większe niż rosyjskiej. Ta wojna jest też dla Izraela poligonem do sprawdzenia swoich najnowszych broni, przede wszystkim dronów, które mogłyby być zastosowane do zwalczania syryjskiej obrony przeciwlotniczej uzbrojonej w rosyjskie systemy rakietowe.
Chiny
Na pewno nie będą popierały Azerbejdżanu. Powodem jest wystąpienie Erdoğana, który kierując się nie interesem narodowym, ale solidarnością turecką, poparł Ujgurów, z którymi Chiny prowadzą bezwzględną walkę.
Co powinna zrobić Polska
Polska powinna trzymać się jak najdalej od tego konfliktu i dbać o swój interes narodowy. W żadnym wypadku nie wolno nam kierować się sympatiami religijnymi i popierać Ormian tylko dlatego, że są chrześcijanami walczącymi z muzułmanami.
Armenia jest sojusznikiem Rosji. Popiera jej politykę, także wobec ukraińskiego Donbasu. Ormianie poparli zabór Krymu przez Rosję, ponieważ sami zajęli tereny należące formalnie do innego państwa. Są kredytowani przez Rosję w zakupie rosyjskiego uzbrojenia.
W podsumowaniu – Polska nie powinna popierać Armenii z trzech powodów:
- Armenia popiera politykę Rosji.
- Azerbejdżan wkrótce rozpocznie dostawy gazu Południowym Korytarzem Gazowym do Europy. Gazoport w Świnoujściu i gazociąg z Norwegii zapewnią nam bezpieczeństwo gazowe, jednak kolejne możliwe źródło dywersyfikacji stanie się korzystne, nawet jeśli w tym przypadku głównymi odbiorcami azerskiego gazu będą państwa południa Europy.
- Podstawowym celem naszego bezpieczeństwa jest terytorialna integralność Polski. Nie powinniśmy popierać państw, które naruszają tę zasadę wobec innych, nawet jeśli mają historyczne prawa. Nie powinniśmy popierać niepodległego Górskiego Karabachu ani niepodległej Katalonii, jeśli chcemy, żeby inni nie popierali, mających ukryty cel, autonomistów Śląska.
W naszym interesie jest, żeby ten konflikt w ogóle wygasł. Nie chcemy, żeby Turcja, kraj NATO, posiadający największą po USA armię ze wszystkich sojuszników, angażowała się w kolejny konflikt. Poza tym – i to jest ważniejsze – Rosja tracąca prestiż na Południowym Kaukazie, w przypadku wyraźnego niepowodzenia, będzie starała się zrekompensować swoją porażkę odpowiednimi działaniami na Ukrainie lub na Białorusi.
W naszym interesie jest też, żeby ten konflikt nie przekształcił się w większą wojnę na Bliskim Wschodzie, ponieważ natychmiast podniosłoby to cenę ropy naftowej do poziomu znacznie powyżej 100 dolarów za baryłkę i odbiłoby się na rozwoju gospodarczym Polski. Gospodarka Rosji wzmocniłaby się, a nałożone na nią sankcję stałyby kompletnie nieistotne. Stany Zjednoczone musiałyby poszukać jakiejś formy zaangażowania się w tym regionie, co osłabiło ich zainteresowanie obroną wschodniej flanki NATO.
Autor: Wojciech Tomaszewski