Stadiony dla idei

2019.05.28

Fundacja Republikańska

Ruch kibicowski w Polsce opiera swoją tożsamość na wartościach konserwatywnych i kulcie żołnierzy wyklętych. I czyni go to niezwykle oryginalnym.

Tekst z 25 numeru kwartalnika „Rzeczy Wspólne”.

Kibice Lechii Gdańsk wśród licznych bannerów, jakie prezentują na meczach swojego klubu, mają też taki z hasłem: „My tworzymy historię”. W przypadku klubu z Gdańska ma ono specyficzną wymowę, bo historia Lechii potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby jej kibice nie uratowali klubowego bytu na początku XXI w. Jednakże fani tego klubu znani są ze swych bezkompromisowych poglądów na temat historii Polski.

Historia antykomunistycznych działań lechistów jest dobrze opisana przez kapelana kibiców, jak czasem jest określany ks. dr Jarosław Wąsowicz, duszpasterz, historyk, sympatyk Lechii, autor licznych publikacji na temat kibiców, a może przede wszystkim organizator corocznej pielgrzymki kibiców na Jasną Górę. Wydaje się, że nie ma sensu powtarzać dobrze znanych opowieści, które ukształtowały charakter kibiców, czyniąc z nich charakternych obrońców prawicowych postaw, a przede wszystkim głosicieli antykomunistycznych haseł. Oczywiście, taki system wartości to nie jest tylko gdańska specyfika. W Polsce, jak kraj długi i szeroki, żadna kibicowska ekipa nie prezentuje lewicowych wartości ani symboli, co czyni polską scenę kibicowską niezwykle oryginalną.

PRL, czyli formowanie się kibicowskiej kultury

Refleksja na temat współczesnej kultury kibicowskiej byłaby bezsensowna, gdyby pominąć kontekst historyczny. Obecny kształt tego środowiska formował się przez kilka dekad i jego analiza musi uwzględniać niuanse wieloletniego procesu. Badanie historii tego ruchu jest fascynujące także z tego powodu, że widać w niej obraz przemian naszego kraju.

Prekursorami zorganizowanego typu kibicowania zdają się fani Polonii Bytom. W drugiej połowie lat 60. zaczęli oni organizować pierwsze inicjatywy: ukonstytuowała się mała grupka młodych kibiców, w 1968 r. powstała pierwsza zwrotka hymnu kibiców Polonii, a rok później pojawiły się pierwsze szaliki (dziergane choćby przez babcie z dostępnej włóczki). Za nimi poszli kibice ŁKS Łódź, Legii Warszawa i innych klubów. O wzorce z zewnątrz było trudno – inspiracją byli kibice klubów rywalizujących z polskimi drużynami w rozgrywkach europejskich pucharów, np. Feyenoordu, oraz krótkie skróty meczów ligi angielskiej w publicznej telewizji. Polska kultura kibicowska kształtowała się zatem głównie dzięki wewnętrznym, wynikającym ze specyfiki polskiego społeczeństwa tamtego okresu, mechanizmom i wartościom, co będzie stanowiło o jej specyfice przez długie lata. Były to przede wszystkim relacje z przedstawicielami systemu oraz wpływ tzw. gitowców.

Władze komunistyczne starały się kierować ruchem kibicowskim poprzez oficjalnie powoływane kluby kibica, które otrzymywały wsparcie finansowe na swoją działalność, np. na organizację podróży na mecze wyjazdowe. Zgodnie z logiką komunistycznego reżimu próbowano uczynić kibicowanie procesem sterowalnym, na wzór gospodarki centralnie planowanej. Szybko jednak się okazało, że to właściwie niemożliwe. Kibice zachowywali się zbyt żywiołowo, by mogła nad tym w pełni panować władza państwowa. W tym czasie kibice decydowali się na pierwsze spontaniczne wyjazdy. Bez eskorty milicji, często w małych grupach, które były narażone na ataki.

Na kształtowanie się struktury grup kibicowskich miała także wpływ tzw. kultura gitowców, która osiągnęła swoje apogeum w pierwszej połowie lat 70. Najsilniej rozwijała się w dużych ośrodkach miejskich, gdzie powstawały pierwsze liczące się ekipy kibicowskie. Choć subkultura ta zaczęła tracić na znaczeniu pod koniec dekady, jej wzorce ewoluowały i okrzepły w ruchu kibicowskim. Jej wyznacznikami były: wrogość do obcych i służb mundurowych, silne poczucie lojalności wobec grupy i wierność jej zasadom (niezbędne przy podróżach do innych miast), kluczowa rola silnego charakteru niezbędnego w walce fizycznej etc. Cechy te nadal są ważne. W kolejnych dekadach motywowały osoby parające się niezbyt czystą działalnością do poszukiwania w strukturze kibiców własnego miejsca. Środowisko kibiców stało się platformą dla wszystkich, którzy – oprócz miłości do klubu – lubią życie z dreszczykiem, dużą dozę adrenaliny i męskie (kobiety do tej pory stanowią margines tej kultury) wyprawy w nieznane. Bycie kibicem przez wiele lat wiązało się z przygodą. Często weekendową. Niekiedy podróże rejsowymi pociągami i autobusami PKS, z licznymi przesiadkami i przymusowymi wysiadkami (jazda bez biletu) przemieniały się w kilkudniowe eskapady. Mowa o czasach, gdy nie można było monitorować ruchów przeciwnika przez Internet, więc trudno było ustalić, kto i gdzie będzie się czaił na trasie. Na takie wyprawy decydowali się tylko najbardziej odważni i niepokorni.

W latach 80. środowisko kibicowskie stawało się coraz bardziej zorganizowane. Rósł poziom przemocy stadionowej. Skala agresji zgodnie z oficjalną propagandą sukcesu nigdy jednak nie została publicznie ujawniona. W środowisku krążyły opowieści o zamieszkach przed finałem Pucharu Polski w Częstochowie w 1980 r. (Legia–Lech), których wynikiem były ofiary śmiertelne. W tym czasie po klubach kibica organizowanych przez władze nie było już śladu, a kibice organizowali się po swojemu, co najczęściej objawiało się masowymi rejsowymi podróżami na mecze wyjazdowe. Na porządku dziennym były libacje alkoholowe i nieustanne bójki między kibicami przeciwnych drużyn. Służby porządkowe reagowały na incydenty, nie mając jasnych wytycznych, nie było bowiem odrębnego prawa dotyczącego meczów piłkarskich. Najczęstszą strategią milicji było karanie krewkich kibiców biciem i krótkimi aresztami.

Anomia okresu posttransformacyjnego

Pierwsze lata po 1989 r. to chaos – poczynając od ekonomii, świata polityki, na futbolu kończąc. Niestabilność sytuacji w kraju współgrała z sytuacją na stadionach. Po roku 1989 kultura przemocy na polskich stadionach rozwinęła się bezprecedensowo. Dane policji wskazują rosnącą tendencję ekscesów chuligańskich – w 1991 r. było 190 takich przypadków, w 1997 już 1075. Większość kibiców tamtego okresu, wspominanego dzisiaj nostalgicznie, pamięta podróże po całej Polsce, którym towarzyszyła „niecywilizowana” otoczka: jazda na gapę pociągami (konflikty z konduktorami), niszczenie mienia publicznego, intensywne spożywanie alkoholu (niekiedy kilkudniowe), polowania na kibiców przeciwnych drużyn, kradzieże w sklepach, konflikty z policją. Państwo polskie zajęte było wówczas gaszeniem olbrzymiej inflacji i walką z bezrobociem, sport był gdzieś na szarym końcu transformacyjnych pryncypiów. Kibicowskie ekipy przyciągały młodzież, która „radziła sobie sama”, której niestraszne było ryzyko konfrontacji i która w większości wyznawała wartości typu „morda nie szklanka”. W jakimś stopniu wspólnoty kibicowskie były w tamtym czasie enklawą dla młodzieży z piętnem transformacji – rekrutującej się z  terenów upadającego przemysłu, blokowisk i rodzin, które najbardziej dotkliwie odczuwały przemiany gospodarcze w kraju.

Bycie w grupie zaspokajało zatem ważną potrzebę przynależności, braterstwa i solidarności. Były to grupy o wysokim poziomie spójności. Lata 90. to kibicowskie czasy bez podziałów, gdzie każdy, kto ruszał w trasę, musiał stawać do walki z „wrogiem” czyhającym na dworcu, w ulicznym zaułku, pod kasami stadionów i na trybunach.

Według informacji z tamtego okresu państwo polskie nie miało narzędzi do przeciwstawiania się kulturze przemocy. Policjanci nie byli szkoleni w zakresie zarządzania sytuacjami meczowymi. Dość powiedzieć, że dopiero osiem lat po transformacyjnym przełomie w prawodawstwie polskim pojawiła się Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych, pomyślana jako środek kontroli nad tym, co dzieje się podczas imprez sportowych. Ustawa przez wiele lat była jednak właściwie martwa i nie wywoływała większych reperkusji w środowisku kibiców. Jej rola znacząco się zwiększyła tuż przed Euro 2012, gdy jej kolejna nowelizacja okazała się jedną z najbardziej restrykcyjnych form kontroli kibiców w Europie.

Nowy wiek, nowe podziały

Pod koniec lat 90. dochodzi do sytuacji, która wpłynie na rozwój całego ruchu kibicowskiego. W  listopadzie 1998 r. dochodzi do pierwszej ustawki między kibicami Lechii Gdańsk i Arki Gdynia. Ustawki miały także przyczynę zewnętrzną – po latach braku procedur wprowadzono Ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych, a policja zaczęła odrabiać lekcje w kwestii inwigilacji kibiców. Lepiej więc było wyjść do walki w lesie niż na stadionie – kary za wandalizm zarejestrowany dzięki monitoringowi stawały się coraz bardziej dokuczliwe. Ustawki miały konsekwencje dla kultury kibicowania, bo po pierwsze wymusiły wprowadzenie specyficznych zasad, a po drugie wpłynęły na proces profesjonalizacji ekip chuligańskich.

Umawiane walki najczęściej toczyły się według przyjętych wcześniej reguł ustalających liczbę zawodników, sprzęt i wiek. Oczywiście, zdarzały się konfrontacje „na spontanie”, gdy jakaś ekipa atakowała drugą z dużą przewagą liczebną. Przypadki śmiertelne (np. zadźganie nożem kibica Pogoni przez kibica Cracovii w drodze na mecz kadry narodowej w 1993 r.) spowodowały, że część środowiska postanowiła uregulować (choć nie w sposób formalny) kwestię używania niebezpiecznego sprzętu, wprowadzono także zawieszenie broni podczas meczów kadry narodowej. „Pakt poznański” z 2004 r. był pod tym względem bezprecedensowy (choć jego ustaleń nie respektowały m.in. ekipy Wisły Kraków i Cracovii) i do 2016 r. był przestrzegany.

Profesjonalizacja chuliganki i jej wpływy

Ustawki wpłynęły (choć nie tylko one) na podziały w ruchu kibicowskim. W XXI w. widać, że grupy chuligańskie wyraźnie się wyspecjalizowały. W ich szeregach nie mógł występować każdy, kto połknął bakcyla mordobicia. Ekipy bojowe zaczęły przypominać drużyny sportowe składające się z wytrenowanych i nieprzypadkowych osób, które zamiast z winem pod sklepem większość wolnego czasu spędzają w sali treningowej MMA czy boksu. Bez zbędnej przesady należy stwierdzić, że w aktywnościach chuligańskich jest coraz mniej spontaniczności, przypadkowości, a coraz więcej wyrachowania, strategii i planów treningowych. Czymś, co trudno pojąć kibicom z lat 80. i 90., jest występowanie ekip chuligańskich w legalnych, profesjonalnych turniejach walk, np. Iron Warriors. Sytuacja jedyna w swoim rodzaju – mamy do czynienia z wyjściem osób angażujących się w nielegalne ustawki w świat, który opiera się na oficjalnych i legalnych zasadach. To jedna strona medalu.

Drugą jest – nie do końca znana – skala zaangażowania części chuliganki w aktywności przestępcze. Wydaje się, że to naturalna konsekwencja. Kto może być atrakcyjniejszym targetem dla grup przestępczych niż młodzi, wytrenowani, bezkompromisowi i wychowani w porządku hierarchicznym fighterzy? Sami chuligani często wykorzystują swoje możliwości, bez dodatkowej zachęty, do prowadzenia własnych interesów. Tajemnicą poliszynela pozostaje to, że są to: handel narkotykami, przemyt, haracze, sale treningowe, w  których wykuwa się chuligańską stal.

Chuligani stanowią mniejszość w sensie ilościowym, ale jakościowo mają w  polskim ruchu kibicowskim głos decydujący. To od nich zależy, z kibicami którego klubu zawierane są zgody (oficjalne przyjaźnie) albo kosy (wrogość). Stosunki między kibicami różnych klubów coraz rzadziej są wynikiem przypadkowych alkoholowych melanży, które przeradzały się w przyjaźń (co cechowało zgody w latach 80. i 90.). Są one efektem strategicznego myślenia, z kim lepiej być w układzie chuligańskim. Stąd też chuliganom Wisły Kraków opłacało się zerwać w 2016 r. wieloletnią zgodę ze Śląskiem Wrocław oraz Lechią Gdańsk i wejść w relację z Ruchem Chorzów, Widzewem i Elaną Toruń. Reszta kibiców musiała się z tym pogodzić.

Ultras i działalność społeczna

Podział w ruchu kibicowskim przyniósł rozwój innych sfer działalności. Przede wszystkim w wymiarze ultras i w formie stowarzyszeń kibicowskich. Przełomowy w ruchu polskich ultras był sezon 2001/2002, kiedy to oprawy meczowe stały się integralnym elementem meczów piłkarskich. Początkowo kibice rywalizowali głównie w wielkości tych opraw, mierzonej liczbą uczestniczących w  nich kibiców. Większe i lepiej zorganizowane grupy starały się stopniowo urozmaicać i zwiększać złożoność choreografii, podczas gdy mniejsze kluby ograniczały się do prezentacji nazwy i barw klubowych. Kolejne sezony przyniosły prawdziwą rewolucję, bo kibicowskie performance’y nie tylko są spektakularnymi przedstawieniami choreograficznymi, lecz także zaczynają przedstawiać komunikaty skierowane do świata zewnętrznego. Obecnie największe grupy ultras – Legii, Lecha czy Lechii – potrafią przygotować zapierające dech w piersiach choreografie, z mistrzowską precyzją, estetycznym polotem, a nierzadko z inteligentnym i przekornym przekazem. W epoce kultury obrazkowej i Internetu choreografie są znakomitym sposobem dotarcia do milionów odbiorców, nie tylko bywalców stadionów. To właśnie dzięki technologii oprawę ultras Legii w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego pokazywały portale i gazety z całego świata.

Zjawiskiem sprzyjającym rozwojowi kibicowskich performance’ów jest instytucjonalizacja środowiska kibicowskiego w formie stowarzyszeń. Trend ten rozpoczął się na dobre w 2003 r. Jest to o tyle istotne, że coraz bardziej złożone i skomplikowane oprawy meczowe wymagały ścisłej współpracy z władzami klubu ze względu na kwestie logistyczne (instalacja, magazynowanie w pomieszczeniach klubowych). Instytucjonalizacja ruchu ultras pomagała także w zbieraniu środków finansowych na choreografie, których koszty przekraczały często kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pośrednio ruch ultras wymusił formalizację środowisk kibicowskich, co pomogło odkryć różne obszary działalności pozastadionowej i przekształcić się w organizacje społeczeństwa obywatelskiego.

Stowarzyszenia kibicowskie są już trwałym elementem kibicowskiego krajobrazu. W sezonie 2017/2018 aż 15 z 16 występujących w ekstraklasie drużyn mogło się pochwalić stowarzyszeniami kibiców (wyjątek to klub Termalica). Grupy kibiców mają także swojego przedstawiciela w strukturze zarządczej klubu w postaci Supporters Liaison Officer (SLO). W  większości klubów rolę tę odgrywa osoba wywodząca się ze środowiska kibiców. Warto zauważyć, że klubom łatwiej współpracować z kibicami, gdy reprezentuje ich ciało instytucjonalne. Działalność stowarzyszeń ułatwia regulowanie wielu spraw (np. dystrybucję biletów), wpływa także na budowanie pozytywnego wizerunku kibiców, który przez wiele lat był jednoznacznie negatywny. Badani przeze mnie kibice wskazują m.in. na: chęć pokazania pozytywnej strony swej działalności, zerwanie ze stereotypem chuligana i bandyty, wykorzystanie energii i potencjału drzemiącego w grupie, pracę na rzecz marki swojego klubu, wychowywanie nowych pokoleń kibiców, cementowanie więzi w społecznościach lokalnych, kształtowanie postaw i wartości, a w szerszym sensie potrzebę przysłużenia się innym. Takie szerokie ambicje znajdują swój wyraz w bardzo zróżnicowanych formach aktywności: zbieraniu środków finansowych na różnorodne akcje (np. domy dziecka, Polacy z Kresów), organizacji turniejów sportowych, akcjach oddawania krwi, upamiętnianiu ważnych wydarzeń historycznych, a nawet pomocy w  ratowaniu upadających klubów (casus m.in. Hutnika Kraków, Chrobrego Głogów) etc. Oczywiście, stowarzyszenia koncentrują się jedynie na pewnym typie działalności, same zresztą ograniczają grupę ewentualnych współpracowników – nie tylko z powodów korzyści, lecz także przekonań ideowych. Trudno wyobrazić sobie ich współpracę np. z organizacjami lewicowymi. Cechuje to jednak wszystkie organizacje pozarządowe – koncentrują się one na swojej tożsamości.

Tożsamość niezłomna, tożsamość konfliktu

Pytanie o tożsamość ruchu kibicowskiego stało się w ostatnich latach niezwykle doniosłe. Odpowiedź na nie jest niemożliwa bez analizy szerszego kontekstu społeczno-politycznego. Jedną z najważniejszych dat dla przemiany polskiego futbolu był 18 kwietnia 2007 r., kiedy Polska stała się współorganizatorem Euro 2012. Rząd polski, modernizując stadiony i  autostrady, pragnął także zmodernizować kibiców, przede wszystkim przez wyrugowanie patologii z polskich stadionów.

Czynniki strukturalne uderzyły mocno w środowisko kibiców nowelizacją ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, najpierw w 2009, a potem w 2011 r. Nie ulega wątpliwości, że powodem było nie tylko przyznanie prawa organizacji Euro 2012, lecz także przemoc podczas np. finału Pucharu Polski w 2011 r. Bardzo często wykorzystywanym narzędziem w walce z kibicami stał się zakaz stadionowy, który w kilka lat przetrzebił wiele grup kibicowskich w całym kraju (zdarzały się przypadki zasądzania zakazów stadionowych np. za używanie wulgaryzmów). Kibice próbowali reagować za pomocą różnych form protestu (z tego okresu pochodzi najsłynniejsze chyba hasło z oprawy meczowej zaprezentowanej na kilkunastu stadionach: „Donald, matole, twój rząd obalą kibole”), a także powołali specjalne ciało o nazwie Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców, którego celem była walka o interes całej fanowskiej społeczności.

Konflikt z rządem i rosnący w konsekwencji antagonizm ugruntowały linię podziału oraz przyczyniły się do wzmocnienia tożsamości zbiorowej kibiców. Korzenie tej tożsamości powstały oczywiście wcześniej (wzmacniane np. przez nienawiść do policji), ale umożliwiły wejście w konflikt w sposób zorganizowany i kolektywny. W narracjach kibiców pojawiały się także kwestie związane z poczuciem bycia dyskryminowanym, traktowanym jako obywatel drugiej kategorii. Opinii o kibicach towarzyszyły takie określenia, jak „bandyci”, „łobuzeria”, „dzicz”, „stadionowi bandyci”, „agresywne wyrostki w dresach”, „hordy stadionowe”, „faszyści”, a nawet „terroryści”.

Tożsamość protestu, która kształtowała się dzięki konfliktowi z władzami, wyewoluowała także w  specyficzny dyskurs tożsamości antysystemowej, która w przypadku polskich kibiców ma jednoznacznie konserwatywny charakter. W odróżnieniu od wielu krajów Europy Zachodniej performance’y polskich kibiców nie wykorzystują lewicowej symboliki ani retoryki walki klas. Brakuje na polskich stadionach symboli Che Guevary, sierpa i młota czy antykapitalistycznych haseł. Za sprawą niechęci do ideologii lewicowej uwarunkowanej w trakcie 45 lat panowania w Polsce realnego socjalizmu środowiska kibicowskie nie dysponują innym niż konserwatywno-patriotycznie-religijnym zestawem symboli służących do wyrażania wspólnotowych doświadczeń i społecznego niezadowolenia. Kibice w Polsce wciąż prezentują postawy antykomunistyczne, choć system upadł blisko 30 lat temu. Ten dyskurs, promowany przede wszystkim przez starszyznę ruchu, przenika w procesach kulturowo-ideologicznej socjalizacji do pokoleń młodszych kibiców, którzy otrzymują wyraźny zestaw norm i wzorców do naśladowania.

Ugruntowanie się idei konserwatywno-patriotycznych wynika z  potrzeby oręża ideowego wzmacniającego tożsamość. Służy temu także militarny charakter grup kibicowskich, w których struktura opiera się na wojskowym wręcz porządku, silnej hierarchii i obecności osób dowodzących. Znamiennym przykładem narracji odwołującej się do historii jest kultywowanie pamięci o żołnierzach wyklętych (pierwsza oprawa związana z nimi pojawiła się na trybunach Śląska Wrocław w  2011 r.; jak wspomina w  jednym z wywiadów radiowych Roman Zieliński, jeden z najbardziej zasłużonych kibiców Śląska: „Ja wchodziłem do klubu, który był klubem wojskowym […] pod tytułem Ludowe Wojsko Polskie. Przetworzyliśmy ten klub, który jest postrzegany na kultywatora wartości żołnierzy wyklętych”). W losach żołnierzy kibice szukają zarówno analogii do swojej sytuacji (represje), jak i wzorców do naśladowania.

Perspektywy na przyszłość

Kultura kibicowska w Polsce jest niezwykle zróżnicowana, wyróżnia się wielowymiarowością i – niewykorzystanym do końca – potencjałem. Zasoby ludzkie, zdolność mobilizacji, skuteczność w działaniu dają niezwykłe rozwojowe możliwości. Warto pamiętać, że kibiców, jak chyba żadną grupę społeczną w kraju, stać na ogólnopolską solidarność. Jednakże te możliwości nie rozwijają się w pełni. Wynika to, jak sądzę, z silnej pozycji grup chuligańskich, które mają swoje pole działań (i interesy) i nie muszą być zainteresowane szerszą współpracą. Ostatnie lata pokazały, że kibice wytrenowali się w działalności społecznej, w pewnej mierze także ideowej, mogą zatem nadal być brani pod uwagę jako ważny ruch społeczny we współczesnej Polsce. Pytanie tylko, czy mają taką potrzebę.

Radosław Kossakowski

Ostatnie Wpisy

Czwarte morze

2024.06.28

Fundacja Republikańska

47. numer Rzeczy Wspólnych

2024.05.27

Fundacja Republikańska

Wieczór wyborczy

2024.05.27

Fundacja Republikańska

WSPIERAM FUNDACJĘ

Dołącz do dyskusji