Ruch antycovidowy w Niemczech
Ruch anty-covidowy w Europie najwcześniej wykształcił się w Niemczech. Łączy skrajne ugrupowania, nierzadko jednak przekonuje też i zwykłych obywateli. Często występuje w obronie wolności gospodarczej i swobód obywatelskich, zarzucając korona polityce rządu Angeli Merkel cechy dyktatury. Czy epidemiczni kontestatorzy zbudują nową radykalną siłę polityczną nad Renem?
Niemcy zmagają się z drugą falą epidemii koranawirusa. Rosną obostrzenia, wraz z nimi społeczny lęk, frustracje i obawy o miejsca pracy. Atmosfera gęstnieje. Politycy prześcigają się w pomysłach na wypłaszczenie krzywej zachorowań. Polityk SPD Karl Lauterbach zaproponował nawet to, z czego jeszcze niedawno gorzko żartował minister zdrowia Jens Spahn – by policja miała prawo kontrolować prywatne mieszkania. Spahn mówił o „niemożności postawienia policjanta przed każdym mieszkaniem”, Karl Lauterbach nie widzi problemu w zniesieniu prawa obywateli do prywatności we własnych czterech ścianach w imię wyższej konieczności, jaką jest przeciwdziałanie wzrostowi zakażeń. Tego typu głosy oburzają nie tylko skrajnych antycovidowców, ale i zwykłych obywateli, którzy również – co warto podkreślać – przyłączają się do zorganizowanych form antyrządowego protestu.
Pandemiczny Berlin jest ostro podzielony na tych, którzy popierają kolejne restrykcje związane z korona-kryzysem i tych, którym z każdym kolejnym wystąpieniem Angeli Merkel rośnie ciśnienie. To stąd wyszły w marcu pierwsze demonstracje antycovidowe i nie były one bynajmniej domeną wyłącznie prawej strony politycznej debaty.
Zaczęło się 28 marca 2020 od tzw. Hygienedemos pod berlińskim teatrem Volksbühne, gdzie przedstawiciele skrajnie lewicowych środowisk skandowali te same antyrządowe hasła, co organizacje uznawane za neonazistowskie, związane z Neue Rechte czy Obywatelami Rzeszy (niem. Reichsbürger). Dziś w każdym większym mieście w weekendy maszerują grupy przeciwników polityki koronakryzysowej rządu federalnego. Według danych niemieckiego kontrwywiadu, w samym tylko landzie Nadrenia-Północna Westfalia od wiosny tego roku zorganizowano ponad 350 mniejszych i większych demonstracji anty-covidowych.
Część uczestników tych demonstracji oburza się, kiedy media głównego nurtu określają ich mianem Coronaleugner, czyli tych, którzy przeczą istnieniu koronawirusa. Widzą się raczej jako obrońcy wolności podstawowych, strażnicy konstytucji, realiści broniący niemieckiej gospodarki przed negatywnymi skutkami kolejnych restrykcji wprowadzanych przez państwo. Dla tych ludzi państwo niemieckie to źródło opresji. Po ostatniej demonstracji w Berlinie, w której wg. szacunków policji, wzięło udział ponad 10 tys. demonstrantów atmosfera wokół epidemii jeszcze bardziej zgęstniała. Policja zatrzymała tymczasowo ponad 360 osób, użyto armatek wodnych w celu rozpędzenia tłumu, na skutek potyczek z uczestnikami protestu miało ucierpieć 77 funkcjonariuszy policji.
Protest odbył się 18. listopada pod Bramą Brandenburską, w dniu , w którym Bundestag większością głosów przyjął poprawki do ustawy o ochronie przed infekcjami. Zdaniem przeciwników nowelizacji, zmiany pozwolą państwu na nieograniczoną ingerencję w życie obywateli „pod pozorem ochrony zdrowia” i są kolejnym krokiem w stronę dyktatury. Rząd federalny natomiast uspokaja, że zmiany były konieczne w celu usprawnienia walki z pandemią a sama ustawa może, w razie takiej konieczności, stać się przedmiotem kontroli Federalnego Trybunału Konstytucyjnego.
Wspólny sztandar
W mniemaniu Obywateli Rzeszy Republika Federalna Niemiec jest z definicji państwem nielegalnym, fasadowym. W czasie pandemii środowisko to zaczęło wychodzić jednak poza utarty schemat ignorowania organów państwa i przeszło do ofensywy.
Według aktywistów świeżo powstałej organizacji Wir2020 dowodzonej przez laryngologa Bodo Schiffmanna, a wyrosłej ze sprzeciwu wobec koronapolityki Berlina, rząd nosi znamiona dyktatury. Wir2020 uznaje się za partię i zamierza z antycovidowymi hasłami na sztandarach wystartować w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu. Działaniom tym kibicuje prokremlowski magazyn Compact, który wcześniej wspierał ekstremistyczną frakcję Björna Höckego w AfD, tytułował swoje okładki hasłami „Amis go home” i promował historie o dobrym Putinie.
Działacze neonazistowskiej partii Der III. Weg w pandemii spełniają się jako organizacja quasi-charytatywna, ale jej członkowie chętnie też pojawiają się na demonstracjach antykoronawirusowych. Pomoc III. Weg, tak w pandemii, jak i przed nią, jest adresowana wyłącznie do obywateli Niemiec.
Inicjatywa Querdenken (Nonkonformiści), z najsilniejszym oddziałem w Stuttgarcie, występującym pod nazwą Querdenken711, stoi za organizacją największych demonstracji na terenie niemieckich miast. To za ich sprawą pod koniec sierpnia w Berlinie zgromadziło się 40 tys. przeciwników polityki rządu. Do tego wszystkiego trzeba jeszcze doliczyć celebrytów, którzy tak jak Atilla Hildmann czy Xavier Naidoo porzucili dotychczasowe zajęcia i zaangażowali się w działania antycovidowe.
Ruch antycovidowy w Niemczech jest heterogeniczny i jak do tej pory, nie licząc mizernych prób działaczy Wir2020 czy działalności III. Weg, działa poza strukturami partyjnymi. Dominują inicjatywy, organizacje i zakładane ad hoc stowarzyszenia oraz kilku celebrytów wykazujących spore zaangażowanie w tematy antycovidowe. Czy można zatem upatrywać w niemieckim ruchu antycovidowym zalążka nowej siły politycznej? Czegoś na kształt Alternatywy dla Niemiec, wyrosłej już nie na gruncie eurosceptycyzmu czy – w dalszym etapie – krytyki polityki imigracyjnej rządu, ale metod walki z epidemią koronawirusa?
Bezradność AfD
Każdy, kto obserwował początki AfD rozumie jak dalece niejednorodność struktur partyjnych upośledziła jej ekspansję. Pacyfikacja w 2015 r. umiarkowanego szefa partii Bernda Luckego i zastąpienie go bardziej radykalnymi Frauke Petry i Jörgiem Meuthenem przyniosła zmianę profilu AfD – z partii eurosceptycznych profesorów w przystań dla najtwardszego elektoratu konserwatywnego na prawo od CDU i CSU. Od tej pory AfD była dosłownie napędzana każdym potknięciem polityki imigracyjnej i energetycznej Angeli Merkel. Burzliwe rozstanie partii z Frauke Petry, walki frakcyjne wewnątrz AfD – zwłaszcza ze skrajnym skrzydłem Björna Höckego, uznawanym przez liberałów za neonazistowskie, po raz kolejny odmieniło oblicze partii. AfD wychodziła słabsza z każdej kolejnej potyczki wewnętrznej. Ukłon w stronę bardziej umiarkowanego elektoratu, obliczony na pozyskanie kolejnych wyborców rozczarowanych polityką CDU/CSU, przyniósł skromne profity. Od początku pandemii przepływ wyborców odbywał się w odwrotnym kierunku. Niemcy w kryzysie większe nadzieje pokładali w partiach rządzących i, mimo niepokojów społecznych związanych z epidemią, ten trend wciąż się utrzymuje. AfD płaci dziś za brak wewnętrznej spójności i za zbyt późną reakcję na koronakryzys. Wobec ruchu antycovidowego partia stała się bezradna. Nieliczni politycy AfD zdecydowali się dołączyć do demonstracji organizowanych przez nowopowstałe inicjatywy, ale większość zareagowała na nie powściągliwie, słusznie obawiając się utożsamienia ze środowiskami, które po pierwsze wciąż stanowią pewną zagadkę, a po drugie nie muszą, ale mogą w niedalekiej przyszłości zbudować konkurencyjną formację. Politycy AfD, podobnie zresztą do polityków FDP, zamiast mieszać się z antycovidowym tłumem, zainwestowali w Bundestagu swoją energię i czas w obronę praw małych i średnich przedsiębiorców, którzy w sposób szczególnie bolesny zapłacili za pierwszy lockdown i kilkumiesięczne zamrożenie gospodarki.
Znane są liczne przykłady, kiedy partie te służyły prawnym wsparciem przedsiębiorcom walczącym o zniesienie restrykcji, tak jak chociażby w przypadku zaskarżenia tzw. zakazu zakwaterowania przez branżę hotelarską. Cały ten wysiłek w obliczu częściowego lockdownu, ogłoszonego przez kanclerz Angelę Merkel 2.listopada, sprawia teraz wrażenie włożonego na marne, nawet jeżeli uwzględni się turbo-pomoc finansową państwa dla branż gastronomicznej, hotelarskiej, turystycznej czy kultury. Część mniejszych i średnich firm po prostu nie przetrwa drugiego postoju. W początkach drugiego, częściowego lockdownu, AfD przyjęła taktykę podważania podstaw prawnych kolejnych obostrzeń rządu. W Bundestagu zarzucano Angeli Merkel dążenie do dyktatury i doprowadzenie do kryzysu niemieckiego parlamentaryzmu ponieważ decyzje o wdrażaniu nowych restrykcji nie były przedmiotem debaty w Bundestagu, ale zapadały na spotkaniach kanclerz Niemiec z premierami landów. Ta nowa instytucja doczekała się też nazwy – rząd koronowy. Kiedy 18. Listopada Bundestag ostatecznie zatwierdził zmiany w ustawie o ochronie przed infekcjami, Alternatywa dla Niemiec nie szczędziła rządowi krytyki. Ale na krytyce się nie zakończyło. Posłowie AfD mieli wprowadzić do budynku Reichstagu kilka osób związanych z ruchem antycovidowym. Aktywiści próbowali dostać się do biur poselskich kilku polityków, jedna z aktywistek w niewybrednych słowach zaatakowała ministra gospodarki, Petera Altmeiera. Trwają ustalenia kto ułatwił nieproszonym gościom wstęp do budynku.
Wracając do sedna – ruch antycovidowy ze swoim skrajnym brakiem jednorodności raczej nie ma większych szans na wykrystalizowanie silnych struktur partyjnych. Pozostaje aktywizm i doraźne działania wymierzone w politykę rządu federalnego. Mnogość ewentualnych kandydatów na liderów również byłaby przeszkodą. Nawet przyjmując model praktykowany obecnie w AfD, gdzie – poza pełniącym honorową prezesurę partii Alexandrem Gaulandem – o sprawach partii decydują Jörg Meuthen i Alice Weidel, a prezydium partii jest jeszcze szersze, trudno sobie wyobrazić zgodną współpracę tych, którzy dziś są twarzą organizacji antycovidowych. A są to postacie nietuzinkowe.
Prawnik Nonkonformistów
W niedzielę 25 października funkcjonariusze policji zatrzymali podczas demonstracji antycovidowej na berlińskim Alexanderplatz Markusa Haintza, prawnika związanego z inicjatywą Querdenken. Na nagraniu z zatrzymania widać brutalne zachowanie policji względem Haintza i jego towarzyszki. Demonstracja zgromadziła ok. 2 tys. osób, organizator wydarzenia, ruch Querdenken 711, zachęcał, by zakończyć ją pod budynkiem, w którym miał się odbyć pierwotnie Światowy Szczyt Zdrowia(World Health Summit). Szczyt z uwagi na sytuację pandemiczną ostatecznie odbył się zdalnie, ale i tak wzbudził spore kontrowersje w kręgach antycovidowych. Podczas demonstracji doszło do potyczek z policją, która nie mogła wymusić na uczestnikach wydarzenia nałożenia maseczek i zachowania półtorametrowego dystansu. Zdjęcia ludzi ciągniętych po asfalcie przez funkcjonariuszy obiegły internet. Markus Haintz szybko został wypuszczony na wolność, ale mocny incydent z udziałem policji stał się zarzewiem mitu o „niepokornym prawniku, obrońcy wolności”. Haintz, przedstawiany w mediach jako „adwokat z Ulm”, należy do kancelarii adwokackiej Webis Legal GmbH, gdzie co najmniej od maja broni niemieckich klientów przed sankcjami związanymi z nieprzestrzeganiem restrykcji wprowadzonych na czas pandemii. Na stronie internetowej kancelarii podano dodatkowy link do strony Haintza z prośbą, by kontaktować się z prawnikiem za jej pośrednictwem. Zainteresowanie usługami „koronowego prawnika” jest bardzo duże. On sam z kolei odsyła potencjalnych klientów do dwóch innych stron internetowych, z których jedna: www.anwaelte-fuer-aufklaerung.de, sugerująca nazwą pomoc prawną, po kliknięciu w odnośnik zamienia się w stronę rosyjskiego biura podróży paneurasia.de, oferującą „podróże od Lizbony do Władywostoku”. Abstrahując od tego kuriozum, Haintz jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy ruchu antycovidowego w Niemczech a fakt, że pod koniec października, czyli po słynnym incydencie z policją, uczelnia wyższa Bieberach, na której wykładał, odmówiła przedłużenie z nim umowy, dodatkowo tworzy wokół Haintza otoczkę antysystemowca.
W sierpniu prawnik brał udział w demonstracji w Berlinie, która zgromadziła blisko 40 tys. osób i była jednym z największych dotychczasowych sukcesów środowiska Querdenken. W porównaniu z innymi liderami organizacji anty-covidowych, Haintz wypada dobrze. Zdecydowanie lepiej nawet niż oficjalny przywódca Querdenken Michael Ballweg, który 8 listopada startował w wyborach na prezydenta Stuttgartu i uzyskał zaledwie 2,6 proc. głosów.
Obywatele Rzeszy i Tamara przed rosyjską ambasadą
Środowisko Obywateli Rzeszy nie jest jednorodne ani pod względem kadrowo-organizacyjnym, ani ideologicznym. Spaja je pogląd, że Republika Federalna Niemiec z istniejącym porządkiem prawnym nie jest państwem legalnym, a jedyną akceptowalną kontynuacją państwa niemieckiego jest Rzesza Niemiecka. W czasie koronakryzysu Obywatele Rzeszy zaczęli śmielej angażować się w bieżący spór. Już w kwietniu 2020 r. w internecie krążyły wezwania do bojkotu rządowych obostrzeń, pandemię nazywano elementem światowego spisku. Zdaniem tej grupy, politycy i doradzający im eksperci powinni ponieść karne konsekwencje „zainscenizowania koronawirusowego teatru, wymyślonego przez nieznane siły dążące do wyniszczenia europejskich narodów ze szczególnym uwzględnieniem narodu niemieckiego”. Drogą mailową Obywatele Rzeszy wzywali do stawienia oporu restrykcjom wprowadzonym przez rząd i zapowiadali od 1 maja walkę z „koronawirusowym sianiem paniki, z propagandą szczepionkową, zwolennikami aplikacji koronawirusowej i orędownikami likwidacji transakcji gotówkowych”. Reichsbürger domagali się jednocześnie penalizacji wszelkich działań polityków, przedstawicieli mediów i świata nauki, które w ich opinii przyczyniają się do wzmagania paniki w społeczeństwie.
Wedle danych Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji, liczba Obywateli Rzeszy wynosi ok. 19 tys. osób. Nie wszyscy z nich są uznawani za silnie zradykalizowanych, ale w czasie koronakryzysu środowisko to, jak wynika z odpowiedzi rządu federalnego na zapytanie frakcji Die Linke w Bundestagu, „zyskało na dynamice i się zaktywizowało”.
Obywatelom Rzeszy, podobnie jak i innym środowiskom zaangażowanym w ruch antycovidowy, przypisuje się podatność na teorie spiskowe, zwłaszcza QAnon. Ich udział w demonstracjach antycovidowych jest dość znaczny, ale był widoczny również przed wybuchem pandemii, chociażby na wiecach poparcia dla ruchu Żółtych Kamizelek. Jedną z najciekawszych postaci związanych z Obywatelami Rzeszy jest niejaka Tamara K., znana jako „znachorka z Eifel”. 30 sierpnia, w przeddzień dużej demonstracji antycovidowców pod Reichstagiem K., w otoczeniu Obywateli Rzeszy, wygłosiła przemówienie pod ambasadą Federacji Rosyjskiej przy Unter den Linden. Aktywistka zapowiedziała koniec państwa niemieckiego, po czym, zwracając się w kierunku budynku ambasady, zawołała: „ Wiem, że tam jesteście i proszę was, byście jutro nas chronili, bo będziemy walczyć za naszą wolność”.
W obronie zwierząt i germańskiego ducha
Ciekawa, nie tylko w kontekście ruchu antycovidowego, jest partia Der III. Weg. Powstała w 2013 r. m.in. przy współudziale byłych członków NPD ( jej przewodniczący Klaus Armstroff jest byłym członkiem NPD) i aktywistów zabronionej w Niemczech organizacji Freier Netz Süd (FNS). Panowie, ale i panie z III. Weg są szczególnie aktywni na południu i wschodzie Niemiec i postrzegają się jako organizacja elitarna.
III. Weg ma w programie zapisane dążenie do niemieckiego socjalizmu, trzeciej drogi biegnącej gdzieś między komunizmem a kapitalizmem. Partia jest skrajnie antychrześcijańska, zafascynowana pogańsko-germańską duchowością propagowaną w III Rzeszy, i antyimigrancka. Jej członkowie solidaryzują się z prezydentem Syrii Baszarem al-Asadem i neonazistowskimi partiami z Rosji, Węgier, Szwecji oraz innych państw, domagają się ponadto wystąpienia Niemiec z NATO.
III. Weg stara się pozyskiwać nowych zwolenników organizując np. zbiórki odzieży dla bezdomnych i potrzebujących w ramach dobrze znanej z czasów III Rzeszy inicjatywy Deutsche Winterhilfe. Ale na tym nie koniec. III. Weg wspomaga też materialnie schroniska dla bezdomnych psów i kotów, prowadzi kampanię w obronie dzikich zwierząt wykorzystywanych do pracy w cyrku, a z chwilą nastania koronakryzysu poszerzyła swoją działalność charytatywną o pomoc dla niemieckich seniorów i dzieci. Na stronie III. Weg uruchomiono też specjalny serwis informacyjny dotyczący koronawirusa i polityki rządu federalnego w czasie pandemii. Wśród głównych doniesień z covidowego frontu znalazły się te o kolejnych demonstracjach antyrządowych oraz wiadomość o przyznaniu ponad 240 tys. ocalałym z Holokaustu dodatku covidowego, co będzie kosztowało niemieckiego podatnika ponad pół miliarda euro. Informacji towarzyszył artykuł na temat biedy w Niemczech, a pod samą depeszą nie zabrakło komentarzy o zabarwieniu antysemickim. 16 listopada III Weg ogłosiła swoje poparcie dla protestów antycovidowych.
Atilla i wujek z Wehrmachtu
O antysemickie skłonności bywa też oskarżany Atilla Hildmann, kolejny bohater ruchu antycovidowego. Zanim zamienił pieczenie bezglutenowych babeczek na antycovidowe demonstracje, zaliczał się do najbardziej prominentnych kulinarnych celebrytów Niemiec. Hildmann od lat radził Niemcom jak zdrowo się odżywiać, z powodzeniem sprzedawał też napoje, batoniki i gotowe dania wegańskie sygnowane swoim nazwiskiem w sieciach: Kaufland, Vitalia i Reformhaus Engelhardt. Dobra passa minęła z chwilą, gdy celebryta postanowił zakwestionować covidową politykę rządu Angeli Merkel. Sieci handlowe wycofały ze sprzedaży jego produkty, z guru wegan stał się w szybkim tempie „antycovidowym sekciarzem”. Mało tego, z inspiracji Hildmanna miało dojść do niedawnych ataków na artefakty zgromadzone na berlińskiej Wyspie Muzeów. Media spekulują, że uszkodzenia ponad 70 obiektów muzealnych, w tym egipskich sarkofagów, dokonano na skutek rozgłaszanych przez Hildmanna opowieści o tronie szatana, czyli ołtarzu pergamońskim. Ołtarz został zbudowany w latach 180-160 p.n.e., jest uważany za szczytowe osiągnięcie sztuki hellenistycznej i do dziś stanowi przedmiot sporu niemiecko-tureckiego o zwrot dziedzictwa kulturowego Turcji. Rodacy Recepa Tayyipa Erdoğana utrzymują, że wywieziony ponad 140 lat temu przez niemieckiego archeologa z Pergamonu ołtarz znalazł się w Niemczech nielegalnie, strona niemiecka tłumaczy zaś, że Imperium Osmańskie wyraziło zgodę i na wykopaliska, i na transport ołtarza do Berlina. Tak czy inaczej, spór jeszcze potrwa, a ten bieżący nosi znamiona awantury z okultyzmem w tle. Ołtarz pergamoński, tak upragniony w Turcji, w pewnych środowiskach Berlina kojarzy się z tronem szatana, na którym pod osłoną nocy prominentni Niemcy oddają cześć Złemu i składają ofiary z dzieci. Wyznawcy tej teorii powołują się na wspomnienie Pergamonu w Apokalipsie św. Jana, gdzie jest mowa o tronie szatana. Jak do tej pory policji berlińskiej nie udało się ustalić winnych uszkodzenia obiektów muzealnych, ale insynuacje jakoby to opowieści Hildmanna o czarnych mszach miały zachęcić jego fanów do wandalizmu żyją już własnym życiem. Podobnie jak miejska legenda o słynnym rombie Merkel, czyli charakterystycznym geście, który stał się znakiem firmowym kanclerz Niemiec nie mniej od kolorowych żakietów. Okazuje się, że Angela Merkel za każdym razem splatając palce pozawerbalnie obwieszcza światu swoje związki z masonerią.
Co do samego Hildmanna, jest on dziś wymieniany jako jeden z głównych ideologów ruchu antycovidowego w Niemczech. Regularnie pojawia się pod Reichstagiem i wygłasza przemówienia o „skorumpowanych ludziach, którzy chodzą na pasku przemysłu farmaceutycznego”. 5 maja, podczas jednego z pierwszych tego typu wystąpień, Hildmann zawołał: „ Kto płaci politykom, skąd się biorą ich diety? Z naszych podatków. A oni tam zgotowali nam kryzys, za który zapłacą zwykli Niemcy. Ja się na to nie godzę. Może po mnie tego nie widać, ale jestem Niemcem. Urodziłem się tu, mam niemieckich rodziców adopcyjnych (Hildmann jest z pochodzenia Turkiem – aut.), moi rodzice siedzieli w bunkrach podczas nalotów, dziadek zginął na froncie wschodnim, a babcia przez to wpadła w alkoholizm, mój wujek był w Wehrmachcie, jestem gotów umrzeć za ten kraj”.
Pod Reichstagiem Hildmann opowiadał jeszcze o wprowadzaniu w Niemczech tylnymi drzwiami dyktatury, o „masonach z Instytutu Roberta Kocha”, o tym, że minister zdrowia Jens Spahn wielokrotnie spotykał się z Billem Gatesem, co miało być jego zdaniem preludium do wprowadzenia w Niemczech obostrzeń ograniczających swobody obywatelskie praktycznie do zera. „Niemcy zostali potraktowani jak stado baranów i jak stado poszli potulnie na rzeź. A teraz zrobią wszystko, co im każą, byle tylko jeszcze móc wyjechać na wakacje na Majorkę, albo by móc w ogóle pracować. (…) Angela Merkel zdradziła swój naród i zafundowała niemieckiej gospodarce zderzenie czołowe (…) Każdy Niemiec, biały, czarny, muzułmanin itd., ma obowiązek się temu przeciwstawić, to jest zapisane w naszej ustawie zasadniczej” – tyle Atilla Hildmann.
Od 5 maja były celebryta nie próżnuje. Wraz z kilkoma innymi kolegami wyrzuconymi z show-biznesu za szerzenie antycovidowych poglądów organizuje protesty i aktywnie działa za pośrednictwem komunikatora internetowego Telegram. 19 listopada niemieckie media podały, że Atillą Hildmannem zajmie się berlińska prokuratura. Od miesięcy do brandenburskich sądów wpływają skargi na Hildmanna, ale jak dotąd nie postawiono go przed żadnym sądem. Prokuratura w Berlinie zebrała teraz wszystkie akta i wszczyna dochodzenie m.in. w sprawie rzekomego podżegania do nienawiści przez byłego celebrytę. 17.listopada mieszkanie Hildmanna zostało przeszukane, funkcjonariusze zabezpieczyli sześć laptopów i komputerów, kilka telefonów komórkowych i nośniki pamięci. Zabezpieczenie urządzeń ma, zdaniem policji, udaremnić Hildmannowi popełniania „czynów karalnych w internecie”.
Do tzw. Grupy Hildmanna zalicza się piosenkarzy Xaviera Naidoo i Michaela Wendlera. Ten ostatni dołączył do grona antycovidowych celebrytów niedawno, z ulubieńca komercyjnych stacji stając się praktycznie z dnia na dzień persona non grata. Wendler mieszka na Florydzie, wspiera więc kolegów walczących z „dyktaturą Merkel” moralnie. Media niemieckie nie omieszkały odnotować, że przed amerykańskim domem Wendlera stał baner świadczący o jego poparciu dla Donalda Trumpa. I w sumie trudno powiedzieć, co dla w większości antyamerykańsko nastawionych mediów w Niemczech było gorsze – Wendler antycovidoviec czy protrumpowiec.
Olga Doleśniak – Ekspert Instytutu Staszica, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika Nowe Państwo. Absolwentka kierunków lingwistycznych Humboldt Universität zu Berlin.