Polska i Niemcy: od dominacji do jawnej konkurencji
Rywalizacja z Niemcami jest nieunikniona, chyba że zrezygnujemy ze swych ambicji i powrócimy na ścieżkę rozwoju zależnego. Wtedy nasza polityka może stać się znowu pochodną polityki UE, prowadzonej w dużej mierze w interesie Niemiec
Polska jako państwo średniej wielkości i dotąd bez większych ambicji na arenie międzynarodowej zbliża się poziomem rozwoju do gospodarek zaawansowanych. W odróżnieniu od Niemiec, które przez dłużej niż półwiecze mogły swobodnie realizować swoje cele strategiczne, zwłaszcza te wyznaczone w polityce wschodniej, Polska dopiero po ekonomicznym okrzepnięciu może rozpocząć budowę swoich zdolności prowadzenia zarówno proaktywnej polityki gospodarczej, jak i samodzielnej polityki zagranicznej.
Nowe otwarcie: Polska w rozchwianej Europie
Imponujący wzrost polskiej gospodarki wyrażający się w potrojeniu PKB w ciągu trzech ostatnich dekad ma wiele przyczyn. Powstały, w sporej mierze spontanicznie, model rozwoju opiera się na dużym zasobie wysokiej jakości kapitału ludzkiego, zrównoważonym miksie sektora prywatnych przedsiębiorstw z zanikającym wpływem oligarchii, budowanej domenie czempionów narodowych ze sporym udziałem Skarbu Państwa oraz na otoczeniu prawnym tworzącym warunki dogodne dla przedsiębiorczości i inwestycji zagranicznych. Gospodarka uniknęła monokultur. Dynamicznemu rozwojowi kraju pomogła też umiejętność wykorzystywania środków europejskich oraz rosnąca orientacja gospodarki na handel zagraniczny. Dopiero w ostatniej dekadzie kraj zaczął nadrabiać ogromne zapóźnienie w sferze infrastruktury. Luka infrastrukturalna wciąż jednak zieje, stąd każdy większy projekt tworzy kolejny impuls rozwojowy oraz poprawia warunki przedsiębiorczości i ułatwia lokowanie inwestycji. Istotną słabością polskiej gospodarki pozostają ograniczone zasoby kapitału oraz zależność ekonomiczna od Niemiec – największej gospodarki europejskiej.
Wysokie i stabilne tempo rozwoju, relatywna wielkość kraju i jego szczególne położenie geopolityczne w Europie Środkowej oraz istotna rozbudowa sił zbrojnych tworzą razem materialne, polityczne i militarne przesłanki dalszego wzmacniania międzynarodowej pozycji Polski. Po 2015 r. Polska podjęła wiele inicjatyw politycznych, od Trójmorza przez Bukareszteńską Dziewiątkę do Trójkąta Lubelskiego, i liczne inwestycje infrastrukturalne mające doprowadzić do budowania więzi i wspólnych interesów z innymi krajami regionu. Postawiła na relacje dwu- i wielostronne z pominięciem pośrednictwa Berlina (które w poprzednich latach miało charakter niemal obowiązkowy). Udzielenie znaczącego wsparcia Ukrainie było decyzją przełomową i samodzielną, choć nieodzownie konsultowaną z amerykańskim sojusznikiem. Wojna na Ukrainie doprowadziła do ogromnego wzrostu znaczenia politycznego Polski i jej soft power – środek Europy przesunął się na wschód. Nawet jeśli obecny status Polski okaże się tymczasowy, jej znaczenie nie spadnie już do dawnego podrzędnego poziomu.
Z jednej strony dekompozycja spoistości UE wywołana serią kryzysów, od imigracyjnego i brexitu przez pandemiczny i energetyczny do wojny na granicy UE, a z drugiej strony wzrastająca równolegle autonomizacja administracji brukselskiej zmieniają układ sił w europejskiej grze. Na geoekonomiczną i polityczną fragmentację Unii nakłada się rozczarowanie polityką dwóch państw pełniących w niej przywódczą rolę. Krytykę wywołuje zarówno ich ukryty egoizm wyrażający się np. w subwencjonowaniu swoich branż i firm, jak i niezdolność do zdecydowanej reakcji na agresywne poczynania Rosji. Dla Polski jako wschodzącego aktora międzynarodowego otworzyło się okno sposobności do wzmocnienia własnej pozycji strategicznej.
Nowy porządek gospodarczy a dawne hierarchie
Z punktu widzenia Niemiec Polska przeistacza się z kraju gospodarczo zależnego i podległego (zaplecza) w konkurenta. Po pierwsze, rozmiar polskiej gospodarki stale rośnie, po drugie, Polska staje się europejskim hubem produkcyjnym i logistycznym, a po trzecie, Polska prowadzi wiele inicjatyw mających na celu zbudowanie niezależnych od Niemiec możliwości działania na polu gospodarczym, ograniczając tym samym wpływy Niemiec w Europie Środkowej. Z perspektywy Niemiec to niedogodny rozwój wydarzeń. W przestrzeni środkowoeuropejskiej każde bowiem duże polskie przedsięwzięcie gospodarcze stanowi, mimo istniejącej dysproporcji zasobów, pośrednio lub bezpośrednio konkurencyjne wyzwanie dla interesów niemieckich.
W sferze gospodarczej mamy zatem do czynienia z powstającą rywalizacją pomiędzy oboma krajami. Sama różnica potencjałów obu gospodarek rywalizacji tej nie unieważnia. Niemcy odgrywały wprawdzie rolę adwokata Polskiw procesie wstępowania do UE i zaakceptowały udostępnienie jej funduszy europejskich, lecz fundusze te były zawsze udzielane with strings attached. Na poziomie inwestycji państwowych przeznaczone były na budowę podstawowej infrastruktury transportowej i dostosowanie rynku do standardów jednolitego rynku. Polskie wydatki służyły więc także interesom gospodarczym Niemiec, które jednocześnie korzystały z dostępu do chłonnego polskiego rynku zbytu i niskokosztowych zasobów pracy.
Niemcy: kamuflaż nacjonalizmu ekonomicznego
Analiza szeroko rozumianej polityki gospodarczej Niemiec w połączeniu z analizą ich wewnętrznej debaty ekonomiczno-politycznej koncentrującej się na podniesieniu konkurencyjności niemieckiej gospodarki (Standort Deutschland) prowadzi do wniosku, że priorytetem tego kraju pozostaje realizacja własnych interesów narodowych. W hierarchii tych interesów obecnie najwyższe miejsce zajmuje ekspansja gospodarcza i handlowa, zatem głównie interes niemieckich koncernów.
Jednoznacznie nastawioną na międzypaństwową rywalizację strategię Republiki Federalnej, na zewnątrz skrywaną jedynie za zasłoną retoryki powołującej się na Europę i systematycznie utożsamiającej interes niemiecki z interesem europejskim, trudno nazwać inaczej niż egoistycznym neomerkantylizmem. Taki gospodarczy patriotyzm Niemiec byłby z punktu widzenia ich partnerów gospodarczych zrozumiały, gdyby jeszcze brał pod uwagę ich interesy, w tym zwłaszcza ich bezpieczeństwo jako sojuszników w ramach NATO. Ponieważ ostatnie dwie dekady niemieckiej polityki dostarczyły wiele wręcz przeciwnych dowodów, można mówić wprost o nacjonalizmie ekonomicznym tego kraju.
Nie można nie zauważyć, że Niemcy perfekcyjnie opanowały sztukę skrywania swych interesów za interesami Europy, nawet gdy ich polityka gospodarcza miała ewidentnie znamiona protekcjonizmu. W debacie publicznej sąsiedzi zbudowali nawyk intelektualny, że interesy niemieckie są zawsze tożsame z interesami europejskimi, ignorując błąd pars pro toto. Nie ma wówczas nic dziwnego w tym, że tą metodą próbują uniknąć ponoszenia kosztów własnych, przenosząc je lub rozkładając na innych (najjaskrawszym tego przykładem jest planowana relokacja w ramach unijnej polityki imigracyjnej).
Jednocześnie w wyniku swej centralnej pozycji ekonomicznej i politycznej oraz dominującej pozycji kadrowej w unijnych instytucjach i procesach decyzyjnych RFN przywykła do akcentowania swej przywódczej roli w Europie. Apatia Francji i opuszczenie UE przez Wielką Brytanię jeszcze bardziej wzmocniły pozycję Niemiec. Tym samym polityki unijne stały się dla RFN – żadne zresztą państwo nie mogłoby nie ulec pokusie, jaką daje taka dominacja – narzędziem forsowania własnych priorytetów politycznych i gospodarczych, w tym ekspansji zagranicznej niemieckiego biznesu. Nic też dziwnego, że tak wykorzystywane przywództwo w UE może posłużyć najsilniejszemu w niej państwu do lewarowania własnej pozycji międzynarodowej w globalnej polityce.
Tak się bowiem składa, że większość spraw w relacjach polsko-niemieckich i decyzji, które mają znaczenie dla polskiej gospodarki i funkcjonowania państwa (np. wymogi środowiskowe czy rozstrzygnięcia w taksonomii), jest rozstrzygana na podstawie uregulowań unijnych – ostatecznie orzecznictwa TSUE. Krótko mówiąc, przez faktyczne oddelegowanie spraw o charakterze spornym do UE Niemcy mogą dalej prowadzić politykę korzystną dla swoich interesów, a nieprzyjazną wobec Polski, wykorzystując w tym celu pośredniczące mechanizmy UE.
Powody kwestionowania roli Niemiec
Przeciągający się kryzys zadłużeniowy strefy euro i zaostrzający się właśnie kryzys migracyjny, wywołany zresztą przez Niemcy, nie wystawiają dobrego świadectwa skuteczności niemieckiemu przywództwu. Opuszczenie UE przez Wielką Brytanię, jawny, a całkowicie zignorowany dowód głębokiego kryzysu struktur unijnych, rzuciło cień na ideę „coraz ściślejszej unii”. Lekceważenie interesów i potrzeb regionu Europy Środkowej i Europy Wschodniej, a wreszcie forsowanie współpracy z Rosją przez Francję i Niemcy, najpierw wespół, a później w pojedynkę, a także cele niemiecko-rosyjskiego „strategicznego partnerstwa” musiały wzbudzić w krajach Europy Środkowej wątpliwości co do trafności tej strategii i rzeczywistych priorytetów Niemiec. Ich zasadność została dobitnie potwierdzona z chwilą pełnoskalowej agresji rosyjskiej na Ukrainę. To właśnie wskutek błędów, słabości i celów polityki niemieckiej, które nie są w istocie podzielane przez całą wspólnotę, doszło w Europie do wielu kryzysów. To są główne powody, dla których Polska ma prawo odrzucać aspiracje Niemiec do przywództwa w UE.
Szok zmiany we wzajemnych relacjach
Ze względu na geograficzne sąsiedztwo i wielość powiązań między Polską a Niemcami utrzymywanie się współzależności w sferze gospodarczej jest stanem naturalnym i korzystnym dla rozwoju gospodarczego obu krajów. Zrównoważona współzależność występuje jednak wówczas, gdy pozycje partnerów są równorzędne, żadnemu z partnerów nie grozi ryzykowne uzależnienie, a korzyści z wymiany są rozłożone na tyle symetrycznie, że nikomu nie opłaca się szukać substytucji. Współzależność, której nie powinniśmy się obawiać, powstaje w partnerstwie zrównoważonym, w którym żaden z partnerów nie jest narażony na nadzwyczajne ryzyko i nieprzewidywalne straty w przypadku złej woli drugiej strony. Zależność staje się natomiast ryzykowna, gdy jedna strona relacji gospodarczej może odwołać zamówienia, zamrozić lub zerwać współpracę bądź niespodziewanie wycofać się ze wspólnego przedsięwzięcia bez żadnych konsekwencji. Zależność jest głęboka i groźna, gdy jedna strona może utrudniać czy wręcz udaremniać inwestycje stronie drugiej, by uniemożliwić jej ekspansję. Wreszcie jest ona niebezpieczna, gdy – jak ostatnio nasiliło się to w relacjach wewnątrzunijnych – w ramach transakcji wiązanej strona silniejsza próbuje warunkować współpracę ze stroną słabszą od spełnienia innych żądań zupełnie niepowiązanych z przedmiotem transakcji.
W wielu obszarach zależność gospodarki polskiej od Niemiec ma charakter silnie jednostronny (asymetryczny). W szczególności dotychczasowe uzależnienie od niskomarżowego podwykonawstwa w łańcuchu wartości i pełnienie funkcji poddostawcy prostych komponentów w relacjach z tym krajem może okazać się zarówno ryzykowne – choćby w przypadku zmian technologicznych lub zmian w łańcuchach dostaw – jak i, co gorsza, niewystarczające dla utrzymania wysokiego tempa wzrostu aktywności ekonomicznej i zamożności Polski.
Warto jednocześnie zauważyć, że pomimo różnicy w wielkości gospodarek i skali handlu zagranicznego bilans wymiany handlowej nie jest dla Polski niekorzystny ze względu na ulokowanie w naszym kraju poważnych sił wytwórczych, od których jest z kolei zależny niemiecki przemysł (choć w mniejszym stopniu). Stąd współpraca gospodarcza z Niemcami powinna być rozwijana z perspektywą, że istniejące asymetrie się zmniejszą, a rozkład pożytków z wzajemnej wymiany stanie się z czasem bardziej równomierny (polskie podmioty gospodarcze wejdą na wyższy poziom łańcucha wartości dodanej).
Skutki „złej” asymetryczności, tej niosącej ze sobą niskie marże, niewielkie korzyści technologiczne i brak prestiżu, polska gospodarka stopniowo przezwycięża. Wspólny rynek unijny, przy wszystkich ryzykach, kreuje bowiem sprzyjające warunki dla dalszej ekspansji i dywersyfikacji wymiany handlowej z zagranicą i stanowi tym samym bodaj najważniejszy instrument ograniczania i łagodzenia asymetrii w relacjach gospodarczych Polski z Niemcami. Wspólny rynek ułatwia też bezpośrednie inwestycje w Polsce kapitałowi innemu niż niemiecki, przez co ogranicza temu ostatniemu szanse dominacji. Niemieckie inwestycje trzeba oczywiście w dalszym ciągu przyciągać, ponieważ nawet największe gospodarki potrzebują tego rodzaju impulsów rozwojowych. Nie należy się już jednak kierować samą wielkością inwestycji ani korzyściami dla regionu w postaci liczby (czy nawet jakości) wytworzonych miejsc pracy. Pod uwagę należy też brać takie kryteria, jak ryzyko uzależnienia danej gałęzi przemysłu od decyzji podejmowanych przez zagraniczną centralę, zaawansowanie technologiczne danej inwestycji czy jej waga dla rozwoju kraju.
Jawna rywalizacja – zaakceptujmy ją
Polska gospodarczo urosła na tyle, że nie grozi już jej zejście na ścieżkę rozwoju zależnego i pozostawania w roli taniego podwykonawcy oraz dostarczyciela siły roboczej i potencjału inżynierskiego. W relacjach z Niemcami nasza gospodarka znajduje się już w otwartej konkurencji o zasoby, rynki, źródła energii i kapitał ludzki. Dotychczasowy sposób funkcjonowania na zlecenie musi się przekształcić w modus pragmatycznej kooperacji, porzucającej kicz udawanego partnerstwa, w ramach którego druga strona za frazesami o europejskich interesach i europejskiej solidarności skrywała zabiegi o własne interesy (merkantylizm Niemiec).
Formułując strategię dla Polski, trzeba pamiętać, że Niemcy nie są już wyłącznie partnerem gospodarczym, dominującym wprawdzie, ale przyczyniającym się pośrednio do rozwoju polskiej gospodarki – nawet za cenę ograniczenia jej suwerenności. Znaczenie tej roli Niemiec maleje. Osiągając status gospodarki zaawansowanej, Polska staje się dla Niemiec konkurentem w regionie i w globalnej gospodarce, a one stają się jawnym konkurentem dla Polski. Jednocześnie zmiana ładu geopolitycznego czyni ich rywalem w unijnej polityce.
Rywalizacja odbywa się na obszarach gospodarki, polityki unijnej i relacji w Europie Środkowej. Mamy odmienną wizję wspólnej Europy. Koncepcje budowy wspólnoty europejskiej, strategicznych kierunków współpracy gospodarczej i politycznej oraz porządku międzynarodowego są jawnie rozbieżne. Interesy także. W interesie Polski jest Europa suwerennych państw i przeciwstawienie się jednostronnemu narzucaniu priorytetów politycznych przez najsilniejsze kraje unijne. Jednym z istotnych narzędzi służących budowie zdolności kształtowania polityki unijnej i własnej polityki gospodarczej będzie zachowanie prawa weta.
Postulaty strategiczne dla Polski – Zerwanie z modelem rozwoju zależnego
- Doceniając korzyści ze współpracy między Polską a Niemcami, należy zauważyć, że dziś komplementarność obu gospodarek z wielu przyczyn już nie wystarcza. Największa „centralna gospodarka europejska” wcale nie jest skazana na dominację na kontynencie, a polska – na status jej zaplecza produkcyjnego. Model gospodarczy z przewagą produkcji dóbr kapitałowych i branży samochodowej w strukturze gospodarki sąsiadów może okazać się słabością wobec procesów deglobalizacji i rywalizacji geopolitycznych. I Polska, i Niemcy stoją wobec konieczności adaptacji do nowych warunków, w małym tylko stopniu powiązanej z wymogiem zielonej transformacji forsowanej przez politykę unijną.
- Ze względu na tempo przemian Polska zaczęła przekształcać swój model rozwojowy spontanicznie i wcześniej – wraz ze wzrostem zdolności produkcyjnych i technologicznych przedsiębiorstw i wzrostem zamożności gospodarstw domowych.
- Jak niemiecki model ekonomiczny zdaje się wyczerpywać, tak i polska gospodarka schodzi ze ścieżki rozwoju zależnego od współpracy z Niemcami. Ten proces nieuniknionego odchodzenia od modelu rozwoju zależnego wciąż jest niedostatecznie dostrzegany i niedoceniany przez polską opinię publiczną, mimo że został on uruchomiony – a raczej formalnie stwierdzony – z chwilą przyjęcia przez rząd Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.
- Polskę jako aktora europejskiego dołączającego dopiero do kontynentalnej gry wyróżnia elastyczność modelu rozwoju, którego korzystne efekty są wzmacniane dzięki funkcjonowaniu we wspólnym rynku. Dzięki pewnemu opóźnieniu strukturalnemu i tym samym większej zdolności do adaptacji polscy decydenci wciąż mają czas i możliwość przemyślenia na nowo timingu i priorytetów polityk unijnych. Nie wszystkie rozwiązania serwowane przez politykę unijną, a tak zdaje się sądzić przeważająca część polskich elit, muszą w końcowym rozrachunku okazać się korzystne dla tempa rozwoju Polski.
- Realne widoki na dalszą ekspansję polskich przedsiębiorstw, zwłaszcza w Europie, oraz przyszłe uczestnictwo w odbudowie Ukrainy powinny być silnym impulsem podtrzymującym szybkie tempo rozwoju kraju i wzrostu jego międzynarodowej pozycji.
- Jasno artykułując konflikty interesów obu krajów (w obszarze ekonomii widać je szczególnie w stosunku do energetyki jądrowej i rozbudowy infrastruktury, którą sąsiedzi próbują na różne sposoby powstrzymać pod pretekstem ochrony środowiska) oraz kwestionując intelektualną praktykę utożsamiania interesu Niemiec z interesem Europy, polska polityka będzie w stanie sprostać wyzwaniu, jakie niesie rywalizacja gospodarcza z Niemcami. Jednocześnie Polska może okazać się efektywniejsza w pracach nad aktami prawnymi i programami inicjowanymi przez Niemcy, jeśli skutecznie uda się podważyć narrację Niemiec o nieodzowności ich przywódczej roli w kształtowaniu polityki unijnej.
Ryzyko nieprzyjaznych działań rywala
Polska przez ostatnie 30 lat osiągnęła jeden z najwyższych poziomów tempa wzrostu PKB na świecie, znacznie skracając dystans dzielący ją od europejskiej czołówki. Wciąż nie osiągnęliśmy jednak satysfakcjonującego statusu gospodarki zaawansowanej i zamożnej. Zniwelowanie dystansu w wymiarach ekonomicznym i finansowym będzie wymagać więcej wysiłku i inwencji niż dotąd, gdy polska gospodarka wykorzystywała głównie proste rezerwy i atuty, jakie dawały uczestnictwo we wspólnym rynku i silna zależność od zamówień gospodarczych i inwestycji z Niemiec. Czas najwyższy wziąć pod uwagę w strategii rozwoju kraju, że w interesie Niemiec może leżeć spowalnianie i przeciwdziałanie ekspansji naszej gospodarki, w szczególności poprzez blokowanie strategicznych projektów inwestycyjnych.
Waluta narodowa, własna polityka przemysłowa i podatkowa, polityka rynku pracy i inne atrybuty suwerenności gospodarczej są niezbędne do utrzymania konkurencyjności i dynamiki wzrostu naszej gospodarki. Przyjęcie wspólnej waluty europejskiej nie przyspieszy rozwoju Polski, umożliwi zaś krajom najsilniejszym w UE oddziaływanie na krajową politykę finansową i tym samym pozbawi Polskę zdolności do prowadzenia samodzielnej polityki gospodarczej.
Pomimo uzyskania dojrzałości członkowskiej Polska w wielu obszarach wciąż funkcjonuje jako bezkrytyczny odbiorca polityk wypracowywanych w Brukseli (często pod wpływem priorytetów Niemiec). Polska powinna w większym stopniu współuczestniczyć w procesie konstruowania funduszy europejskich i mechanizmów dystrybucji środków, tak by struktura i implementacja programów unijnych odpowiadała celom rozwojowym kraju. Ułatwi to odejście od w dużej mierze bezrefleksyjnego adaptowania i naśladowania zachodnioeuropejskich polityk gospodarczych znajdujących zwieńczenie w unijnej polityce przemysłowej. Oznacza to równocześnie zwiększenie własnych zdolności do prowadzenia aktywnej polityki przemysłowej zarówno w wymiarze wewnętrznym, krajowym, jak i za pośrednictwem instrumentów unijnych. Tutaj proaktywne podejmowanie prób współpracy w ramach potencjalnych sojuszy interesów powstających ad hoc jest oczywistym rozwiązaniem.
Perspektywy rozwojowe
Celem Polski powinno być dywersyfikowanie ryzyk wynikających ze zbyt głębokich współzależności, które mogą wręcz krępować swobodę Polski w wyborze własnych priorytetów rozwojowych.
Polska prowadzi już wiele inwestycji, których pierwotnym zamiarem nie było wprawdzie uniezależnienie się od Niemiec, lecz naturalną ich konsekwencją będzie istotne zmniejszenie się zależności w sferze transportu i logistyki (rozbudowa sieci dróg i kolei w orientacji południkowej, strategiczny projekt CPK, rozbudowa portów morskich, poprawa żeglowności Odry), energetyki (rezygnacja z dostaw rosyjskiego gazu także z Niemiec, pozyskanie źródeł zaopatrzenia w gaz płynny, budowa elektrowni jądrowych) czy przemysłu zbrojeniowego. Radykalna rozbudowa infrastruktury otwiera kraj na ekspansję handlową, ułatwia pozyskanie inwestycji zagranicznych z innych krajów niż Niemcy (pożądany efekt dywersyfikacji w obszarze bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ)) i zwiększa przychody budżetu państwa z tytułu podatków i ceł.
W krajowej polityce gospodarczej konieczna jest kontynuacja wybranych polityk. Bodaj najważniejszym zadaniem jest budowa energetyki jądrowej, która zapewni polskiej gospodarce dostępność stabilnej energii oraz skok technologiczny i organizacyjny. Waż na wydaje się repolonizacja kolejnych sektorów polskiej gospodarki, choćby przez stworzenie sprzyjających warunków do wejścia na rynek lub akwizycji polskim firmom prywatnym, np. w handlu i dystrybucji, na rynku nieruchomości komercyjnych czy na rynku medialnym. To ostatnie zdaje się konieczne z perspektywy bezpieczeństwa informacyjnego wobec zagrożeń, jakie niosą nowe napięcia międzynarodowe. Niezbędna jest modernizacja i rozbudowa przemysłu zbrojeniowego, który wskutek uwarunkowań geopolitycznych może stać się jedną z najważniejszych branż polskiej gospodarki i zarazem niezbywalną przesłanką suwerenności kraju i wzmocnienia jego pozycji w regionie.
Cel znaczącego ograniczenia asymetrii w relacjach z Niemcami wymaga ponadto ułatwienia polskim firmom ekspansji w regionie Europy Środkowej i zintensyfikowania ich działalności inwestycyjnej, w szczególności w krajach Trójmorza, także w celu wytworzenia więzi gospodarczych spajających region.
Zatrzymajmy uniformizację
Kryzysogenny wpływ czynników geopolitycznych, typowy dla UE odruch ucieczki do przodu w obliczu kryzysu, a przede wszystkim wygrana w wyborach do Bundestagu w 2019 r. partii mających w programie pogłębienie integracji europejskiej skłoniły Niemcy do zmiany dawniej wstrzemięźliwego nastawienia do projektu federalizacji UE. Można domniemywać, że seria kryzysów, których doświadczyła UE w ciągu półtorej dekady, otworzyła drogę do powrotu do idei scentralizowanego superpaństwa europejskiego, eliminującego prawo weta i kompetencje państw członkowskich. W nowej konfiguracji politycznej Niemcy stają się wręcz gorliwym promotorem reformy funkcjonowania Unii, przy jednoczesnym zachowaniu różnic w wadze głosów, co po ewentualnej zmianie traktatów jeszcze bardziej wzmocni ich uprzywilejowaną pozycję w projektowanym superpaństwie. Także biznes niemiecki nieustannie lobbuje na rzecz pogłębienia integracji, która umożliwiłaby mu dalszą nieskrępowaną lokalnymi barierami ekspansję w słabszych kapitałowo krajach.
Przekształcenie UE w planowane superpaństwo europejskie z podporządkowaną pozycją większości państw członkowskich, tym samym podrzędną rolą Polski wraz z ograniczonymi możliwościami samodzielnego jej rozwoju, jest sprzeczne z polskim interesem narodowym.
W scentralizowanej UE Niemcy nie przestaną wykorzystywać mechanizmów unijnych do swych celów, zachowają swoje przewagi, a jednocześnie zyskają nowe instrumenty polityczne, by wpływać na politykę i gospodarki słabszych członków. Z kolei mniejsze i mniej wpływowe kraje stracą ostatnie narzędzia ochrony swych interesów wskutek przeniesienia ich dotąd samodzielnych kompetencji na poziom UE (przykładowo własnej waluty czy zarządzania wybranymi obszarami gospodarki i polityki).
Dalsze pogłębianie integracji europejskiej jest dla Polski najzwyczajniej nieopłacalne. Idea level playing field została już dawno po cichu zarzucona przez władze unijne. Najsilniejsze gospodarki dbają o swoje firmy, a zarzuty protekcjonizmu są zbywane wzruszeniem ramion. Polityki przyjmowane na szczeblu unijnym, wypracowane przez instytucje zdominowane kadrowo przez urzędników z zachodniej Europy i lobbowane przez zachodnie firmy, dostosowywane są do potrzeb i oczekiwań przede wszystkim zachodnich podmiotów gospodarczych. W trendzie jest wsparcie dla czempionów europejskich ukryte za przedsięwzięciami wspólnego interesu europejskiego i ochrona rynku europejskiego – w istocie największych jego producentów. Jednym zdaniem: w sferze ekonomicznej polityki unijne służą w pierwszym rzędzie interesom najsilniejszych europejskich gospodarek.
Z jednej strony uniformizacja zabija innowacyjność i konkurencyjność między państwami członkowskimi, z drugiej nie tylko zachowuje przewagi najsilniejszych gospodarek, lecz także otwiera im drogę do penetracji mniejszych. Nowym inicjatywom integracyjnym należy zatem przyglądać się z dużo większą rozwagą, a nawet podejrzliwością również z tego powodu, że komplementarne interesy różnych członków Unii zostały już, dzięki utworzeniu wspólnego rynku, zaspokojone. Dotyczy to także interesów Polski i Niemiec. W polityce międzynarodowej zjednoczona Europa jest potrzebna Niemcom dla efektu dźwigni – po to, by to przywódcy państwa niemieckiego mogli rozmawiać na równi z Waszyngtonem, Pekinem czy Moskwą, podpierając się wagą i siłą zdominowanego przez nich kontynentu.
Niemiecka strategia uznaje Europę Środkową za sferę swych interesów ekonomicznych (najprostszym indykatorem jest liczba i charakter inwestycji) i permanentnego oddziaływania (wskaźnikiem jest liczba działających fundacji i innych organizacji pozarządowych finansowanych z budżetu RFN lub UE) oraz przyznaje jej krajom co najwyżej status młodszych partnerów, co de facto oznacza politykę uzależniania i bezwzględnego wykorzystywania płynących stąd przewag.
Polska powinna się zdecydowanie przeciwstawiać także próbom budowania „strategicznej autonomii Europy”. Realizacja tej idei znacząco zmodyfikuje sojuszniczą rolę USA w Europie, zmniejszy ich zaangażowanie militarne i tym samym zainteresowanie stanem bezpieczeństwa państw graniczących z Rosją. Co jednak może zaważyć w przyszłości, „autonomia europejska”, w której co najwyżej dwa państwa ze względu na swój ewentualny potencjał militarny wiodłyby prym, pozwoli Niemcom nie tylko na ostateczne zdystansowanie się od priorytetów amerykańskich i ciche odbudowanie polityki „równego dystansu” do globalnych adwersarzy, lecz także na przejęcie – w zamian za odciążenie Ameryki od obowiązku pilnowania europejskiego podwórka – upragnionego „przywództwa” w Europie. To oznaczałoby też wolną rękę w kształtowaniu regionalnego porządku bezpieczeństwa pod kątem celów polityki zagranicznej i potrzeb w sferze bezpieczeństwa samych Niemiec, które zdają się ewidentnie rozbieżne z interesami Polski.
Tutaj bowiem polityka polska powinna brać pod uwagę zarówno resentymenty imperialne, jak i tendencje antyamerykańskie występujące w Niemczech. W tym kontekście dążenie Niemiec do osiągnięcia „autonomii strategicznej Europy” jawi się jako próba wykreowania przestrzeni geopolitycznej, w której ten kraj pełniłby najpierw funkcję integrującą kontynent, by później, wypchnąwszy USA z Europy, móc objąć rolę przywódczą niekwestionowaną przez pozostałych słabszych członków wspólnoty.
Niemcy podkreślają swoją gotowość do „przyjęcia odpowiedzialności za Europę”. Niemniej sposób, w jaki kształtowały swoje relacje z Rosją oraz w jaki udzielały i udzielają pomocy Ukrainie w wojnie z Rosją, nie wskazuje, by można było ich ofertę zapewnienia bezpieczeństwa krajom Europy Środkowej przyjąć bez obaw. Oferta ta nie wydaje się wiarygodna ani z punktu widzenia ich marnego wywiązywania się z sojuszniczych zobowiązań czy zakresu i tempa dostarczanej pomocy wojskowej, ani z perspektywy ich wątłych zdolności obronnych.
W relacjach z Niemcami dotyczących sfery spraw europejskich Polska powinna zatem w szczególności przeciwstawiać się:
- likwidacji zasady jednomyślności, gdyż otworzy to drzwi do implementowania polityki służącej interesom największych państw;
- przyjęciu euro, gdyż doprowadzi to w krótkim terminie do podporządkowania krajowej polityki pieniężnej Europejskiemu Bankowi Centralnemu, ograniczy możliwość elastycznego dostosowywania się gospodarki do szoków zewnętrznych, a także odbędzie się ze szkodą dla interesów krajowego rynku finansowego, dotąd chronionego przez odmienne uwarunkowania regulacyjne;
- wprowadzaniu kolejnych unijnych podatków, które w obecnych warunkach instytucjonalnych uszczuplają potencjalne dochody kraju, nie wspierając finansowania jego własnych polityk rozwojowych;
- wspólnej polityce obrony, albowiem dotychczasowa zawodność instytucji unijnych i liderów europejskich w sferze bezpieczeństwa jest wystarczającym dowodem na niezdolność UE jako agregatu sprzecznych interesów do wypracowania skutecznych mechanizmów obronnych dla całej wspólnoty.
Polska może być silna regionem
W interesie Polski jest wspierać i reprezentować interesy mniejszych krajów regionu, nawet jeśli one same, choćby ze względu na ich politykę wewnętrzną, nie przejawiają takiej gotowości ani nie występują z własnymi inicjatywami. Zabiegając o priorytety rozwojowe Europy Środkowej, Polska będzie wzmacniać podmiotowość regionu i ośmielać rządy mniejszych krajów do większej samodzielności względem dotąd dominujących w regionie Niemiec. Geopolityka przyspieszyła i przeświadczenie, że sytuacja w regionie jest bezalternatywna, nie jest już absolutne, o czym świadczą poczynania Węgier i Turcji.
Polska nie powinna też rezygnować z zabiegania o wspólne interesy regionu, nawet gdyby została jej zaoferowana uprzywilejowana pozycja w przyszłym ustroju europejskim za cenę odstępstwa od samodzielnej budowy regionalnych formatów z mniejszymi krajami z regionu Europy Środkowej. A wyobrażalny jest taki scenariusz, jeżeli Polska na to przystanie, w którym status Niemiec w Inicjatywie Trójmorza się zmieni, co otworzy im drogę do wiodącej roli. Samo bowiem sprawowanie zaszczytnych funkcji przez pojedyncze osoby nie prowadzi samoczynnie, jak dowiodła przeszłość, do wzmocnienia pozycji kraju. W przypadku centralizacji UE nie ma też żadnej gwarancji, że osamotniona Polska, odcięta od poparcia sojuszników regionu, będzie w stanie tę hipotetyczną „uprzywilejowaną” pozycję w procesie europejskim dla ochrony swych interesów wykorzystać. Niemcy w przyszłej scentralizowanej UE – jako jej centralne państwo – zachowają zdolność blokowania lub wypaczania każdej inicjatywy sprzecznej z ich interesem narodowym.
Jeśli trend centralizacyjny stanie się w Europie zbyt silny, należy dopuścić ryzyko funkcjonowania Unii dwóch lub wielu prędkości, dalej aktywnie tworzyć formaty regionalne i przyjmować tylko takie rozwiązania, które służą budowie wspólnych interesów w regionie i względnej siły Polski.
W szczególności Polska powinna kontynuować i rozwijać politykę wzmacniania dwu- i wielostronnej współpracy z członkami Unii i krajami spoza niej z pominięciem pośrednictwa Niemiec. Jeśli Niemcy uczestniczą w jakimś formacie czy projekcie, to nie należy automatycznie zakładać, że z samej tylko racji wagi ich gospodarki i położenia muszą odgrywać w nim wiodącą rolę. Rywalizacja w regionie ma swoje prawa.
W czasie, gdy porządek światowy ulega zasadniczej przemianie, gdy wzrasta ryzyko konfrontacji, wskutek czego państwa w coraz większym stopniu dążą do redukcji jednostronnych zależności, dywersyfikacji źródeł i łańcuchów dostaw, Polska powinna szukać sposobów na wzmocnienie stosunków dwustronnych z krajami o podobnej pozycji geopolitycznej i komplementarnych potrzebach/celach. Udaną próbą jest tu pogłębianie współpracy z Koreą Południową. Nie można zapominać o Japonii, która ponownie szuka przyczółka w Europie. W świecie rosnącej konkurencji geopolitycznej nowe porozumienia gospodarcze i sojusze oparte i na podzielanych wartościach, i na wynikających z nich korzyściach zwiększają pole manewru Polski w polityce międzynarodowej. Rozwój współpracy handlowej i gospodarczej wykraczający poza kontynentalną Europę redukuje też poziom uzależnienia kraju od gospodarki niemieckiej. Polityka budowania platform wspólnych interesów, zwłaszcza w regionie Europy Środkowej i Europy Wschodniej oraz na kierunku atlantyckim i dalekowschodnim, jest trafna i powinna być kontynuowana.
Rozstrzygnięcie dylematu pogłębienia czy rozszerzenia UE jest z punktu widzenia polskich interesów oczywiste. Każde rozwiązanie sprzyjające centralizacji, a zatem wiążące rozszerzenie z oddaniem kompetencji Brukseli, jest dla Polski niekorzystne. Natomiast spowolnienie lub utrudnienie procesu centralizacji UE pozwala Polsce zyskać na czasie, a czas jest potrzebny do wzmocnienia gospodarki i zbudowania własnej pozycji międzynarodowej, a zarazem osłabienia relatywnej przewagi Niemiec w sferze unijnej polityki i gospodarki.
Cele bezpieczeństwa narodowego tworzą oś strategii gospodarczej określającej priorytety ekonomiczne państwa. Rozbudowa Wojska Polskiego i uczynienie z niego fundamentu wschodniej flanki NATO jest polską racją stanu. Polska powinna wzmacniać integrację wojskową z krajami B9 i z czasem zwiększać zdolność do zapewnienia bezpieczeństwa krajom regionu (proces ten już się rozpoczął).
Naśladowanie niemieckiego modelu budowy soft power raczej nie wchodzi w grę z uwagi na brak w Polsce silnego rynku mediów, rozległej sieci ośrodków analitycznych i naukowych oraz porównywalnego potencjału finansowego. Ze względu na ukryte ryzyka konformizmu i zachowania stadnego naśladownictwo może nawet nie być korzystne. Niemniej Polska musi wygospodarować dużo większe środki na budowę własnej soft power, jeżeli chce wzmocnić swoją pozycję międzynarodową. Nasz kraj zdobył uznanie w Europie dzięki pomocy Ukrainie i konsekwentnemu stosunkowi wobec Rosji, a także stanowisku wobec migracji i – do pewnego stopnia – federalizacji. Tak nowo pozyskana soft power nie może być zmarnowana.
Zmieniliśmy się, ale ryzyko powrotu do przeszłości wciąż istnieje
W ciągu trzech dekad Polska zrzuciła ciężar posowieckich zależności i przeistoczyła się z kraju cywilizacyjnie zapóźnionego, gospodarczo zależnego i politycznie podległego w silne, relatywnie samodzielne państwo, powoli nabywające zdolność do europejskiej gry. Powstaje nowy porządek gospodarczy, zanikają dawne hierarchie. W optyce relacji polsko-niemieckich wyszliśmy z roli zaplecza, zasobu i rynku zbytu dla gospodarki Niemiec. Z roli podwykonawcy wyrastamy, szybko stając się konkurentem, którego wzrost stanowi oczywiste zagrożenie dla interesów sąsiadów.
Po pierwsze, polska gospodarka przybiera na sile, staje się zamożniejsza i bardziej zróżnicowana. Tym samym warunki działania dla firm niemieckich w Polsce są bardziej konkurencyjne, co oznacza: dla nich trudniejsze, a ich udziały w polskim rynku nie są już skazane na wzrost ani dane raz na zawsze. Po drugie, nasza gospodarka z wysokim udziałem przemysłu przetwórczego w swej strukturze stała się – jak słusznie zauważono – „fabryką Europy”, analogicznie do Chin uznanych swego czasu za „fabrykę świata”.
Po trzecie, Polska odkrywa nowe możliwości działania, rozwija nowe branże, od game developing do energetyki jądrowej, mobilizuje własne środki finansowe. Jest atrakcyjnym miejscem lokowania nawet najbardziej zaawansowanych projektów cyfrowych. Dzięki nowym inwestycjom infrastrukturalnym przekształca się w europejski hub produkcyjny i logistyczny, który zdobywa udziały w rynku europejskim – nierzadko kosztem interesów Niemiec.
Publiczne inwestycje strategiczne w infrastrukturę, od komunikacyjnej do cyfrowej, formaty dyplomatyczne zmierzające w kierunku zbudowania niezależnych od Niemiec możliwości działania na polu gospodarczym, takie jak Inicjatywa Trójmorza, wreszcie systematyczne wzmacnianie zdolności obronnych w połączeniu z rozbudową przemysłu zbrojeniowego siłą rzeczy zmniejszają perspektywy biznesowe Niemiec w naszym regionie Europy.
Dalsza rywalizacja jest nieunikniona, chyba że Polska zrezygnuje ze swoich ambicji, zaniecha inwestycji strategicznych i wskutek siły grawitacji powróci na ścieżkę rozwoju zależnego. W tym przypadku polska polityka może stać się na powrót pochodną polityki UE, czyli prowadzonej w dużej mierze w interesie Niemiec, skoro jest on zdaniem sąsiadów tożsamy z interesem europejskim. Nawet jednak wówczas rosnący potencjał gospodarczy Polski oraz gwałtowne zmiany w otoczeniu międzynarodowym, w połączeniu ze zwrotem w polityce Niemiec zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i w sferze zagranicznej (którego ostateczne efekty są trudne do przewidzenia, gdyż polityka tego kraju traci swój dawny przewidywalny charakter), sprawiają, że proces emancypacji, którego jesteśmy sprawcami i świadkami, trudno będzie zatrzymać.
Artur Kluczny
Tekst powstał na podstawie fragmentów raportu „Polska i Niemcy w uścisku współzależności”, wydanego przez Fundację Republikańską przy wsparciu Polskiego Funduszu Rozwoju.
Tekst pochodzi z 46. numeru Rzeczy Wspólnych
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury