Nowy poziom kontynuacji
Polski Ład to 130-stronicowy dokument zaprezentowany przez Mateusza Morawieckiego na początku czerwca. Program był długo zapowiadany: jak się wydaje, data premiery była kilkakrotnie przekładana, a zawartość była uzupełniana do ostatniej chwili. Wielu komentatorów, jeszcze przed publikacją, zdążyło wyrazić na jego temat opinię, która dość skutecznie obniżyła napięcie związane z oczekiwaniem na – jak zapewniali przedstawiciele rządu – przełomowy dokument.
Początkowa prezentacja miała dość obszerny charakter, premier podkreślił kilka kluczowych obszarów, prawdopodobnie dobranych według klucza sondażowego (rząd na bieżąco i dość dokładnie monitoruje tematy przyciągające największą uwagę). Były to:
- zwiększenie nakładów na służbę zdrowia,
- zmiany podatkowe,
- inwestycje w infrastrukturę,
- wsparcie dla rodzin w dziedzinie dzietności i polityki mieszkaniowej,
- propozycje związane z rolnictwem.
Doszło do tego kilka głośnych drobiazgów, choćby zapowiedź odbudowy pałacu Saskiego.
Dokument oraz treści przedstawione w trakcie premiery zawierają znacznie więcej zapowiedzi: całą serię projektów z dziedziny polityki klimatycznej i energetycznej, senioralnej, ładu przestrzennego i cyfryzacji oraz wiele punktów, które nie mieszczą się w żadnej z kategorii
Co się przebiło w pierwszej chwili
Uwagę opinii publicznej przyciągnęło tylko kilka wątków, które można wyliczyć na palcach jednej ręki. Przede wszystkim chodzi o podatki daniny: dawno postulowane i zapowiadane podniesienie kwoty wolnej aż do 30 tys. zł, a także pierwsza od 12 lat zmiana progu podatkowego wywołały jednoznacznie pozytywne komentarze, które jednak szybko zostały przykryte krytyką zapowiedzi zwiększenia stawki ubezpieczenia zdrowotnego. Efekt jak dotąd (tekst pisany trzy tygodnie po ogłoszeniu Polskiego Ładu) jest taki, że dwa plemiona komentujących lansują zupełnie przeciwstawne przekazy na ten temat: jedni mówią o największej obniżce danin, a drudzy – o podwyżce. A właściwie o likwidacji klasy średniej.
Drugim wątkiem, który zdecydowanie się przebił, jest zapowiedź radykalnego uproszczenia procedur budowlanych dla domów o powierzchni zabudowy do 70 mkw. z płaskim dachem i 20-metrowym poddaszem. Swoją drogą, bardzo mało uwagi poświęcono frapującej kwestii: jak budynek może mieć płaski dach i zarazem poddasze o powierzchni 3,5 razy mniejszej niż parter (prawdopodobnie chodziło o dach dwuspadowy)? Komentatorzy, nie zważając na tę niejasność, podzielili się na dwa obozy – entuzjastów samodzielnej budowy i roztaczających wizje niekończących się faweli.
Znacznie mniej uwagi poświęcono programowi inwestycji w infrastrukturę (w najszerszym rozumieniu). Trochę dyskusji rozgorzało na temat gwarancji i dopłat do wkładów własnych oraz niektórych rozwiązań prorodzinnych z kapitałem opiekuńczym na czele.
Można więc uznać, że Polski Ład na razie nie rozpalił wyobraźni Polaków – uległ silniejszym i atrakcyjniejszym konkurentom, takim jak piłkarskie mistrzostwa czy wypowiedzi izraelskich polityków.
Ktoś skłonny do szybkich wniosków mógłby orzec, że Polski Ład nie „zażarł” i podzieli tym samym los swojego poprzednika, Polskiego Modelu Państwa Dobrobytu, z którym Prawo i Sprawiedliwość wprawdzie wygrało wybory dwa lata temu, ale chyba poniżej oczekiwań – a samo pojęcie zupełnie się nie przebiło.
Polski Ład wart interpretacji
Polski Ład to dokument pełen mniej lub bardziej konkretnych zapowiedzi, stale aktualizowanych i rozszerzanych od opublikowania. Służą temu swego rodzaju podprogramy wykonawcze („10 ustaw na pierwsze 100 dni”), programy równoległe (np. strategia demograficzna) czy napływające cały czas uzupełnienia i rozwinięcia (np. zerowy PIT dla wielodzietnych, w oryginalnej wersji nieobecny, ale już oficjalnie zapowiedziany). Rząd zachęca także do zgłaszania nowych propozycji. Można zatem uznać, że Polski Ład prędko nie osiągnie docelowej postaci. A może i nigdy, o ile zamieni się w coś w rodzaju nadrzędnej narracji.
Program ma jednak charakter kierunkowy. Jest pomyślany tak, by w przyszłości stanowił nie tylko zestaw zapowiedzi zmian, lecz także źródło wytycznych programowych dla kolejnych propozycji. Można wręcz posunąć się do oceny, że dokument ma ewoluować w kierunku platformy ideowej, programującej zamierzenia Zjednoczonej Prawicy (i jej kolejnych inkarnacji) na długie lata.
To jednak wymaga właściwego odszyfrowania i zdefiniowania ducha Polskiego Ładu. W swojej pierwotnej wersji jest to bowiem dzieło dalekie od skończenia. Dziś składa się z licznych zapowiedzi przeplatanych opisami dotychczasowych osiągnięć ekipy Dobrej Zmiany, a wszystko jest posegregowane w sposób podyktowany potrzebami bieżącej walki politycznej, z perspektywą ewentualnych przedterminowych wyborów. Widać pośpiech.
Zakres i waga proponowanych działań są tak duże, a horyzont czasowy dostatecznie długi (na pewno przekracza horyzont kadencji, nawet w przypadku przejścia Prawa i Sprawiedliwości do opozycji), by pokusić się o rekonstrukcję myśli zawartej w Polskim Ładzie.
Oczywiście, każda próba interpretacji będzie obarczona ryzykiem błędu. Z wielkimi programami już tak jest, że czasem ich prawdziwa intencja różni się od na bieżąco komunikowanej (bo np. jest podyktowana potrzebą wyborczą albo należy ją zastąpić łatwiej strawnym dla odbiorców przekazem), a realne działanie odbiega od jednej i drugiej – ponieważ na przykład zabrakło zdolności analitycznej, by przewidzieć wszystkie skutki. Co nie znaczy, że muszą być złe.
Dobrym przykładem jest tu program 500+, który był tworzony i komunikowany jako wielkie działanie prodemograficzne. Co prawda zahamował trend spadku liczby urodzin (wystarczy spojrzeć na prognozy sprzed kilkunastu lat), a nawet podniósł nieco dzietność, ale w obliczu przegrzanych oczekiwań, do których notabene przyczyniła się propaganda oraz niedocenienie miękkich czynników kulturowych, program niepostrzeżenie został przekwalifikowany na służący walce z ubóstwem. I taki powszechnie uznano za sukces. Co ciekawe, dyskusja nad 500+ zatrzymała się w tym miejscu i na szerszych forach nie rozmawia się o dalszych i głębszych jego skutkach, w rodzaju aktywizacji zawodowych trwale w III RP biernych grup. Tak czy siak, program cieszy się opinią udanego.
Polski Ład jest projektem o wiele większym i bez porównania bardziej skomplikowanym niż 500+, więc jego aspektów i niespodziewanych skutków będzie znacznie, znacznie więcej.
Co tam właściwie jest?
Dokument jest niemal pozbawiony opisów ideologicznej podbudowy i w dość skromnej mierze odnosi się do przeszłości. Ma się rozumieć, że za licznymi propozycjami kryje się doświadczenie III RP ze szczególnym uwzględnieniem osiągnięć Dobrej Zmiany, a także ogólna koncepcja obecnej ekipy, różniąca się od euroliberalnych poprzedników. Jednak w tekście nie znajdziemy wielu do tego literalnych odniesień.
Pozostają setki propozycji opisanych bardzo zwięźle, czasem zagadkowo, i pogrupowanych według niestałych kryteriów (można odnieść wrażenie, że autorzy pracowali nad jakąś matrycą, ale nie zdążyli jej dokończyć). W dodatku propozycje nowe mieszają się z już znanymi, przełomowe zajmują miejsce równorzędne z kosmetycznymi, a wszystko zostało posypane garścią propozycji interesujących, ale niepasujących do pojęcia „nowego ładu”. To wszystko nie ułatwia wyciągnięcia esencji, czego skutki w postaci zbaczania dyskusji na tory ewidentnie niepożądane przez rząd już widzimy. Jednak esencja w programie jest i da się ją przy pewnym wysiłku dostrzec.
Wbrew opinii dominującej w komentarzach zarówno liberalnych, jak i części konserwatywnych, w tym pochodzących z wewnątrz obozu władzy, Polski Ład nie jest skierowany przeciw klasie średniej (zresztą opinia ta opiera się głównie na jednym punkcie: 9-procentowej składce zdrowotnej). Przeciwnie, wiele jego elementów wygląda, jakby program zaprojektowano w celu jej wzmocnienia, z wyraźnym motywem radykalnego zwiększenia jej liczebności.
Będą temu służyć nie tylko szeroko dostrzeżone rozwiązania, takie jak korzystne dla większości pracujących zmiany podatkowe czy wyraźne – na szczęście – postawienie na własność lokali mieszkalnych (choć są i nowe propozycje dla rynku najmu). Jest tego więcej: na przykład zapowiedź ujednolicenia kontraktów pracowniczych, rozwój akcjonariatu pracowniczego, preferencje dla polskich firm, cały szereg rozwiązań na różne sposoby wzmacniających lokalne społeczności, wsparcie aktywizacji zawodowej grup dotychczas biernych – to wszystko ma sprzyjać budowie formacji ludzi względnie zamożnych, niezależnych oraz rodzinnych. A tacy właśnie tworzą klasę średnią czy też, jak kto woli, realnie obywatelską.
Drugim rzucającym się w oczy elementem jest rozwój najszerzej rozumianej infrastruktury na dwóch kluczowych płaszczyznach: prowincjonalnej i rodzinnej. Cały dokument jest dosłownie nafaszerowany pomysłami na to, jak ułatwić rozwój (czy choćby na razie odwrócić upadek) mniejszych ośrodków, dostęp do usług publicznych, mieszkań, komunikacji czy rynku pracy. Na to symetrycznie nakładają się propozycje dla rodzin z dziećmi. Jak wyjdzie, zobaczymy. Trzeba jednak zaznaczyć, że generalny zamysł jest trafny: wzorem najbogatszych krajów upowszechnić zamożność i własność, a zarazem działać tak, by prowincja zbliżała się do wielkich ośrodków nie tylko poziomem bogactwa, lecz także dostępem do różnych owoców cywilizacji oraz generalnego sukcesu ekonomicznego.
Nie można pominąć kwestii rozwoju gospodarczego, i to w połączeniu z Krajowym Programem Odbudowy, który zresztą, nie wiedzieć czemu, jest w komunikacji rządowej traktowany odrębnie (może z obawy o obcięcie środków?). Polski Ład zawiera wiele projektów infrastrukturalnych, które mają służyć nie tylko dobrobytowi czy dzietności, lecz także rozbudowie przemysłu, z wyraźną intencją rozwijania eksportu. Polska gospodarka już od jakiegoś czasu jest napędzana tym ostatnim czynnikiem, a zaburzenia pandemiczne tylko go wzmacniają.
W dokumencie nie znajdziemy jednak wielu propozycji skierowanych bezpośrednio do przedsiębiorców, a już na pewno nie ma w nim nowych przełomowych rozwiązań. Oczywiście, coś można znaleźć, np. zapowiedź polonizacji zamówień publicznych czy restart nieudanego dotychczas tzw. estońskiego CIT, ale całość może nieco rozczarowywać środowiska biznesowe. Jednak premier Morawiecki cały czas deklaruje otwartość i chęć przyjęcia dodatkowych rozwiązań.
Dodatkową warstwą Polskiego Ładu jest seria propozycji obliczonych na generalne ulepszenie i usprawnienie działania państwa, nie tylko w sferze państwowej czy samorządowej, lecz także w bardziej „prywatnych” aspektach. Przede wszystkim należy tu wymienić pełną cyfryzację państwowych usług publicznych do 2024 r. (w okresie pandemii dokonaliśmy pod tym względem historycznego postępu). Znajdziemy także wiele innych propozycji – na przykład rozwiązania dla pracy zdalnej, daleko idące zmiany w ustroju rolnym, wyspową gazyfikację, rozwój służby zdrowia nakierowany na pacjenta, tak potrzebne zmiany w spółdzielczości mieszkaniowej czy wreszcie głęboką reformę urzędów pracy.
Warto jeszcze wspomnieć o polityce senioralnej, której Polski Ład poświęca sporo miejsca. Poza znaną propozycją emerytury bez PIT (co jest w istocie sprzedaniem wyższej kwoty wolnej jeszcze raz, w innym opakowaniu) mamy elastyczne zatrudnienie dla przechodzących na emerytury, rozszerzenie programu bezpłatnych leków, zachęty do powrotu na starość do Polski, ale przede wszystkim zapowiedź zerowego PIT dla pracujących po przekroczeniu wieku emerytalnego aż do 10 tys. zł miesięcznie.
Role Polskiego Ładu
Niezależnie od pewnego nieuporządkowania, braku dokładniejszych wyliczeń, prawdopodobnej zmienności oraz obecnej niejasności narracyjnej Polski Ład jest bardzo poważnym głosem w dyskusji o przyszłości Polski. Wypada zgodzić się z autorami, że będzie programował naszą rzeczywistość na najbliższe dziesięciolecie – nawet jeśli zostanie zrealizowany tylko w części.
Tak jak każdy wielki program, także Polski Ład ma odgrywać i będzie odgrywać zróżnicowane role. Także te, które stają się zarzutem w ustach przeciwników.
To oczywiste, że Polski Ład jest programem wyborczym. Z tym że nieco lepszym niż zwykłe – ponieważ część jego zapisów zostanie zrealizowana przed wyborami, nawet przyspieszonymi. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że to program nie na jedną kampanię parlamentarną, ale co najmniej dwie, i to niezależnie, czy Prawo i Sprawiedliwość wygra najbliższe wybory, czy je przegra. Jeśli bowiem zrealizuje część Polskiego Ładu, to reszta programu zachowa ważność nawet na czasy opozycyjne. I będzie dostarczać paliwa (trzeba przyznać, że gdy się nie rządzi, o takie paliwo łatwiej). „My obniżyliśmy podatki i zreformowaliśmy wiele dziedzin, a wy z tego korzystacie i w dodatku chcecie zepsuć” – to najprostszy przykład przekazu (hipotetycznych) opozycjonistów z PiS.
Polski Ład jest także platformą narracyjną. Jego niedokończona, otwarta konstrukcja, którą z pewnego punktu widzenia można krytykować, z punktu widzenia narracyjnego staje się zaletą, ponieważ pozwala konstruować kolejne opowieści, oparte cały czas na jednym dokumencie matce. Można na przykład zbudować całkiem sporych rozmiarów historię o Polsce lokalnej, która rozwija się (dzięki obniżkom podatków, dostępności usług publicznych, jakości życia rodzin i emerytów, e-pracy i na dokładkę gazyfikacji wyspowej). Można też dla odmiany snuć opowieść o nowej klasie średniej złożonej z obywateli-posiadaczy (dzięki obniżkom podatków, ułatwieniom w zakupie i budowie mieszkań, akcjonariacie pracowniczym, rozwojowi infrastruktury, wsparciu podnoszenia kwalifikacji i budowaniu wspólnoty). To tylko pierwsze z brzegu przykłady – możliwości dla rządowych wizjonerów i spin doktorów są ogromne.
Oczywiście, bogactwo i potencjał narracyjny Polskiego Ładu stanowią także zagrożenie. Po pierwsze dlatego, że niewprawny czy przymuszony bieżącą albo lokalną potrzebą komunikator będzie miał tendencję do upraszczania i spłycania przekazu – i z wielkiego skoku cywilizacyjnego może w skrajnym przypadku ostać się budowa remizy strażackiej. Po drugie dlatego, że przeciwnicy będą mieli taką samą możliwość konstruowania antyopowieści. I w chwili pisania tego tekstu zdobyli co najmniej jedną bramkę w postaci udanego wyspinowania narracji o niszczeniu klasy średniej. A doświadczenie pokazuje, że anty-PiS dysponuje kwalifikacjami i infrastrukturą potrzebną do psucia narracji.
Z punktu widzenia filozofii rządzenia Polski Ład wprowadza nowy poziom i jest jednocześnie kontynuacją solidarystycznego konceptu Prawa i Sprawiedliwości (który stanowi o zasadniczej różnicy między tą formacją a liberałami). Warto dodać, że solidaryzm w tym przypadku ma charakter nie tylko klasowy czy pokoleniowy, lecz także terytorialny, jako zaprzeczenie osławionego modelu dyfuzyjno-polaryzacyjnego, choć na pewno nie w wersji radykalnej i oderwanej od czasem mało sympatycznych i wygodnych kontekstów – nawet rząd Zjednoczonej Prawicy nie jest niewrażliwy na naciski grup interesu, państw, a także na zwykły bezwład i bałagan. Niemniej robi wiele, by upowszechnić model dystrybucji sukcesu transformacji, co znalazło odbicie w ludowym powiedzonku: „… ci to przynajmniej się dzielą”.
Polski Ład jest więc platformą programową, z której – oczywiście po lepszym sformułowaniu podstawy opisowej – mogą i powinny wynikać dalsze programy oraz wizje na długie lata. Teoretycznie mogą nawet rozwinąć się do poziomu ustrojowego.
Ostatnią, ale nie najmniej ważną funkcją programu jest rola konsolidująco-terapeutyczna dla formacji politycznej. Obóz Jarosława Kaczyńskiego nosi swoiste emocjonalne piętno, ma swoje kompleksy, popada czasem w marazm i zwątpienie, czasem w euforię. W połowie drugiej kadencji dają się zauważyć różne niekorzystne procesy, wzmagane przez niepewność czasów pandemii i przeszeregowań na scenie światowej. A nad całą formacją unosi się niewypowiedziana świadomość nieuchronności sukcesji. W tym kontekście Polski Ład może (choć nie musi) odegrać niezwykle ważną rolę.
Autor: Marek Wróbel, Prezes Fundacji Republikańskiej
Tekst ukazał się w 37 numerze pisma „Rzeczy Wspólne”. Link do sklepu.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.