„Naród – idee polskie” – Stefan Wyszyński
STEFAN WYSZYŃSKI
Bóg a narody
„Niech Cię wysławiają narody, Boże, niech Cię wysławiają narody
wszystkie!”
(Ps. 66, 4-5)
Bóg i Pan wszelkiego stworzenia jest Ojcem narodów. Bo dlaczego Stwórca człowieka i jego
duszy nie miałby być Ojcem ciała i duszy narodów? Naród nie jest przecież bogiem! Narody
są dziećmi Boga, a przez to wspólne Ojcostwo są sobie braćmi! Rodzina narodów powołana
jest do wyższego celu – uwielbienia wspólnego Ojca: „Chwalcie Go, wszyscy poganie,
chwalcie Go, wszystkie narody, bo możne jest nad nami miłosierdzie Jego, a prawda Pańska
trwa na wieki!” (Ps. 116, 1-2). To jest konstytucja współżycia narodów. Z niej wywodzą
zasady katolickiego nacjonalizmu.
W dziejach narodu izraelskiego zachowany został wzór opatrznościowej opieki Bożej nad
życiem jednego narodu. Bóg powołał ten lud do szczególnych zadań w dziejach odkupienia
ludzkości i dlatego też otoczył go tak wyjątkową pieczą. Czyż jednak dzieje odkupienia nie
powtarzają się dziś w każdym narodzie, powołanym do światła wiary Bożej? Wszak „na
pokolenie i pokolenie prawda Twoja” (Ps. 118, 90). Dlatego w dziejach narodu wybranego
możemy dojrzeć odbicie tej niezwykłej dobroci Bożej, która w nieskończoność powtarza się
w dziejach ludzkości i w dziejach każdego chrześcijańskiego narodu.
I. Bóg ochrania naród
Odwołajmy się do przykładów z dziejów Izraela. Od Abrahama, Izaaka i Jakuba możemy
śledzić dzieje opieki Bożej nad narodem wybranym, który obdarza Pan wspaniałymi
darami: „Wszystką ziemię, którą widzisz – rzekł Bóg do Abrahama – tobie dam i nasienia
twemu aż na wieki” (Rodz. 13, 15). Wzruszająca jest ta troska Boża. Przed obliczem ludu
swego posyła Bóg Józefa do Egiptu, aby w czas głodu zachowany był przezeń naród cały.
Skoro tylko, po upływie wieków, podniósł się głos uciśnionych z ziemi faraonów, Bóg śle
Mojżesza i „ręką mocną” wyprowadza lud swój „z ziemi egipskiej, z do-mu niewoli” (Wyjść.
20, 2). Idzie przed narodem swym w świetle ogni-stego obłoku, suchą nogą przeprowadza
go przez Morze Czerwone, wody gorzkie osładza mu, karmi go na puszczy manną, gasi jego
pragnienie wodą ze skały, rozwala mury miast obronnych, by wwieść go do Ziemi Obiecanej.
A w zamian za to iluż wysłuchuje szemrań ludu, ileż widzi – mimo licznych cudów –
nieufności i niewiary, ile buntu i narzekania: „Obyśmy byli pomarli w Egipcie!” (Licz. 14, 3).
Lecz „Pan cierpliwy i wielkiego miłosierdzia odpuszczał grzech ludu swego według
wielkości miłosierdzia swego” (por. Licz, 14, 18-19) i nie pozbawiał swej opieki. Co
więcej! Sam Bóg wytyczył granice ziemi i stał się jej obrońcą, wrogiem wszystkich
nieprzyjaciół narodu i sprzymierzeńcem jego w każdej potrzebie. U granic ziemi narodu
stanęła płomienna prawica Pańska, straszna wszystkim wrogom Izraelu. Biada narodowi
powstającemu przeciwko ludowi Bożemu! „Biada zgrai narodów mnogich jako mnóstwo
morza szumiącego… bo je Pan sfuka… a ucieknie daleko, i będzie porwany jako proch na
górach przed wia-trem, i jako tuman przed wiatrem” (Iz. 17, 12-13).
Jestże to rzecz przypadku, że do dziś dnia zachowały się te dzieje walki Boga ze
swym narodem o prawo do miłości i dobroci? Czyż Opatrzności Bożej zależało tylko na
dokładności historycznej? – Nie! To świadectwo dla przyszłych wieków i ludów, by budziło
ono wiarę i ufność w moc Króla wieków, nieśmiertelnego Pana narodów.
II. Bóg udziela narodowi daru ziemi
Jak w dziejach narodu wybranego, tak w dziejach naszego narodu powtórzyła się ta
wędrówka do ziemi ojcom naszym obiecanej. Możemy powiedzieć o narodzie naszym:
Pan „postawił go na ziemi wywyż-szonej, aby jadł owoce polne, żeby ssał miód z opoki, a
oliwę z naj-twardszej skały” (Powt. 32, 13).
Ziemia nasza ojczysta to dar Boży dla naszego narodu! Bóg prze-widział w swym
dziele twórczym to miejsce, z którym miały się związać dzieje narodu polskiego. Czyż
nie przyjmiemy tego daru ra-dosnym sercem? Ileż to razy słyszeliśmy ubolewania nad
ojczystą naszą ziemią, daną nam przez Opatrzność. Jak ongiś na puszczy posłowie
Izraela, którzy ujrzeli ziemię Chanaan, tak dziś w Ojczyźnie naszej ci i owi szemrzą, że
jest to ziemia pożerająca mieszkańców swoich (zob. Licz. 13, 33). Odpowiemy słowami
Jozuego: „Ziemia, którąśmy obeszli… bardzo dobra jest… Nie chciejcie opornymi być
przeciw Panu” (Licz. 14, 7. 9).
Bóg sam zaślubił naród nasz ziemi ojczystej, rozpalając w sercach naszych namiętną
ku niej miłość; miłość na śmierć i życie! Skąd płynie ta tragiczna niemal miłość ku ziemi
polskiej? Skąd ta wieczna za nią tęsknota zamęczająca wychodźców? Skąd ta moc upojna,
która wypędzała ich z chaty „z ziemią za morza po ziemię”? Skąd ten nie-rozerwalny
węzeł małżeński narodu z ziemią ojczystą? – Od Pana się to stało! Z woli Bożej płynie
miłość, wiążąca ściśle duszę człowieka z ziemią naszą. Właśnie w tym umiłowaniu ziemi
tkwi wola Boża. Miłość ku matce ziemi ma w sobie coś z tej potężnej miłości Boga ziemię
stwarzającego.
W ślad za tą wolą Bożą, wyrażającą się w przemożnym umiłowaniu ziemi, idzie prawo
do własnej ziemi i do własnej ojczyzny. Boża to była wola, byśmy żyli jako odrębny
naród. Nie myśmy sobie dali życie narodowe, ale Bóg chciał nas mieć odrębnym narodem
i wszczepił w nas wolę i moc ukształtowania się w naród. Skoro więc jesteśmy i żyjemy
– z Bożej jesteśmy woli. Skoro przez tyle wieków prze-trwaliśmy – Bóg widocznie
chce, byśmy byli odrębnym narodem. Skoro stworzyliśmy własny język, własną kulturę
narodową – od-powiedzieliśmy planom Bożym. I tu tkwi najgłębsze prawo nasze do bytu,
do życia, do wolności!
Dzieje nasze związane są z ziemią daną przez Opatrzność praojcom naszym.
Związaliśmy się z nią uczuciem miłości i wdzięczności Bogu za dar tak wspaniały. Ziemia
ta wrosła nam w duszę tak, że nie ma mocy, która by zdolna była zniweczyć ten związek.
To ziemia wypracowana, użyźniona potem i krwią pokoleń całych; ona stała się własnością
naszą przez olbrzymi wkład pracy narodowej, o któ-rej świadczą pomniki dziejowe, w jej
serce wrosłe. Na obliczu tej ziemi wycisnęliśmy cały charakter naszego ducha narodowego,
tak że ta polska ziemia — res clamat ad Dominum [rzecz woła do Pana]. Woła do pana
swego – narodu polskiego. Ale woła i do Najwyższego Pana – Króla królów i Ojca
narodów, ilekroć jest zagrabiona przez najeźdźcę. Tutaj nie może być przedawnienia! I
dlatego Najwyższy Bóg wrócił ziemię narodowi naszemu po półtorawiekowej niewoli.
III. Naród przedłuża swe życie w Bogu
Bóg nie tylko daje ziemię narodom, ale ją też zaludnia i wychowuje naród w duchu służby
Bożej i sumienności. Bóg to polecił ludom: „Rośnijcie i mnóżcie się, i napełniajcie ziemię,
a czyńcie ją sobie pod-daną” (Rodz, 1, 28). Każdy naród, który przestrzega tego rozkazu,
nie potrzebuje drżeć o swoją przyszłość.
Idąc za głosem Bożym Kościół święty błogosławi kołyski polskie i otacza rodzący się
naród swym prawem azylu przed śmiercionośnym prądem samolubstwa ludzkiego. Kościół
błogosławi młode serca, wiążąc dłonie i dusze mocą Ducha Świętego tak silnie, że więź ta
trwać musi „aż do śmierci”. „Co tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza” (Mt. 19,
6).
Przez to Boże dzieło oddaje Kościół narodowi nieustanną usługę, gdyż chroni go od
samobójstwa. On to zwalcza samolubstwo i wy-godnictwo, a choć głoszone przezeń prawo
Boże dla wielu wydaje się twarde, to jednak jest ono zbawieniem narodu. Każdy naród
może powiedzieć o sobie: „Gdyby zakon Twój nie był rozmyślaniem moim, tedy bym był
zginął w uniżeniu swoim” (Ps. 118, 92).
IV. Narody w planach Bożych
Najwyższy Pan i Ojciec ludzkości „z jednego uczynił wszystek rodzaj ludzki, aby
mieszkali po całej ziemi, wedle postanowionych czasów i granic ich zamieszkania” (Dziej.
17, 26).
W każdym narodzie Bóg ma swoje dzieje. Działanie Boże na bo-gatej glebie
przyrodzonych właściwości narodu kształtuje się w nowe, zgoła odmienne, bogate formy.
Jakże inaczej wygląda życie religijne i cześć Boża w naszej Ojczyźnie, rozmodlonej pieśnią
Godzinek i Gorzkich żalów, mocą rezurekcji i radością dziecięcą majowych nabożeństw; a
jak odmienny zgoła przybiera charakter w dziejach narodu Joanny d’Arc i św. Wincentego
a Paulo, czy też w ojczyźnie św. Jana od Krzyża, św. Teresy Wielkiej i św. Ignacego
Loyoli; czy wreszcie w dzie-jach narodu Katarzyny ze Sieny, Gemmy Galgani i Jana
Bosco.
A wszystko to dzieje się w organizmie jednego Kościoła powszech-nego. I nikt
nie powie, że to nie pomnaża chwały Bożej i pożytku duszom! Co za wspaniała
międzynarodowa wymiana dóbr wyrosłych na zagonach narodów, na wielkiej niwie Bożej!
O ileż uboższe byłoby życie religijne każdej duszy ludzkiej, gdyby nie miała ona możności
czerpania z tych przeróżnych darów i zasobów, zebranych skrzętnie przez dzieci Boże
różnych narodów. Zaprawdę, „są różne dary, lecz ten sam Duch. I są różne posługi, ale
ten sam Pan. I są różne rodzaje działań, ale ten sam Bóg, który sprawuje wszystko we
wszystkich” (I. Kor. 12, 4-6). A choć są rozmaite języki, wszystkie „sprawia jeden i ten
sam Duch, udzielając każdemu z osobna tak, jak chce” (I. Kor. 12, 11). To jest swoiste
„świętych obcowanie” – narodów świata.
Jesteśmy świadkami, jak różne narody podnoszą się i upadają. Gdy jedne chorują, inne
trwają w mocy; gdy jedne rozsiewają wokół siebie zarazę, inne równocześnie skutecznie
ją zwalczają. Gdy jedne prześladują Kościół Boży, głosiciela Prawdy objawionej, inne
go uwiel-biają i otaczają opieką. W ten sposób spełnia się polecenie Mistrza: „Gdy was
prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do drugiego” (Mt. 10, 23); a Boży wysłańcy
przechowują i roznoszą światło Boże wszystkim narodom, by nie zgasło aż do skończenia
świata.
Kościół Boży jest jak ów ojciec, który sędziwość swoją wspiera na ramionach licznych
synów i cór swoich; gdy jedno z nich słabnie, inne je wyręcza, dostępując zaszczytu
Szymona z Cyreny, który po-magał dźwigać krzyż Odkupiciela świata. W ten sposób –
wspierany przez narody i błogosławiący ich życie – idzie Kościół przez dzieje, niosąc
słowa żywota dla wszystkich narodów i ludów, i języków, i ziem.
Patrzmy! Oto idą przez świat wielkie klęski w postaci fałszywych doktryn i opętania
jednego narodu przez szatana pychy i pożądliwości oczu. Zbuntował się jak Kain
przeciwko Ablowi; jak syn marnotrawny przeciwko dobremu ojcu! Czyż nie jedyną obroną
jest wtedy mnogość i rozmaitość narodów? Gdy jeden wypielęgnuje zarazę komunizmu na
cudzy użytek, granice narodów stanowią „okopy św. Trójcy”, za któ-rymi chronią się inne
narody, „aż przejdzie nieprawość”. Gdy inny naród poniesie pychę swoją ponad trony i
ołtarze świata całego, zbiera się „ostatek narodów” by kres położyć swawoli. A zdarzyć się
może i tak, że z tego organizmu ludzkości wypadnie odciąć rękę lub usunąć oko, aby było
zachowane całe ciało.
V. Moce jednoczące narody
Chrześcijaństwo ma przedziwną zdolność łączenia narodów. Współ-cześnie, w miarę
jak narody poganieją, zdobywa sobie wpływy nacjo-nalizm, który jest siłą odśrodkową,
rozbijającą resztki dawnej chrześci-jańskiej rodziny ludów. Pogański nacjonalizm
wynosi naród ponad człowieka. Powoduje to przecenianie się i samouwielbienie, kult i
bałwochwalstwo samego siebie, a wreszcie dyktaturę egoizmu narodo-wego; w stosunku
zaś do innych narodów – brak przedmiotowości, zaślepienie i zanik wszelkiego zmysłu
rzeczywistości, niedocenianie innych narodów, skąd płyną bolesne nieraz pomyłki.
Wszystkim wiadomo, jak wielkie nieszczęścia ściągnął nacjonalizm nie tylko na
zaczadzone własną wielkością narody, ale i na świat cały. To wielkie zło współczesnego
świata zwalczyć można i trzeba! A do-konać tego można tylko w obliczu prawdy, że
wszystkie narody wyszły z ręki Bożej i że najwyższy sens ich bytowania sprowadza je do
stóp Bożych. Nie uda się inaczej doprowadzić do wspólnoty rodzinnej narodów jak tylko
wezwaniem: „Królestwa ziemskie, śpiewajcie Bogu, grajcie Panu! Grajcie Bogu, który
wstąpił na niebo niebios, na wschód słońca! Oto da głosowi swemu głos mocy. Dajcie
chwałę Bogu nad Izraelem; wielmożność Jego i moc Jego w obłokach” (Ps. 67, 33-35).
Dopiero w obliczu Boga można zrozumieć, że żadnego narodu ani jego dziejów nie
wolno bezkarnie wynosić ponad inne narody; w pla-nach przemądrej Opatrzności Bożej
każdy naród ma swoje właściwe miejsce i wyznaczone sobie zadania, nie mogące żadną
miarą wchodzić w drogę innym. Jak w każdej społeczności ludzkiej, tak i w społecz-ności
narodów istnieje wzajemna zależność. Źródło życia narodów znajduje się poza nimi. Naród
nie zawdzięcza życia jedynie samemu sobie, ale żyje on dzięki Jedynemu Ojcu wszystkich
narodów, dzięki Bożemu prawu przyrodzonemu, złożonemu w osobowości człowieka;
żyje dzięki moralności i religijności. Czyż może on być najwyższą wartością życia? Czyż
narodowość może być probierzem moralności?
Żaden naród, tak jak nie istnieje sam z siebie i sam przez się, tak też nie jest w stanie
sam utrzymać własnego życia – ani pod wzglę-dem kulturalnym, ani moralno-religijnym,
ani gospodarczym, ani też politycznym. Utopią jest twierdzenie, że może istnieć naród
całkowicie niezależny, samoistny i autonomiczny! Współcześnie najwidoczniej się to
zaznacza w dziedzinie międzynarodowej wymiany dóbr gospodar-czych, gdzie tzw.
samowystarczalność zawiodła zupełnie. Każdy naród jest skazany na jakąś zależność
od drugiego, gdyż wzajemnie się dopełniają i muszą iść w linii wzajemnego współżycia
i służenia sobie. Widać to szczególnie w dziedzinie kultury. Spróbujcie oczyścić naród
polski z wpływów kulturalnych starożytnej Grecji i Rzymu, wydrzyjcie z historii jego
karty renesansu włoskiego, pozbawcie go kanwy myśli katolickiej, a zobaczycie, że
zginie nie tylko kolegiata kruszwicka, ale i Wawel ze swą kaplicą Feliksa i Adaukta,
i tum gnieźnieński, i ratusz poznański, i kolumna Zygmunta, i pomnik księciu Józefa;
zniknie spośród nas nie tylko sztuka religijna i hagiografia polska, ale wraz z nią i cnota
chrześcijańska, i moralność, i sama dusza narodu! Inaczej być nie może. ,,Kamień, który
odrzucili budujący, ten się stał kamieniem węgielnym. Od Pana się to stało i jest dziwne w
oczach naszych” (Ps. 117, 22-23).
Dziś, w okresie tak ożywionych stosunków intelektualnych, wy-miany myśli, zjazdów
międzynarodowych, odgrodźcie naród od reszty świata, jak się to stało w państwie
bolszewickim i totalnym, odsuńcie go od żywego ciała ludzkości – a zobaczycie, jak
zerwiecie ze źródłem życiodajnej krwi. Jak w życiu nadprzyrodzonym wszystko prowadzi
do Boga – bo wy jesteście „Chrystusowi, a Chrystus Boży” (I. Kor. 3, 22) – tak i w życiu
kulturalnym dochodzimy do stwierdzenia, że „dziećmi jednego Ojca jesteśmy”.
O ile naród nie może i nie powinien odgradzać się od dorobku innych, o tyle na straży
powinien postawić swego ducha, by uchronić się przed tymi rozkładowymi prądami, które
płyną z serca narodów chorych. Jest to zupełnie zrozumiałe. Naród bowiem musi czuwać
nad zachowaniem siebie, gdyż jego obowiązkiem jest dążyć do dobra. „Nadludzie, którzy
nie są dobrzy, są potworami” – powiedział Chesterton. Jeśli więc zło płynie nawet od
potężnych, ale złych narodów, odgrodzimy się od nich na tak długo, jak długo nie uleczą
one swych chorych serc. Musimy zabiegać o ocalenie swych obywateli.
Jednak naród nie może dbać jedynie o swój własny byt i rozrost, wszystko jedno czy
to będzie drogą samorozwoju, czy gwałtu i prze-mocy. „Naród – głosi Foerster – który by
za najwyższy cel uważał zachowanie swojego istnienia, musiałby zginąć”. Jeśli naród nie
chce zginąć na skutek braku sił wewnętrznych i rozkładu moralnego, musi dbać również
o ocalenie innych narodów, zwłaszcza sąsiednich – o królestwo prawdy i moralności, o
zachowanie przez nie wszystko obejmujących praw Boga. Współczesny nacjonalizm,
który odrzuca te wszystkie obowiązki, powinien być uznany za największe zło dla każdego
narodu.
Gdy prawdy te staną przed naszymi oczyma, z całej mocy odwołać się musimy do tej
Bożej, jednoczącej siły, do Ojca niebieskiego, który złączył nas w łonie swoim. Jakież to
wielkie szczęście, że „królestwo Twe królestwo wszystkich wieków, a panowanie Twoje
od pokolenia w pokolenie” (Ps. 144, 13).
Bóg, który wychowuje narody (zob. Ps. 93, 10), który wyprowadza je na światło
żywota, wyznacza im też miejsce i czas w dziejach i po-sługuje się nimi w wykonywaniu
wspaniałego planu opatrznościowych swych rządów nad światem. Współczesny pogański
nacjonalizm nie zrozumiał tego wspaniałego planu Ojca narodów. Samolubstwo naro-
dowe głosiło, że „naród jest najwyższym dobrem” człowieka. W imię tej zasady rozpętano
wyniszczającą walkę między narodami. A tym-czasem ponad narodami jest Ojciec
narodów. On nimi kieruje. Jedynie Bóg jest naszym najwyższym dobrem. Jedynie Bóg
wskazuje narodom ich drogi i zadania. A jak Bóg opiekuje się i posługuje poszczególnymi
narodami w rozwoju dziejów świata, to widać już w czasach najdaw-niejszych; w dziejach
Abrahama z Ur chaldejskiego, poprzez Egipt, Babilon i Asyrię, poprzez Grecję i Rzym,
poprzez wędrówki ludów, które wszystkie – jak mrówki pracowite – wypełniają Boże
plany i Bożą pełność wieków i czasów.
Jaka jest przyszłość tych dróg narodów? Nikt z ludzi „tego świata” nie pojmie dróg
Bożych! Jedna tylko wiara daje moc, „żebyśmy poznali na ziemi drogę Twoją, między
wszemi narody zbawienie Twoje!” (Ps. 66, 3). Nie znają do końca dróg Bożych na świecie
ludy, przez inne prowadzone w niewolę; bolał Izrael nad rzekami Babilonu, płakali jeńcy
Pompejuszowi wiedzeni do Rzymu; rozsypywały się w gru-zy świątynie pogańskiej Romy
pod naporem Gotów i Wandalów, nie przeczuwających, że w powrotnej drodze będą nieśli
Europie snopy wiary Chrystusowej. Podobnie krzyżowcy chrześcijańscy nie przewi-dzieli,
że przyniosą w darze Europie nowe dobra cywilizacji.
Jakie ziarno pod dalsze dzieje świata rzuca dzisiaj Bóg, gdy jesteśmy sami świadkami
współczesnej wędrówki narodów? Nikt tego nie wie! Tylko On – Ojciec narodów! Ale
wiara, ufna w to, że Bóg jest wychowawcą narodów, daje nam pewność – ona jedna – że
z naj-większych nieszczęść ludzkości Bóg umie wyprowadzić dobro. Do wiary należy
ostatnie słowo o przyszłości świata. We wszechmocnej dłoni Opatrzności Bożej schodzą
się najlepsze nadzieje, ufność nasza w mądrą i cudowną ekonomię rządów Bożych w
świecie. Ta wiara każe nam ze spokojem śpiewać odwieczny hymn ludzkości: „Niech Cię
wysławiają narody, Boże, niech Cię wysławiają narody wszystkie! – Niech się radują i
weselą narody, bo sądzisz ludy sprawiedliwie, na-rody na ziemi sprawujesz!… Niech nas
błogosławi Bóg i niech się Go boją wszystkie krańce ziemi!” (Ps. 66, 4-8).
Stefan Wyszyński (1901-1981) – kardynał, prymas Polski. Urodził się 3 sierpnia 1901 r. w
Zuzeli (pow. Ostrów Mazowiecka); w 1924 r. ukończył Seminarium Duchowne we
Włocławku, w latach 1925-29 studiował prawo kanoniczne i nauki społeczne na Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim, uzyskując w 1929 r. doktorat z prawa kanonicznego. W latach
1930-1939 działał w Akcji Katolickiej i Chrześcijańskich Związkach Zawodowych, od 1930
r. wykładał prawo kanoniczne i socjologię w Wyższym Seminarium Duchownym we
Włocławku, w latach 1932-1939 redagował czasopismo „Ateneum Kapłańskie”. Okupację
spędził na Lubelszczyźnie i w zakładzie sióstr franciszkanek w Laskach koło Warszawy,
pełniąc również funkcję kapelana Armii Krajowej. Od 1945 r. kanonik włocławski i rektor
Seminarium Duchownego we Włocławku, w latach 1946-1948 biskup ordynariusz lubelski.
Od października 1948 r. arcybiskup gnieźnieński i warszawski, prymas Polski, od 1953 r.
kardynał. Aresztowany w 1953 r., przebywał kolejno w Rywałdzie, Stoczku Warmińskim,
Prudniku i Komańczy, nie ugiął się przed żądaniami złożenia godności prymasa, a okres
odosobnienia wykorzystał do stworzenia programu moralnej odnowy życia religijnego –
Wielkiej Nowenny przygotowującej do Milenium Chrztu Polski, którą rozpoczął
Jasnogórskimi Ślubami Narodu w sierpniu 1956 r. Uwolniony w październiku 1956 r.
Kierował obchodami Millenium Chrztu Polski, usiłując zbudować duchową przestrzeń, która
miała ocalić chrześcijańską tożsamość narodu. Członek watykańskiej Kongregacji
Duchowieństwa i Komisji dla Rewizji Kodeksu Prawa Kanonicznego, brał udział w pracach
Soboru Watykańskiego II. Odegrał znaczącą rolę w wyborze na tron papieski kardynała
Karola Wojtyły, w latach 1980-1981 mediował między NSZZ „Solidarność” i władzami
komunistycznymi. Opublikował m.in.: Zasięg i charakter zainteresowań katolickiej myśli
społecznej (1937), Katolicki program walki z komunizmem (1937), Miłość i sprawiedliwość
społeczna (napisana 1940, publ. 1990), List do moich kapłanów (1969), Kazania
świętokrzyskie (3 t., 1974-1976), Listy pasterskie prymasa Polski 1946-1974 (1975), Kościół
w służbie narodu (1981), Zapiski więzienne (1982), Nauczanie społeczne 1946-1981 (1990).
Zmarł 28 maja 1981 r. w Warszawie, kilkanaście dni po zamachu na papieża Jana Pawła II i
kilka miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego.
Bóg a narody to rozdział pisanej w czasie II wojny światowej pracy Miłość i sprawiedliwość
społeczna, wydanej po raz pierwszy w 1993 r. w Poznaniu.