Marcin Kacperek: Starcie uniwersalizmów
Historia świata pokazuje, że systemy międzynarodowe wyłaniają się w drodze konfliktów. Niezależnie od formy tego starcia, a odbędzie się ono między uniwersalizmem racjonalistycznym, muzułmańskim i chrześcijańskim, doprowadzi do nowego ładu, który nie będzie miał już charakteru zachodniego, lecz globalny.
Po niemal czterystu latach obowiązywania – ustalonego traktatem westfalskim w 1648 r. – nowożytnego ładu międzynarodowego opartego na istnieniu państw narodowych oraz po ponad dwustu latach dominacji oświeceniowego racjonalizmu – zapoczątkowanego rewolucją francuską – i demokracji Zachód wkracza prawdopodobnie w kolejną dziejową epokę. Postmodernistyczny relatywizm, będący w sferze idei zwieńczeniem epoki nowożytnej, ustępuje stopniowo pod naporem deterministycznego racjonalizmu. Demokracja liberalna przeżywa poważny kryzys. Postępująca globalizacja zmienia strukturę państw narodowych, ogranicza ich dawną omnipotencję i zmusza do integracji w ramach ponadnarodowych struktur.
Wszystkie te zjawiska podmywają fundamenty nowożytnego porządku międzynarodowego, co wśród społeczeństw Zachodu wywołuje poczucie lęku oraz tęsknoty za ideami uniwersalnymi. W imię powszechnie akceptowanych i uniwersalnie postrzeganych „zachodnich wartości” coraz częściej demokratyczna większość wyrzuca poza margines myślące odmiennie grupy społeczeństwa, zaprzeczając tym samym podstawowym zasadom broniącego praw mniejszości państwa prawa.
Z uwagi na to, że liczba subiektywnie postrzeganych jako absolutne prawd w postmodernistycznym krajobrazie jest niemal nieskończona, prowadzić to musi w efekcie do starcia różnego rodzaju uniwersalizmów. Wydaje się, że w XXI w. starcie to odbędzie się głównie między trzema z nich: będącymi w ofensywie uniwersalizmami racjonalistycznym i muzułmańskim oraz będącym w defensywie uniwersalizmem chrześcijańskim (katolickim).
Nowy system międzynarodowy
System westfalski
Powstały na mocy traktatu westfalskiego z 1648 r. nowożytny porządek międzynarodowy opierał się na kilku podstawowych zasadach. Po ponad stu latach wojen religijnych okresu reformacji potwierdzał on zasadę pokoju augsburskiego cuius regio, eius religo, która podporządkowywała władzę kościelną władzy państwowej. Nieco upraszczając, strony traktatu (suwerenni od teraz władcy) postanowiły traktować się wzajemnie na zasadzie równości, niezależnie od obowiązującej religii państwowej. Był to ostateczny cios zadany średniowiecznemu uniwersalizmowi, opartemu na dwuwładzy papieża i cesarza. W efekcie system feudalny został zastąpiony scentralizowanym hobbesowskim państwem, mającym określone terytorium, na którym panuje suwerenny władca. To z kolei skutkowało powstaniem w XIX w. nowoczesnych państw narodowych, kierujących się zasadą racji stanu, i powstaniem zasady równowagi sił jako podstawy systemu bezpieczeństwa w Europie (usankcjonowanego ostatecznie na mocy postanowień kongresu wiedeńskiego w 1815 r.)[1] Dopiero I i II wojna światowa, napędzona nacjonalizmem – będącym w dużym uproszczeniu skutkiem obowiązywania systemu westfalskiego – dała początek kształtowaniu się nowego, powestfalskiego ładu. Po niemal trzech wiekach panowania stricte materialistycznego ładu westfalskiego (opartego na zasadzie racji stanu oraz idei narodu) na Stary Kontynent powracać zaczął system uniwersalistyczny. Jego podstawę stanowiło jednak tym razem nie chrześcijaństwo, ale wyrosły na jego gruncie i promowany przez wszechpotężne wówczas Stany Zjednoczone liberalizm, na którego gruncie powstała Organizacja Narodów Zjednoczonych oraz rozpoczął się proces integracji europejskiej.
Okres powestfalski
Marsz myśli liberalnej w Europie nie rozpoczął się rzecz jasna po zakończeniu II wojny światowej. Pojawienie się w polityce kontynentalnej głoszącej liberalne hasła pozaeuropejskiej potęgi miało wprawdzie kluczowe znaczenie (rozmontowało bowiem ostatecznie system bezpieczeństwa oparty na zasadzie równowagi sił oraz delegalizowało będącą dotychczas „przedłużeniem dyplomacji” wojnę), jednak skutki działania liberalizmu w Europie obserwować można było już od czasów rewolucji francuskiej. Sama rewolucja niosła przecież ze sobą liberalne, uniwersalistyczne przesłanie, które upadało kolejno w trakcie wojen napoleońskich, Wiosny Ludów i okresu międzywojennego. Mimo tych porażek, począwszy od XIX w., na Zachodzie oddolnie zaczęły się tworzyć podwaliny powestfalskiego porządku, który podważał dotychczasowy ład oparty na monopolu scentralizowanych państw narodowych. W tym kontekście wymienić należy przede wszystkim cztery procesy:
– stopniowe powstawanie państw o ustroju republikańskim w miejsce monarchii (na gruncie teorii umowy społecznej);
– stopniowe wydłużanie się listy aktorów w polityce wewnętrznej i międzynarodowej o rozmaite podmioty (obywatele, stowarzyszenia, Kościoły, korporacje, organizacje międzynarodowe itp.);
– spadek znaczenia zasady terytorialności wskutek rozwoju środków komunikacji, handlu międzynarodowego i procesów transgranicznych (rozmyciu ulegać zaczęła sfera wewnętrzna i zewnętrzna państwa);
– rozwój i kodyfikacja prawa międzynarodowego.
Wszystkie te procesy, które rozpoczęły się w XIX w. lub wcześniej, niespotykanej dynamiki nabrały jednak dopiero po II wojnie światowej, a szczególnie po zakończeniu zimnej wojny – wraz z rozwojem globalizacji.
W tym miejscu należy się zastanowić, czy w okresie powestfalskim doszło już do utworzenia odrębnego od westfalskiego systemu, czy tylko do jego mutacji. Mimo że w odniesieniu do okresu powestfalskiego w literaturze przyjęło się używać terminu „system”, to jednak należy stwierdzić, że w jego czasie system westfalski zaczął się jedynie przeobrażać, ale jego fundamenty zasadniczo pozostały niezmienione. Za taką interpretacją przemawiają wewnętrzna niestabilność okresu powestfalskiego oraz to, że kształtujące go procesy miały swój początek jeszcze w czasie obowiązywania systemu westfalskiego – wciąż nie doczekaliśmy się też ich ostatecznych skutków. Po pierwsze, państwo narodowe – mimo że osłabione – wciąż stanowi podstawowy podmiot stosunków międzynarodowych i z reguły jest w stanie skutecznie kontrolować swoje terytorium. Po drugie – co pokazuje przykład UE (najbardziej zaawansowanego projektu integracyjnego państw w historii) – państwa narodowe wciąż nie są skłonne dobrowolnie cedować swoich kompetencji na ciała ponadnarodowe. Po trzecie, mimo niezaprzeczalnej dominacji liberalizmu i niemal delegalizacji nacjonalizmu, próby budowy jakichkolwiek ponadnarodowych tożsamości (np. europejskiej) zakończyły się niepowodzeniem. Po czwarte i najważniejsze, w okresie powestfalskim nie wytworzył się de facto żaden nowy jakościowo i skuteczny system bezpieczeństwa międzynarodowego, jakim była równowaga sił w systemie westfalskim.
Z uwagi na to, że okres powestfalski miał już charakter globalny, obowiązująca dotychczas w Europie zasada równowagi sił rozszerzyła jedynie swe zastosowanie (ale nie uległa zmianie) na cały świat – w postaci kolejno: zimnowojennej dwubiegunowości (USA i ZSRS), pozimnowojennej jednobiegunowości (formalne samoograniczenie USA) oraz kształtującej się obecnie wielobiegunowości. Wszystkie te porządki oparte były/są na czynniku siły, co nie pozwala mówić o zmianie jakościowej. W okresie powestfalskim autorytetem USA rozwinięty został co prawda inny jakościowo od poprzednich (ograniczone znaczenie czynnika siły) liberalny system bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych oparty na prawie międzynarodowym. W praktyce jednak nie okazał się on do końca skuteczny. Nawet dysponującej prawem do użycia przemocy Radzie Bezpieczeństwa ONZ nie udaje się bowiem zapobiegać powstającym konfliktom. Co więcej, jeden z jej stałych członków (Rosja) poprzez działania na Ukrainie podważa sens istnienia systemu, którego formalnie zobowiązał się bronić. Na koniec wreszcie, mimo oficjalnej delegalizacji wojny, wciąż powszechnie i często bezkarnie służy ona do rozwiązywania sporów politycznych.
System powestfalski?
Przywołane powyżej przykłady potwierdzają tezę, że w okresie powestfalskim dokonała się jedynie zmiana w ramach systemu westfalskiego, a nie zmiana systemu. Należy więc się zastanowić, jak taka zmiana miałaby wyglądać i jakie warunki musiałyby być spełnione, by mogła ona nastąpić. W tym miejscu warto przywołać przytoczoną przez prof. Zygmunta Baumana analogię między przemianami zachodzącymi współcześnie w skali globu a tymi, które zaszły w XIX-wiecznej Europie Zachodniej[2]. Bauman twierdzi, że podobnie jak rewolucja przemysłowa i rozwój komunikacji w XIX w. „wyrwały się” spod kontroli wspólnot lokalnych, prowadząc do powstania nowoczesnego narodu i scentralizowanego państwa narodowego, tak współczesna rewolucja cyfrowa i globalizacja, które „uciekły” kontroli państwa, mogą doprowadzić do powstania bliżej nieokreślonych, ponadnarodowych wspólnot. Profesor podkreśla, że nie oznacza to zniknięcia państw i narodów, ale powstanie pewnego „ładu minimum (którego nie określa), obejmującego tylko to, co konieczne, i opartego na przejściu od tolerancji do solidarności”. Tym, co zdaniem Baumana różni oba te pojęcia, jest podejście do odmienności. Podczas gdy tolerancja oznacza akceptację subiektywnych odmienności, solidarność w odmiennościach upatruje inspirację, szukając wypływającego z nich wspólnego dobra.
Mimo niewątpliwej przenikliwości wizja prof. Baumana wydaje się dość idealistyczna. Nawet bowiem „zjednoczona w różnorodności” UE miewa problemy z tolerancją, nie mówiąc już o zastępowaniu jej solidarnością. Bardziej interesujące jest natomiast twierdzenie o powstaniu obejmującego tylko to, co konieczne, „ładu minimum”, będącego warunkiem pokojowego współistnienia państw. Kluczowe w tym stwierdzeniu wydają się słowa „minimum” i „konieczne”. Wskazują one bowiem na przymusową naturę procesu integracyjnego państw, który – z uwagi na wspomniane wyżej międzynarodowe procesy, które „uciekły” kontroli państwa – dokona się być może we współczesnym świecie. Zanim jednak – i jeśli w ogóle – proces ten zajdzie w skali globu, będzie musiał nastąpić najpierw w kręgach podobnych kulturowo. Natura (realistyczna) stosunków międzynarodowych każe powątpiewać, że odbędzie się to na zasadzie dobrowolnego porozumienia – nawet kulturowo jednolite i niesione ogólnonarodowym romantyzmem XIX-wieczne Niemcy zostały zjednoczone dopiero za pomocą „krwi i żelaza”. Trudno zatem oczekiwać, by w tak zróżnicowanym kulturowo współczesnym świecie mogła dokonać się dobrowolna integracja odmiennych organizmów państwowych – stwierdzenie to pozostaje aktualne mimo delegalizacji wojny w prawie międzynarodowym. Jeśli nawet współcześnie miałoby dojść do realnej integracji organizmów państwowych, to doprowadzi do niej raczej nie wojna (mniej prawdopodobna z uwagi na powszechny konsumpcjonizm, indywidualizm), ale wspólny interes ekonomiczny (podobnie jak przy powstaniu federacji Stanów Zjednoczonych Ameryki po wojnie niepodległościowej). Jaką bowiem wartość dla obywatela, grupy społecznej, miasta lub regionu stanowić ma abstrakcyjna w pewnym stopniu przynależność narodowa, w momencie gdy kłóci się to z rachunkiem ekonomicznym? (przykładem są tu choćby Katalonia i północne Włochy).
Z powyższych rozważań wynika, że w ramach mechanizmów integracyjnych najsilniejszą rolę odgrywać może współcześnie czynnik ekonomiczny. Nie powinniśmy jednak popadać w materialistyczny determinizm – na świecie istnieją jeszcze idee, które często mają decydujące znaczenie. Tak jak bowiem w głównej mierze dzięki zdobyczom techniki, rozwojowi komunikacji oraz interesowi powstających państw lokalne dotychczas wspólnoty połączyła idea narodowa, tak i współcześnie dzięki rewolucji cyfrowej, globalizacji oraz interesom tworzących się ugrupowań międzypaństwowych powstać mogą – lub też się ożywić – ponadnarodowe idee trwale łączące ludzi, miasta i regiony. Jest to obecnie o tyle bardziej prawdopodobne, że tego typu idee istnieją, a na ich podstawie tworzone są sojusze, organizmy państwowe oraz ponadpaństwowe. Najlepszym przykładem są tu idee „ruskiego miru” i Państwa Islamskiego (idea kalifatu). Obie niosą ze sobą negujące podstawy systemu powestfalskiego uniwersalistyczne przesłanie, z którym postmodernistyczny świat zachodni musi się zmierzyć. Jako że uniwersalizmy z racji swej istoty nie tolerują dyskusji, także postmodernistyczny Zachód będzie musiał przygotować na nie uniwersalistyczną odpowiedź. Paradoksalnie wydaje się, że nie będzie miał z tym problemu. Zachód nie jest już bowiem postmodernistyczny, a system międzynarodowy powestfalski – tyle że jeszcze nie zdaliśmy sobie z tego sprawy…
Postmodernistyczna wizja świata negowała istnienie jakichkolwiek powszechnie obowiązujących idei i zakładała ich pokojowe współistnienie. Bazując na zasadach systemu powestfalskiego i zgodnie z regułami prawa międzynarodowego opowiadała się za suwerenną równością państw oraz nieingerencją w sprawy wewnętrzne. W ramach zamkniętego systemu zachodniego wizja ta być może mogłaby trwać w sposób niezakłócony, jednak w zetknięciu z pozostałą częścią świata okazała się mitem. Nieingerencja w sprawy wewnętrzne i obowiązywanie prawa międzynarodowego, udziałem samych ich gwarantów, USA (wojna w Iraku) i Rosji (aneksja Krymu), w dużym stopniu okazały się fikcją. Nie udało się pogodzić kwestii obrony subiektywnie postrzeganych uniwersalnych wartości z suwerennością terytorialną państw. Kryzys migracyjny w Europie pokazuje, że błędnym okazało się także twierdzenie o równości wszelkich kultur. Świat zachodni nie zauważył jednak przede wszystkim, że postmodernistyczna (racjonalistyczna) zasada współistnienia różnych idei – która po II wojnie światowej miała być tylko środkiem do osiągnięcia celu (pokoju) – z biegiem czasu stała się celem samym w sobie, a jej obrona urosła do rangi absolutu. Powstał paradoks – stroniący od uniwersalizmów postmodernizm, uzyskując dla siebie racjonalistyczne uzasadnienie, sam stał się uniwersalizmem, zaprzeczając samemu sobie. Dlatego właśnie nie mamy obecnie do czynienia z „końcem historii”, ale raczej z końcem postmodernizmu i wejściem w czas globalnego starcia uniwersalizmów (przypominającego po części Huntingtonowskie „zderzenie cywilizacji”). Abstrahując od obserwowanego gdzieniegdzie powrotu do nacjonalizmu (który jako subiektywny nie niesie ze sobą uniwersalistycznego przesłania), starcie to odbędzie się przede wszystkim między uniwersalizmem racjonalistycznym, muzułmańskim i chrześcijańskim. Jak pokazuje historia świata, systemy międzynarodowe wyłaniają się niestety w drodze konfliktów, a nie poprzez cywilizowane przejścia od „tolerancji do solidarności”. Niezależnie od tego, jakie formy przybierze owo starcie, wydaje się, że to ono właśnie doprowadzi do powstania nowego jakościowo systemu międzynarodowego, który nie będzie miał już charakteru zachodniego, lecz globalny.
Rywalizacja o rząd dusz
Starcie wymienionych powyżej uniwersalizmów racjonalistycznego, chrześcijańskiego oraz muzułmańskiego – mimo swych globalnych implikacji – odbyć się musi w obrębie świata zachodniego. Jest on bowiem autorem obecnego powestfalskiego ładu i jako jedyny zawiera w sobie elementy wszystkich trzech. Mimo że starcie to odbywać się będzie głównie na płaszczyźnie idei, z biegiem czasu przeniesie się najprawdopodobniej – o ile już się nie przeniosło – na poziom polityczny.
Uniwersalizm racjonalistyczny
W wyniku dominacji liberalizmu w świecie Zachodu idea narodu osłabła. Spotkało się to paradoksalnie (szczególnie w obliczu wywołanego neoliberalną „wiarą” w rynkowe mechanizmy globalnego kryzysu gospodarczego) ze wzmocnieniem instytucji państwa – ale nie państwa narodowego! Nie oznacza to zatem, że wraz ze wspomnianym przez Baumana przechodzeniem ze struktur narodowych w międzynarodowe państwa Zachodu znikną, ale raczej że będą miały inny model organizacji społecznej. Miejsce narodu zajmie w nim najprawdopodobniej multikulturalizm oparty na baumanowskim „ładzie minimum” – racjonalistycznym dogmacie o równości wszystkich kultur. To właśnie na tej podstawie owe „multinarodowe państwa”, w których wspomniany ład minimum cieszyć się będzie powszechną akceptacją, organizować się będą następnie w ugrupowania integracyjne. Jako że idea ładu minimum traktowana będzie w ich przypadku jako uniwersalna, oznaczać to będzie symboliczny kres postmodernizmu. Piewcami tej nowej „racjonalistycznej religii” mogą stać się dochodzące coraz częściej do władzy partie tzw. nowej lewicy (Syriza, Podemos, die Grünen, Piratenpartei itp.), które opowiadają się za tworzeniem ponadnarodowych struktur państwowych i demokratyzacją porządku międzynarodowego (postulaty głosowania większościowego w UE lub na forum ONZ). Zaprowadzenie takiego ładu oznaczałoby ostatecznie koniec epoki powestfalskiej i nastanie nowego jakościowo (brak czynnika siły) światowego porządku.
Wydaje się, że dla globalnego sukcesu uniwersalizmu racjonalistycznego kluczowe znaczenie będzie miało to, w jaki sposób odniosą się do niego – w większości ateistyczne – państwa Azji Południowej i Południowo-Wschodniej na czele z Chinami, Indiami i Japonią. Powszechna akceptacja wspomnianego racjonalistycznego ładu minimum nie pozostanie najprawdopodobniej również bez wpływu na sytuację Kościołów chrześcijańskich. Te, by móc funkcjonować zgodnie z prawem, również musiałyby bowiem akceptować wspomniany „ład minimum” ze wszystkimi jego obyczajowymi elementami (legalizacja małżeństw homoseksualnych, rozwodów, eutanazji, metody in vitro, ideologii gender itp.). W świetle rewolucji obyczajowej Kościołów ewangelickich i coraz silniejszego jej oddziaływania na Kościół katolicki (chociażby niedawny synod ws. rodziny) nie wydaje się to trudne do wyobrażenia. Niewykluczone też, że na gruncie wyznawanego przez nową lewicę antykapitalizmu oraz zwrotu w kierunku etyki i duchowości (szczególnie dalekowschodniej) nie dojdzie na Zachodzie do powstania jakichś nowych form religii.
Uniwersalizm muzułmański
W obliczu konfliktów na Bliskim Wschodzie oraz kryzysu migracyjnego pierwszym wrogiem racjonalistycznego uniwersalizmu stał się radykalny islam, szczególnie w wersji proponowanej przez Państwo Islamskie. Wyrażony ideą przywrócenia kalifatu uniwersalizm muzułmański, uznający, że cała ziemia jest własnością Allaha, odrzuca jakikolwiek inny porządek ziemski i nie akceptuje żadnych trwałych ustępstw terytorialnych (szczególnie wobec Izraela). Stoi to w jawnej sprzeczności z podstawami systemu powestfalskiego, opierającego się na zasadzie równości suwerennych terytorialnie państw. Spór obu tych uniwersalizmów może okazać się o tyle bardziej zaciekły, że do powstania PI w dużym stopniu przyczyniły się racjonalistyczna inżynieria społeczno-kulturowa Zachodu na Bliskim Wschodzie (sztuczne zaszczepienie idei państwa narodowego na zasadzie „dziel i rządź”) oraz kilkaset lat jego kolonialnej i neokolonialnej eksploatacji.
Zarówno PI, jak i racjonalistyczny Zachód dążą zatem do ustanowienia własnych porządków międzynarodowych, które całkowicie się wykluczają. Powoduje to, że starcie obu tych uniwersalizmów może okazać się długotrwałe i wyczerpujące. Wydaje się, że wojna w Syrii jest tylko regionalnym preludium globalnego starcia, w wyniku którego wyłoni się najprawdopodobniej nowy ład międzynarodowy. Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że dla owego starcia nie ma na świecie ideowej alternatywy. Otóż jest. W świecie Zachodu istnieje bowiem trzeci uniwersalizm – chrześcijaństwo (katolicyzm).
Uniwersalizm chrześcijański (katolicki)
Mimo że chrześcijaństwo nie jest bezpośrednią stroną starcia uniwersalizmów w wojnie domowej w Syrii, to pośrednio staje się jego główną ofiarą (na drodze zbrodni wojennych i migracji doszło obecnie do niemal całkowitego wyparcia chrześcijan z Bliskiego Wschodu). Z racji swego ewangelicznego sprzeciwu wobec jakiejkolwiek agresji, a także z uwagi na dopuszczalność jedynie wojny obronnej, w sensie militarnym z góry stoi ono na słabszej pozycji. W odróżnieniu od uniwersalizmów racjonalistycznego i muzułmańskiego, będących w rozumieniu papieskiej encykliki „Centesimus annus” ideologiami, właściwie interpretowany uniwersalizm chrześcijański nie dąży do stworzenia na ziemi świata idealnego, ale do zapewnienia odpowiednich warunków do indywidualnego zbawienia każdego człowieka. Wszelkie niedoskonałości traktuje zatem jako dopust Boży wynikający z grzesznej natury człowieka i nie stawia sobie za cel ich siłowego wyeliminowania. Postuluje raczej prowadzenie pokojowego dialogu z pozycji „posiadania prawdy”, w celu przekonania drugiej strony do swoich racji. W przeciwieństwie do swoich dwóch adwersarzy uniwersalizm chrześcijański nie przedstawia także ściśle określonego modelu organizacji państwa i gospodarki, lecz jedynie pewne ogólne wytyczne wynikające wprost z Ewangelii – demokracja (o niedookreślonej formie), wolny rynek oraz troska o dobro wspólne.
Uniwersalizm chrześcijański jako system międzynarodowy istniał dotychczas jedynie w kręgu państw europejskich w epoce przedwestfalskiej. Z uwagi na jego uniwersalną naturę zwolennicy tego systemu powinni zatem dążyć do jego odtworzenia – tym razem w globalnej skali. Paradoksalnie, doprowadzenie do ustanowienia chrześcijańskiego uniwersalizmu na świecie (np. w kontekście popularności chrześcijaństwa w Azji Południowo-Wschodniej) mogłoby okazać się łatwiejsze niż jego przywrócenie w świecie zachodnim. To ostatnie oznaczałoby bowiem konieczność cofnięcia się zachodniej myśli politycznej do okresu przedwestfalskiego, a także krytycznej oceny reformacji oraz oświecenia.
A jednak mesjasz narodów?
Wydaje się, obserwując współczesne tendencje myśli politycznej świata Zachodu, że dokonanie tam krytycznej oceny reformacji i oświeceniowego racjonalizmu jest jednak możliwe. Wyjątkiem w tym kontekście mogą okazać się Polska oraz niektóre kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które w pewnym sensie pozostały spadkobiercami przedwestfalskiego chrześcijańskiego uniwersalizmu i które coraz wyraźniej sprzeciwiają się ideowemu i politycznemu dyktatowi Zachodu. Polska i kraje regionu nie są bowiem tak bardzo dotknięte deterministycznym racjonalizmem oświeceniowym, a także z racji historycznych doświadczeń są w większym stopniu wyczulone na kwestie wolności prywatnej. Może to oznaczać, że kraje te okażą się zdolne do przywrócenia – utraconej przez Zachód od czasów reformacji i oświecenia – scholastycznej równowagi między chrześcijaństwem a racjonalizmem. Zasada ta długofalowo tyczyć się może także Rosji i świata prawosławnego, które poprzez dialog z Polską i krajami regionu mogłyby porzucić swą odwieczną czarno-białą alternatywę (duchowość kontra racjonalizm). W dłuższej perspektywie – również w obliczu naporu uniwersalizmów racjonalistycznego i muzułmańskiego – mogłoby to prowadzić do zjednoczenia „obu płuc chrześcijaństwa”. Przykładem mogą być tu choćby niedawne historyczne spotkanie papieża Franciszka z patriarchą moskiewskim Cyrylem i wspólne przesłanie Cyryla i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika do narodów Polski i Rosji z 2012 r.
Na gruncie takiego duchowego zjednoczenia wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa na „obszarze słowiańszczyzny” mogłoby dojść do powstania „Czwartego i wiecznego Rzymu”, co stanowiłoby symboliczne zwieńczenie idei polskiego i rosyjskiego mesjanizmu (w sferze politycznej nie mogłoby to rzecz jasna w żadnym wypadku oznaczać akceptacji obecnej polityki Kremla). Jest to współcześnie o tyle bardziej prawdopodobne, że w obliczu racjonalistycznej ofensywy na Zachodzie nie można wykluczyć powstania „schizmy zachodniej” Kościoła katolickiego. Podjęcie się przez Polskę oraz kraje regionu misji tworzenia międzynarodowego systemu opartego na chrześcijańskim uniwersalizmie – w kontrze do racjonalistycznego nowego porządku świata i muzułmańskiego kalifatu – mogłoby również powodować, że stałyby się one miejscem osiedlania się coraz silniej prześladowanych na całym świecie chrześcijan. Atrakcyjność takiego systemu mogłaby być również decydująca w kontekście rywalizacji trzech uniwersalizmów o „rząd dusz” w większości ateistycznych społeczeństw Azji Południowej i Południowo-Wschodniej.
[1] Warto zauważyć, że ówczesna Rzeczpospolita Obojga Narodów świadomie nie stała się uczestnikiem wojny trzydziestoletniej ani nie była stroną traktatu westfalskiego, przez co nie wzięła udziału w tworzeniu się nowego ładu europejskiego. W pewnym sensie pozostała więc dziedzicem starego, uniwersalistycznego porządku.
[2] Jacek Żakowski, „»Świat po pigułce«. Rozmowa z prof. Zygmuntem Baumanem”, „Polityka”, 22 grudnia 2010 r., http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1511368,1,z-prof-zygmuntem-baumanem-socjologiem.read (23.01.2015).
Tekst ukazał się w 22 numerze kwartalnika Rzeczy Wspólne (1/2016). Jego autorem jest Marcin Kacperek: urodzony w 1988 roku, absolwent stosunków międzynarodowych na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu. Stypendysta Stowarzyszenia Naukowo-Kulturalnego w Europie Środkowej i Wschodniej (GFPS E.V.) w Berlinie w 2011 roku. Były członek zarządu Forum Młodych Dyplomatów. Absolwent aplikacji dyplomatyczno-konsularnej MSZ 2014. Obszary jego zainteresowań to: Trójkąt Weimarski, Grupa Wyszehradzka, Europa Środkowo-Wschodnia, Eurazja, geopolityka.