Konflikt symboliczny w Stanach Zjednoczonych – wpływ na politykę państwa amerykańskiego

2021.01.19

Fundacja Republikańska

Rok 2020 zdominowały dwa tematy – pandemia COVID-19 i wybory prezydenckie w USA, których przebieg w wyraźnym stopniu kształtowała też walka z koronawirusem. Rywalizacja o stanowisko „najważniejszej osoby na świecie” była nietypowa nie tylko z powodów epidemicznych, ale również z tego względu, że po raz pierwszy z pełną mocą ujawniły się w jej trakcie kwestie tożsamościowe i symboliczne.

Stany Zjednoczone to państwo mocno oparte na legitymizacji polityczno-historycznej i traktujące bardzo poważnie kwestie państwowej symboliki. Pryncypia – mimo blisko 250 lat od ogłoszenia Deklaracji Niepodległości – pozostawały dotąd w zasadzie niezmienne. Konstytucja Stanów została uchwalona w 1789 r. i obowiązuje do dzisiaj, acz zgodnie z anglosaską praktyką uzupełniana jest często sprzecznymi z jej pierwotnym tekstem poprawkami i orzecznictwem Sądu Najwyższego.

Państwo założone przez protestanckich buntowników stało się w ciągu swoich pierwszych stu lat mocarstwem kontynentalnym, a potem mocarstwem kolonialnym, imperium i światowym supermocarstwem. W sferze tożsamościowej i symbolicznej USA przeżywają jednak największy kryzys od początku swojego istnienia, porównywalny z tym, który doprowadził do wojny secesyjnej i trudnego przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku.

Rosnące podziały

Kryzys tożsamościowy w Stanach Zjednoczonych nabrzmiewał przez ostatnich dwadzieścia lat, a za jego początek można uznać wybór w 2000 r. George’a W. Busha na prezydenta. Bush nie zdobył większości głosów, a jego wygrana była kontrowersyjna. Doprowadził do inwazji na Afganistan i Irak w reakcji na ataki na World Trade Center. 

Wskutek m.in. tych okoliczności powstały głębokie podziały między konserwatywną a liberalną częścią społeczeństwa. W okresach rządów Ronalda Reagana, George’a H.W Busha i Billa Clintona nie były one aż tak widoczne, a jeżeli pojawiały się, to nie wykraczały poza miarę zwyczajnych konfliktów partyjnych. Ameryka pod koniec ubiegłego wieku patrzyła optymistycznie w przyszłość – była jedynym supermocarstwem i miała dobre wyniki gospodarcze. Wiele jednak od tamtego czasu się zmieniło. 

Na czele demokratów i republikanów stali wówczas politycy centrowi, a nie skrajni. Walka między partiami była ostra, wystarczy przypomnieć ataki republikanów na Billa Clintona, jednak nie dążyły one do antagonizowania społeczeństwa. Sytuacja zmieniła się w okresie rządów George’a W. Busha (2001-2009).

Stany Zjednoczone przeobraziły się nie tylko politycznie, ale również społecznie i etnicznie. Konserwatywne niegdyś media czy uniwersytety przesuwały się w kierunku nowego lewicowego mainstreamu, będącego efektem rewolucji obyczajowo-społecznej z okolic roku 1968. Tradycyjny patriotyzm stawał się domeną prawicy. Wielkie miasta, w których potomkowie anglosaskich emigrantów nie stanowili już większości, coraz mocniej odróżniały się swoim liberalizmem od innych ośrodków.

Wybór w 2009 r. Baracka Obamy na urząd prezydenta miał być przełomem zmierzającym do przekreślenia dawnych zbrodni i zjednoczenia narodu. Tę politykę zawiesiła wygrana Donalda Trumpa, pierwszego prezydenta w historii USA, który nigdy wcześniej nie pełnił publicznego urzędu, ufającemu raczej sile mediów niż sile politycznych kontekstów.

W okresie rządów Trumpa załamała się dotychczasowa symbolika amerykańskiej prezydentury, co poważnie wpłynęło w szczególności na model amerykańskiego życia politycznego. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z najmocniejszymi od czasów Nixona atakami i podważaniem mandatu prezydenta przez jego przeciwników politycznych, umniejszającymi w ten sposób szacunek okazywany tradycyjnie głowie państwa również przez oponentów. Z drugiej strony – sprawowanie urzędu przez czterdziestego piątego prezydenta USA tak dalece odbiegało od przyjętych norm i było tak niestabilne, że raczej go nie umacniało.

Nieustająca walka

Osłabienie symbolicznej pozycji najważniejszego urzędu w Stanach jest faktem, i to nawet pomijając tragiczną dla amerykańskiego systemu sytuację nieuznawania przez Donalda Trumpa wyników ostatnich wyborów. Zaprzysiężenie Joe Bidena sytuacji nie poprawi – przynajmniej na początku kadencji, gdyż jego autorytet jako kandydata w gruncie rzeczy niepopieranego w stu procentach również przez swoich zwolenników nie jest przesadnie mocny. 

Dodatkową legitymizacją Bidena w oczach wielu dotąd niezdecydowanych Amerykanów staje się postępowanie Trumpa po listopadowych wyborach. Nawet w 1960 i w 2000 r., gdy zwycięstwo w wyborach prezydenckich było dyskusyjne i opierało się na niewielkiej i wątpliwej większości (John F. Kennedy pokonał Richarda Nixona większością kilku tysięcy głosów, niewykluczone że sfałszowanych, a w roku 2000 Al Gore mógł kontynuować procedury sądowe) przegrany kandydat przerywał walkę dla dobra systemu politycznego i narodowej zgody. W 2020 r. Donald Trump porzucił tę zasadę na rzecz swojego prywatnego interesu. 

To nowość w amerykańskiej symbolice, przynajmniej ostatnich stu lat. Po ostrych kampaniach zazwyczaj przychodził okres zasypywania podziałów. Rok 2020 pokazał, że podziały są silniejsze niż dotychczasowe zwyczaje.

Mit pozytywny, mit negatywny

Jak daleko może zajść redefinicja historii i symboli Stanów Zjednoczonych, pokazuje zainicjonowany przez nowojorskich dziennikarzy Projekt 1619 i wiele tekstów, które się ukazały się w jego ramach. Rok 1619 to domniemany moment przybycia na terytorium obecnych Stanów pierwszego transportu czarnych niewolników. Ten rok, w myśl idei kierujących Projektem 1619, miałby się stać początkiem historii Stanów Zjednoczonych, wypierając rok 1776 i Deklarację Niepodległości.

Dotychczasowy mit pozytywny historii Stanów, rozpoczynający się od amerykańskiej rewolucji i prowadzący m.in. przez wojnę secesyjną, podkreśla umiejętność przyznawania się do błędów i samooczyszczania, czego świadectwem jest zniesienie niewolnictwa i stopniowe poszerzanie katalogu praw obywatelskich czarnej społeczności. Teraz ten mit miałby być zastąpiony przez mit negatywny – mit białego opresyjnego państwa wyzyskującego Afroamerykanów. Przedsmakiem tej zmiany było obalanie przez tłum (niekiedy również całkiem legalne usuwanie) pomników niezgodnych z nową wersją historii.

Mity prawicowe i lewicowe coraz mocniej odbiegają od siebie, podobnie jak dwie największe części amerykańskiego społeczeństwa. W dodatku reprezentant jednej z nich, człowiek który otrzymał głosy niemal połowy Amerykanów, jest właśnie – zasadniczo na skutek swoich błędów – poddawany pierwszej w historii procedurze cancelingowej, a przez liberałów uznawany za najgorszego prezydenta w historii USA.

Podsumowanie i rekomendacje

  • Konflikt symboliczny w Stanach Zjednoczonych będzie się w najbliższym czasie pogłębiać i może stanowić jedną z najważniejszych spraw kolejnych czterech lat w USA.
  • Amerykańskie władze i państwo legitymizują się wspólną tradycją i historią oraz tradycyjną definicją patriotyzmu. W roku 2020 ta wspólna legitymizacja została podważona przez wszystkie strony konfliktu politycznego. Nic nie wskazuje na to, by po zaprzysiężeniu Joe Bidena sytuacja ta miała się zmienić.
  • Pogłębiający się konflikt polityczny i brak wspólnych dla obydwu stron wartości może osłabiać stabilność polityczną w Stanach Zjednoczonych, nadwerężoną przez ostatnie cztery lata, pandemię i problemy gospodarcze.
  • W latach 2021-2025 nastąpić może przebudowa amerykańskiego systemu partyjnego. W Partii Demokratycznej pokolenie Joe Bidena i Nancy Pelosi może zostać zastąpione przez pokolenie młodsze, zdecydowanie lokujące się na lewo od centrum i opierające się na elektoracie wielkomiejskim. Partia Republikańska stoi przed poważnym wyborem, jakim jest odrzucenie Donalda Trumpa i jego dziedzictwa. W dobie podziałów Trumpowi może się udać zbudować odrębny byt polityczny, który wcale nie musi podzielić losu innych „trzecich partii”.
  • W trakcie kampanii 2020 r. okazało się, że przepływy elektoratu następują w różnych kierunkach. Po raz pierwszy od wielu lat obywatele USA wywodzący się z Ameryki Łacińskiej głosowali bardzo często na kandydata republikanów (i to mimo tego, że Trump zainicjował budowę muru na granicy z Meksykiem). Przesuwanie się ideologii państwowej w kierunku nazbyt liberalnym może doprowadzić do przejścia na stronę republikanów konserwatywnych katolickich społeczności umocowanych w innej tradycji. To ważne w kontekście wyborów prezydenckich w roku 2024.
  • Sytuacja Polski, z uwagi na naszą politykę symboliczną, staje się w czasie nowej kadencji trudna. Mainstreamowe media będą krytykować poglądy polskich przywódców i bliskie relacje z Donaldem Trumpem. Dotychczasowe nominacje Joe Bidena pokazują jednak, że w jego gabinecie dominować będą eksperci rozumiejący znaczenie sojuszu polsko-amerykańskiego.

Łukasz Jasina – historyk, publicysta, komentator. Pracownik Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Doktoryzował się w Instytucie Sztuki PAN. W przeszłości: szef działu wschodniego zespołu „Kultury Liberalnej” i pracownik Muzeum Historii Polski, współpracownik Harvard Ukrainian Research Institute.

Ostatnie Wpisy

Czwarte morze

2024.06.28

Fundacja Republikańska

47. numer Rzeczy Wspólnych

2024.05.27

Fundacja Republikańska

Wieczór wyborczy

2024.05.27

Fundacja Republikańska

WSPIERAM FUNDACJĘ

Dołącz do dyskusji