Jak zachęcić młodych do pracy w dyplomacji?

2021.07.08

Fundacja Republikańska

Kariera dyplomatyczna często kojarzy się z prestiżowym zawodem, wysokimi zarobkami i podróżami po świecie. Jednak w ostatnich latach zainteresowanie młodych ludzi służbą zagraniczną słabnie

Prestiż Ministerstwa Spraw Zagranicznych jest regularnie kwestionowany w mediach, pensje nie przewyższają płac na rynku pracy w Polsce, a młodzi adepci sztuki dyplomatycznej wysyłani są na placówki niedopasowane do ich kompetencji. Jak odwrócić panujące trendy i sprawić, aby wzrósł dopływ tak bardzo potrzebnej polskiej dyplomacji świeżej krwi?

Dotychczas karierę w dyplomacji można było rozpocząć na kilka sposobów. Pierwszy, najpowszechniejszy, to ukończenie rocznej aplikacji dyplomatyczno-konsularnej w Akademii Dyplomacji MSZ. Drugim jest przeniesienie pracownika służby cywilnej. Trzeci zaś to nabory na konkretne stanowiska w konkretnych placówkach. Ostatnia forma jest jednak kontraktem na czas jednej rotacji bez gwarancji zatrudnienia w MSZ po powrocie do kraju. Analiza wyników naborów na aplikację dyplomatyczną w ostatnich latach nie pokazuje wprawdzie spadku zainteresowania nią, jednak przy dwudziestu kilku osobach rocznie trudno mówić o zastępowalności. W 2019 r. do drugiej edycji zakwalifikowało się 10 osób, w 2020 r. na pierwszą przyjęto 14 aplikantów. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie podało na swojej stronie internetowej wyników drugiej edycji 2020 r., jednak na podstawie wyników pierwszego naboru na 2021 r. (22 osoby) można przypuszczać, że się ona nie odbyła. Trudności w naborze do służby zagranicznej nie są tajemnicą. Rząd podejmuje działania, które mają zwiększyć zainteresowanie karierą w dyplomacji. Aby były skuteczne, trzeba zidentyfikować przyczyny tej sytuacji.

 Wysokie wymagania, niskie pensje

Oczekiwania wobec przyszłych dyplomatów są wysokie, chociaż w ostatnich latach zauważa się ich stopniowe obniżanie. Idealny kandydat musi posiadać szeroką wiedzę z zakresu polityki zagranicznej, prawa międzynarodowego i krajowego, historii, ekonomii i gospodarki. Ponadto nieodzowna jest znajomość dwóch języków obcych – jednego na poziomie C1, drugiego na poziomie B2 (jeszcze kilka lat temu dla obu języków był wymagany wyższy poziom). Ważna jest także umiejętność analitycznego myślenia. Tylko kandydaci spełniający te warunki mają szanse zakwalifikować się na aplikację dyplomatyczno-konsularną, obejmującą pięć miesięcy nauki w Akademii Dyplomatycznej, pięć miesięcy stażu w centrali ministerstwa oraz dwa miesiące na placówce zagranicznej.

Warunki stawiane kandydatom do służby zagranicznej nie są przesadzone, mogłyby być nawet wyższe, jednak w starciu z rynkiem pracy wydają się zbyt rygorystyczne. Zwłaszcza gdy zapoznamy się z warunkami finansowymi.

Obecnie aplikanci dyplomatyczni otrzymują wynagrodzenie w wysokości 4217 zł brutto, co daje niewiele ponad 3000 zł na rękę. Za taką kwotę trudno utrzymać się w Warszawie. Zniechęca to wielu młodych ludzi z innych miast, którzy wolą lepiej płatne stanowiska w sektorze prywatnym, często blisko miejsca zamieszkania. Znajomość dwóch języków obcych na poziomie C1 i B2 daje obecnie na rynku pracy szansę na zarobki większe o co najmniej kilkaset złotych miesięcznie w porównaniu z ofertą MSZ. W korporacjach można zarobić jeszcze lepiej. Oczywiście, dyplomata po ukończeniu aplikacji i uzyskaniu stopnia dyplomatycznego może liczyć na więcej, jednak wciąż poniżej stawek rynkowych.

Wynagrodzenia wypłacane doświadczonym dyplomatom na placówkach zagranicznych często nie tylko są niesatysfakcjonujące, lecz także nie pozwalają na poziom życia adekwatny do pełnionej funkcji. O ile w krajach rozwijających się pensja polskiego dyplomaty w stosunku do cen jest dość wysoka, o tyle już w krajach zachodnich, takich jak USA, Francja i Niemcy, koszty utrzymania rosną nieproporcjonalnie do przyznawanych dodatków. Zawód polskiego dyplomaty jest więc prawdopodobnie jedyną profesją, w której przy wysokich wymaganiach pensja jest zaskakująco niska.

Niedopasowanie zadań do profilu dyplomaty

Każdy młody człowiek interesujący się karierą w dyplomacji wyobraża sobie swoją przyszłość na placówce w kraju, którym się interesuje. Rzeczywistość jest jednak inna. Dyplomaci powinni być możliwie wielozadaniowi, by potrafili podejmować skuteczne działania w różnym otoczeniu. Jednocześnie, oczywiście, dobrze mieć swoją specjalizację i znać rzadkie języki. Zwiększa to szansę zatrudnienia w wymarzonym miejscu. Można jednak odnieść wrażenie, że MSZ nie zawsze umiejętnie wykorzystuje potencjał dyplomatów. Przykładem jest praktyka wysyłania młodych ludzi zaraz po aplikacji na przypadkowe placówki, niezależnie od posiadanych kompetencji językowych. W efekcie dochodzi do takich sytuacji, że młoda dyplomatka świetnie znająca języki iberyjskie trafia do konsulatu we Lwowie, a brak znajomości języka ukraińskiego utrudnia jej pracę i zniechęca do służby Polsce.

Zadania stawiane młodym dyplomatom powinny być dopasowane nie tylko do kompetencji lingwistycznych, lecz także do ukończonych studiów i predyspozycji psychicznych. Służba zagraniczna jest dość rozległa i obejmuje sprawy polityczne, kulturalne, ekonomiczne, historyczne oraz kwestie związane z Polonią. Chociaż każdy dyplomata powinien mieć wiedzę o każdej z tych dziedzin, to na początku kariery w MSZ ważne jest, by jak najszybciej wdrożyć się do pracy w tej instytucji. Zajmowanie się sprawami bliskimi zainteresowaniom sprzyja nabyciu biegłości w pracy urzędniczej. Ponadto zadania powinny być przydzielane w zależności od charakteru i usposobienia dyplomatów – introwertycy powinni wykonywać więcej prac analitycznych, ekstrawertycy pracować z ludźmi, a organizatorzy realizować projekty i wydarzenia. Dzięki temu młodzi dyplomaci nie zniechęcą się do pracy, a służba zagraniczna będzie dla nich rozwijająca i motywująca.

Dyskusyjny prestiż

Obecny prestiż zawodu dyplomaty jest pozostałością sprzed kilkunastu i więcej lat. W czasach, gdy możliwości podróżowania za granicę były ograniczone, a zarobki niskie, praca w służbie zagranicznej była szansą na wyższy status społeczny. Dziś, za sprawą strefy Schengen, tanich linii lotniczych i otwartego rynku pracy, dyplomacja traci swoją atrakcyjność. Resort przegapił tę transformację i płaci za to cenę.

O ile statystyczny Polak ciągle uważa zawód dyplomaty za prestiżowy, o tyle Ministerstwo Spraw Zagranicznych jest regularnie krytykowane. Z jednej strony mówi się o hermetyczności dyplomacji i powiązaniach z czasami słusznie minionymi, z drugiej zarzuca się obniżanie wymagań wobec przyszłych dyplomatów, usuwanie doświadczonych urzędników i zastępowanie ich niekompetentnymi pracownikami z nadania politycznego. Resortowi wytyka się nieskuteczność w polityce zagranicznej naszego kraju, co stwarza wrażenie, że nasi dyplomaci są niekompetentni.

Prawda leży pośrodku. Po 2015 r. zaczęła działać niepisana zasada, że politykę zagraniczną Polski kreuje kancelaria premiera we współpracy z pałacem prezydenckim, a Ministerstwo Spraw Zagranicznych zajmuje się dyplomacją od strony realizacji i administracji. Stąd wzmożona aktywność na arenie międzynarodowej premiera oraz odsuwanie w cień kolejnych ministrów spraw zagranicznych, na których nie wybiera się już zawodników z politycznej ekstraklasy. Podział taki nie musi świadczyć źle o MSZ i polskiej polityce zagranicznej, jeżeli koncepcja ta jest realizowana konsekwentnie, a działań stricte dyplomatycznych nie zabiera się spod auspicji resortu za nie odpowiedzialnego. Brakuje jednak jasnego komunikatu potwierdzającego ten stan rzeczy. Sprawia to, że w oczach potencjalnego pracownika polskiej dyplomacji w Ministerstwie Spraw Zagranicznych panuje wybuchowa mieszanka chaosu, marazmu i urzędniczego betonu – nie buduje to poczucia stabilnej pracy nastawionej na rozwój.

Próby poprawy sytuacji

Problem spadku zainteresowania młodych ludzi służbą zagraniczną nie jest niezauważany. Trwa publiczna dyskusja na ten temat. MSZ i rząd podejmują różne działania, by zachęcić młodych ludzi do robienia kariery dyplomatycznej.

Podstawową zmianą jest regularne obniżanie wymagań językowych. Jeszcze kilka lat temu na aplikacji dyplomatyczno-konsularnej wymagano znajomości dwóch języków obcych na poziomie C1, następnie zmieniono to na „poziom umożliwiający pełnienie służby zagranicznej”, by obecnie w przypadku pierwszego języka wrócić do kwalifikacji na poziomie C1, a w przypadku drugiego obniżyć je do poziomu B2. Rozwiązanie to na razie jest nieskuteczne, głównie za sprawą pozostałych czynników, które zniechęcają do pracy w dyplomacji. Ponadto obniżanie wymagań obniża też prestiż aplikacji dyplomatyczno-konsularnej.

Drugą regularną zmianą jest podwyższanie pensji aplikantom. Pomimo że miesięczne wynagrodzenie brutto wyraźnie wzrosło w ostatnich latach, w dalszym ciągu stawka ta odbiega od ofert na rynku pracy.

Najgłośniejsze medialnie są jednak kolejne zmiany w Ustawie o służbie zagranicznej. Ostatnia z nich została uchwalona w ekspresowym tempie w styczniu tego roku. Umożliwia ona zatrudnienie na placówce dyplomatycznej osoby bez doświadczenia w służbie zagranicznej i bez aplikacji dyplomatyczno-konsularnej. Taka osoba będzie mogła jednak dopiero po trzech latach ubiegać się o stopień dyplomatyczny. Pomimo kontrowersyjności tego zapisu i innych nowej ustawy nie sposób nie zauważyć możliwości, jakie nowa forma zatrudnienia w MSZ może dać. Dzięki takiej opcji młoda osoba z odpowiednimi kompetencjami będzie mogła niejako na próbę podjąć pracę na placówce zagranicznej i dopiero potem zdecydować o kontynuacji lub nie służby dyplomatycznej. Z punktu widzenia problemów kadrowych MSZ nowe regulacje pozwolą na zatrudnianie specjalistów, których zwykle brakuje w korpusie dyplomatycznym – specjalistów od wizerunku, project managerów i przedstawicieli innych zawodów, którzy choć bezpośrednio nie będą się zajmowali dyplomacją publiczną, to mogą być wartością dodaną zespołów polskich ambasad i konsulatów oraz odciążeniem zawodowych dyplomatów.

Pod znakiem zapytania natomiast pozostaje to, w jaki sposób będą ci pracownicy rekrutowani oraz jakie zadania mieliby wykonywać – nawet najlepsze przepisy nieodpowiednio stosowane mogą tylko pogorszyć sytuację. Z pewnością warto jednak podjąć ten eksperyment i sprawdzić jego efekty za kilka lat.

O czym nie można zapomnieć?

Dzisiejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych odstaje od innych graczy na rynku pracownika. Na tle dynamicznych organizacji i międzynarodowych korporacji jawi się jako skostniała instytucja, która dużo wymaga i mało płaci. Dlatego nie można zapomnieć o employer brandingu polskiej dyplomacji. Chociaż na kanałach społecznościowych MSZ jeszcze w zeszłym roku pojawiały się filmy zachęcające do podejmowania służby zagranicznej, to działania te nie są systemowe. Resort powinien konsekwentnie budować swój wizerunek pracodawcy gwarantującego ciekawą i pożyteczną pracę, możliwości rozwoju oraz poczucie stabilności.

Umiejętne budowanie marki pracodawcy, jakim jest MSZ, w połączeniu z otwarciem się na specjalistów z dziedzin niekoniecznie dyplomatycznych i podniesieniem zarobków, może w przyszłości przynieść zadowalające efekty. Należy jednak pamiętać, że wymierne zmiany wymagają cierpliwości. A tej w polskiej polityce, niezależnie od barw partyjnych, brakuje.


Grzegorz Kędzia – analityk i politolog, ekspert Fundacji Republikańskiej. Absolwent studiów podyplomowych z zakresu bezpieczeństwa na Collegium Civitas oraz Daniel Morgan Graduate School of National Security. W 2016 r. przebywał na stypendium na Tallinna Ülikool oraz odbył praktyki studenckie w Ambasadzie RP w Estonii. Były przewodniczący Rady Miasta Brzeziny, zawodowo związany z jednym z sektorów strategicznych. Publikował w takich tytułach jak „Układ Sił”, „CyberDefence24”, „Obserwator Międzynarodowy”, „Portal Spraw Zagranicznych”.

Tekst ukazał się w 36 numerze pisma „Rzeczy Wspólne”. Link do sklepu.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

Ostatnie Wpisy

Czwarte morze

2024.06.28

Fundacja Republikańska

47. numer Rzeczy Wspólnych

2024.05.27

Fundacja Republikańska

Wieczór wyborczy

2024.05.27

Fundacja Republikańska

WSPIERAM FUNDACJĘ

Dołącz do dyskusji