Frankfurt i Warszawa: centra finansowe jako przedmiot polityki i rywalizacji

2024.05.13

Artur Kluczny

O ile rozwój Niemiec jako centrum finansowego jest u sąsiadów sprawą wspólną, o tyle kwestia rozwoju rynku i ewentualnej przyszłej roli Warszawy jako ważnego ośrodka finansowego w regionie pozostaje dziś w Polsce osierocona

Systemy finansowe Polski i Niemiec egzystują obok siebie – w ramach krajowych porządków prawnych i w granicach prawa wspólnotowego. Mają wspólne cechy: podobną architekturę instytucjonalną i model finansowania aktywności gospodarczej oparty na kredycie bankowym. Ich przepisy krajowe w dużej mierze są determinowane przez prawo unijne. Reszta to większe i mniejsze różnice, które jednak przesądzają o stopniu dostępności rynku. Niemcy posługują się wspólną dla strefy euro walutą, a polityka pieniężna jest realizowana przez EBC. Dysponują wieloma rozproszonymi ośrodkami finansowymi z Frankfurtem na czele. Polska, pozostając poza strefą euro, ma własną w pełni wymienialną walutę i prowadzi samodzielną politykę pieniężną. Jej jedynym centrum finansowym jest Warszawa.

Skutkiem kryzysu lat 2008–2009 było powołanie jednolitego unijnego nadzoru finansowego w celu wyeliminowania luk i zapobiegnięcia „nacjonalizmowi regulacyjnemu”. Dalszym krokiem ma być domknięcie unii bankowej i wdrożenie unii rynków kapitałowych usuwającej ostatnie bariery w przepływach kapitału i usług między państwami członkowskimi. Wraz z dopełnieniem się jednolitego rynku w sferze finansowej powstanie wysoce konkurencyjne środowisko, w którym szanse na wzrost i ekspansję będą miały przede wszystkim najsilniejsze podmioty, najlepiej wyposażone kapitałowo,
dysponujące największym doświadczeniem w przestrzeganiu skomplikowanych przepisów unijnych i mające zarazem największy wpływ na ich kreowanie.

Policentryczny krajobraz ośrodków finansowych

W Europie dominowało do niedawna jedno centrum finansowe o statusie globalnym. Londyn zdobył tę pozycję, przyciągając kapitał ludzki oraz skupiając podaż i popyt kapitału z całego świata na wielu prowadzonych przez siebie rynkach: od walutowego przez obrót długiem międzynarodowym i akcjami do rynku surowców.

Na Starym Kontynencie nie wykształciło się dotąd centrum o porównywalnej skali i wszechstronności. Tutaj konkuruje ze sobą wiele ośrodków o różnym profilu i znaczeniu, z których każdy ma swoje przewagi i specjalizacje. Frankfurt, najsilniejszy spośród ośrodków niemieckich, posiadający obok Paryża największą giełdę papierów wartościowych na kontynencie, od lat 90. XX w. systematycznie wzmacnia swoją pozycję, a od reformy unijnego systemu nadzoru finansowego już otwarcie pretenduje do statusu centrum globalnego. Warszawa jest ośrodkiem monopolizującym rynek krajowy z aspiracjami, by przejąć rolę centrum regionalnego w Europie Środkowej. Oba ośrodki operują równolegle, na pozór nie konkurują ze sobą.

Pozycjonowanie Frankfurtu i Niemiec jako centrum finansowego Europy

Tradycyjne myślenie w kategoriach gospodarki wolnorynkowej zakłada, że państwa konkurują ze sobą jedynie pośrednio, niejako delegując do międzynarodowej rywalizacji swoje przedsiębiorstwa i korporacje, co najwyżej wspierając wybrane branże. Inaczej jest w Niemczech. Tutaj dominuje przekonanie, wprost zwerbalizowane w polityce, że kraje rywalizują ze sobą także w sferze finansów. Jawnym celem prowadzonej przez ostatnie dekady niemieckiej polityki jest podniesienie Frankfurtu do pozycji głównego ośrodka finansowego na kontynencie oraz promocja całego kraju jako jednego centrum finansowego (Deutschland als Finanzstandort / Finanzplatz).

Frankfurt stał się osią tej polityki poniekąd przez przypadek. Wybór tego miasta na siedzibę Bundesbanku w 1957 r. był wymuszony podziałem kraju, ale został też podyktowany tradycją historyczną i praktykowaną w RFN zasadą geograficznej decentralizacji instytucji publicznych. W połowie lat 90. o rozwoju Frankfurtu zaważyła kolejna decyzja – o ulokowaniu siedziby Europejskiego Banku Centralnego. Wprowadzenie euro w gotówce jeszcze bardziej wzmocniło
rynkową pozycję ośrodka wobec kontynentalnej konkurencji. W ciągu niespełna 70 lat mały regionalny ośrodek stał się finansowym centrum dla całej UE.

Moment ulokowania Bundesbanku we Frankfurcie można uznać za początek procesu centralizacji systemu finansowego RFN. Tamta powolna, dość spontaniczna centralizacja dziś szybko może przeistoczyć się w zaawansowaną integrację na poziomie europejskim. Zabiegi Niemiec o umiejscowienie kolejnych unijnych instytucji w tym mieście pomimo już istniejącej koncentracji firm finansowych ten trend potwierdzają.

Znaczenie Frankfurtu jako centrum finansowego wzrosło szczególnie po kryzysie zadłużeniowym i zacieśnieniu unijnej polityki finansowej. W rezultacie we Frankfurcie, który gościł już Europejski Urząd Nadzoru Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych (EIOPA), z tytułu ustanowienia nadzoru nad systemowo ważnymi bankami strefy euro siedzibę znalazła Europejska Rada ds. Ryzyka Systemowego – najważniejsza instytucja jednolitego europejskiego nadzoru bankowego.

Z kolei brexit okazał się dla RFN sposobnością do wzmocnienia rodzimego ośrodka kosztem konkurencji z Londynu. Niemcy we współpracy z Francją doprowadziły do odebrania dostępu do unijnego rynku instytucjom działającym w Wielkiej Brytanii i nieposiadającym licencji na działalność w UE. Wiele firm, by uzyskać tzw. paszport europejski, musiało przenieść istotną część swych operacji na kontynent, w tym do Frankfurtu. W dalszej perspektywie – taką nadzieję wyraził m.in. członek zarządu Bundesbanku Joachim Wuermeling w 2021 r. – digitalizacja euro ma umożliwić temu miastu, które stało się ośrodkiem obrotu tą walutą dla całej strefy, zdobycie trwałej przewagi nad pozostałymi konkurentami.

Z najważniejszych aktywów postbrexitowych Niemcom nie udało się przejąć jedynie siedziby Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA), który znalazł się w Paryżu. W zamian wspólne działania rządu i branży finansowej pozwoliły na ulokowanie we Frankfurcie siedziby ISSB. Obecnie Frankfurt ubiega się o lokalizację kolejnego unijnego urzędu, ds. prania pieniędzy AMLA, i sądząc po stopniu zaangażowania niemieckiego rządu, w tym ministra finansów Christiana Lindnera, ma na to duże szanse.

Od czasu powołania unii monetarnej Frankfurt szybko awansował w hierarchii transnarodowych centrów finansowych. Nie przyczyniła się do tego ani wielkość tego ośrodka, ani wielkość całego sektora (mimo że największy w UE, nie ma w nim dużych na skalę globalną firm finansowych). Zadecydowała długoletnia polityka wspierania rynku finansowego i rozwoju jego poszczególnych segmentów, jak również umiejętne zabiegi ulokowania siedzib instytucji kluczowych dla unijnego systemu finansowego. Dziś Frankfurt jest uważany za jeden z najważniejszych ośrodków finansowych
w Europie, rywalizujący z Paryżem o zakwalifikowanie się do Top 10 globalnych centrów finansowych. Dzięki zaś instytucjom tu skupionym Niemcy uzyskują dodatkową możliwość oddziaływania na porządek instytucjonalny UE, a tym samym na stan systemów finansowych krajów członkowskich.

„Globalna konkurencyjność Europy”

Od momentu umiejscowienia EBC we Frankfurcie dążenie do wzmocnienia tego ośrodka było podstawowym tematem niemieckiej polityki finansowej. Swoistym ukoronowaniem tego podejścia było to, że nawet w tak techniczną sprawę, jak kwestia rozliczeń w euro potrafiła się zaangażować w 2018 r. sama kanclerz Angela Merkel: „Politycznie mogę to wyjaśnić wszystkim: że rozliczenia euro odbywają się w strefie euro, a wtedy Frankfurt jest oczywiście miejscem prominentnym [pierwszego wyboru]”.

Trudno określić, czy to niemiecka klasa polityczna sama z siebie wyznaczyła sobie cel budowy we Frankfurcie globalnego centrum finansowego, czy był to bardziej efekt lobbingu branży finansowej, której było za ciasno na własnym rynku. W każdym razie w Niemczech zaczęły się mnożyć postulaty, by intensywniej budować konkurencyjność Europy (tej kontynentalnej) na arenie międzynarodowej. I tak wspierający rząd Związek Banków Niemieckich bez ogródek domagał się uznania „umocnienia wiodącej pozycji Niemiec jako centrum finansowego w Europie przy jednoczesnym przyspieszeniu integracji jednolitego rynku finansowego” za główny cel polityki rządu federalnego na szczeblu unijnym. W swym stanowisku „Den Finanzstandort Deutschland stärken” z czerwca 2021 r. proponowaną strategię rozwinął następująco: „Wzmocnienie niemieckiego centrum finansowego powinno być osadzone w ogólnoeuropejskiej strategii, która dalej pogłębi współpracę europejską. Mimo wielu działań nie stworzyliśmy jeszcze prawdziwego jednolitego rynku finansowego w Europie. Paneuropejski bank wciąż musi zmagać się z 27 różnymi systemami prawnymi”.

Unie bankowa i rynków kapitałowych drogą ekspansji instytucji niemieckich

Postulat budowy jednego rynku dla Europy („ein Finanzierungsmarkt für Europa”) jest z punktu widzenia sąsiadów zrozumiały. Konkurencyjność (czytaj: przewagę) Niemiec może bowiem wzmocnić pełne wdrożenie jednolitego rynku finansowego i likwidacja narodowych odmienności, które stanowią przeszkodę w ponadgranicznym świadczeniu usług przez duże instytucje europejskie. A to zwłaszcza mało zwinnym firmom niemieckim brakuje skali, którą osiągnęły firmy anglosaskie czy francuskie, i swobody działania. Do osiągnięcia efektów skali potrzebny jest im nieskrępowany lokalnymi przepisami dostęp do rynków w najbliższym otoczeniu, na których jak dotąd niemieckie firmy finansowe nie potrafiły zaistnieć.

Stąd nie ustaje lobbing sąsiadów domagających się w pełni zharmonizowanego rynku unijnego, z jednolitymi standardami opracowanymi w tych instytucjach regulacyjnych, na które notabene Niemcy, posiadający największy w UE sektor finansowy, mogą wywierać szczególnie duży wpływ. Końcowa harmonizacja regulacji umożliwi usunięcie ostatnich barier administracyjnych chroniących mniejsze rynki, zwłaszcza środkowoeuropejskie, pozwalając firmom niemieckim na operowanie na nich już bez konieczności podlegania rygorom lokalnych nadzorów.

Deklarowanym celem unii bankowej i rynków kapitałowych jest „rozszerzenie i pogłębienie oferty produktowej” dla przedsiębiorstw i konsumentów. W praktyce będzie to polegać na wprowadzeniu do gospodarek peryferyjnych oferty największych instytucji finansowych, na dobry początek po konkurencyjnej cenie. Pogłębienie integracji w drodze obu unii stworzy jednak w konsekwencji przestrzeń, w której wielkie firmy będą mogły działać w istocie bez uwzględnienia miejscowych potrzeb w zakresie bezpieczeństwa obrotu. Nadzór nad nimi będzie bowiem scentralizowany w
Paryżu i we Frankfurcie oraz sprawowany przez urzędników pochodzących głównie z dwóch największych unijnych krajów, którymi będą kierować szefowie dla pewności nominowani przez te kraje.

Za postulatami budowy unii bankowej i kapitałowej stoją zatem polityczne priorytety i konkretne biznesowe interesy. Dla przykładu banki niemieckie (nawet te publiczne, jak Nord LB) systematycznie próbują wyjść poza własny nasycony rynek, na którym nie są w stanie odnotować rentowności, jaka jest osiągana w mniej zaawansowanych gospodarkach. Przy posiadanej przewadze kapitałowej i marketingowej miałyby one wówczas możliwość zwiększenia swej efektywności dzięki istotnemu w bankowości efektowi skali. Wiele prób wejścia na polski rynek ze strony banków niemieckich czy niezrealizowany plan przejęcia GPW przez Deutsche Börse pośrednio dowodzą, że ekspansja w Polsce
należy do podstawowych scenariuszy ich strategii.

Przyszłość niemieckiego centrum finansowego a integracja europejska

Celem polityki systemowego wsparcia sektora finansowego, tu prezentowanej pod hasłem „Finanzstandort Deutschland”, jest wykreowanie Niemiec na centrum finansów europejskich przez wzrost i ekspansję ich branży finansowej. Niemcy prowadzą tę politykę od dekad, ponieważ rozumieją i doceniają wagę centrum finansowego dla rozwoju gospodarki i międzynarodowej pozycji kraju. Popadają w bezczynność tylko czasami – dopóty, dopóki lobbing branży finansowej nie wytrąci ich polityków z okresowego letargu.

Na rynkach, których potencjał organicznego wzrostu jest już ograniczony, ekspansja może nastąpić głównie przez przejmowanie lub wypychanie konkurentów z rynku i osłabianie konkurencyjnych ośrodków, a w języku bardziej technicznym – przez przejmowanie aktywów i obrotów (płynności). Budowa własnego ośrodka finansowego odbywa się także przez pozyskiwanie zasobów ludzkich i instytucjonalnych, czyli np. oddziałów i siedzib banków, oraz – jak w przypadku Frankfurtu – unijnych agencji z pominięciem innych krajów. Pospieszne i bezwarunkowe pozbawienie Wielkiej Brytanii uprawnień do uczestnictwa we wspólnym rynku, nawet kosztem odcięcia się UE od jedynego
w Europie globalnego centrum z prawdziwego zdarzenia, oraz gorączkowe zabiegi Francji i Niemiec o relokację EBA, ISSB czy oddziałów banków operujących w Londynie unaoczniły, że także w sferze finansów toczy się walka o zasoby i prymat nad innymi.

Głównymi beneficjentami powstającego jednolitego rynku finansowego będą największe podmioty z zachodniej Europy. O czempionach europejskich zwykle się mówiło w przemyśle. Podobną pozycję mają jednak instytucje finansowe francuskie i niemieckie, a w mniejszym stopniu – hiszpańskie czy holenderskie. Są to w UE firmy najsilniejsze kapitałowo, najsprawniej dostosowujące się do wymogów unijnych, najbardziej otoczone opieką polityki unijnej i najlepiej przygotowane do ekspansji rynkowej. To właśnie one skorzystają niewspółmiernie więcej na otwarciu mniejszych rynków lokalnych niż choćby średniej wielkości podmioty, wśród których znajdują się także polscy czempioni narodowi.

Tak zaprojektowana integracja finansowa, choćby jak najbardziej europejska w duchu, promowana jako droga do pogłębienia współpracy, będzie zatem oznaczać dla Europy Środkowej jednostronną liberalizację, która wykreuje przestrzeń do ekspansji dużym instytucjom europejskim kosztem konkurentów z gospodarek peryferyjnych. Ci ostatni, gorzej wyposażeni kapitałowo, zostaną najprawdopodobniej skazani na utratę swych udziałów we własnych rynkach na rzecz euroczempionów.

Ubocznym, acz niezwykle istotnym z punktu widzenia bezpieczeństwa finansowego państwa efektem unii bankowej będzie też oddanie dużej części zarządzania krajowymi finansami centralom ulokowanym za granicą oraz zdanie się na cele ich strategii i na decyzje ich managementu. Wnioski z kryzysu z 2008 r., kiedy zagranica zamroziła finansowanie dla swych polskich spółek zależnych, powinny być wystarczającą lekcją, by nie dopuścić do jednostronnego uzależnienia się od kapitału, instrumentów i usług finansowych oferowanych przez zagraniczne instytucje finansowe.

Polityka polska wobec sektora finansowego

Z wyjątkiem początków III RP, kiedy został przekształcony system bankowy i kiedy powstał rynek kapitałowy w Warszawie z GPW jako jego fundamentem, perspektywy i budowa centrum finansowego rzadko były przedmiotem zainteresowania polskiej polityki. Od 2000 r. zmiany na polskim rynku następowały głównie w celu automatycznego niemal dostosowania do prawa UE. Niemniej w trybie doraźnym Polska potrafiła realizować reformy instytucjonalne, takie jak utworzenie funduszy emerytalnych (czy, w ich następstwie, planów kapitałowych), bądź podejmować
radykalne decyzje w celu odwrócenia skutków pochopnej sprzedaży udziałów w największej instytucji finansowej z sektora ubezpieczeń, a później zdobyła się na repolonizację sektora bankowego przez zaangażowanie w ten proces Skarbu Państwa. Potrafiła też przyjąć ważne rozwiązania systemowe (acz bardziej w reakcji na wstąpienie do UE czy późniejszy kryzys finansowy), takie jak skupienie nadzoru finansowego w KNF czy skonsolidowanie sektora instytucji rozwojowych. Zarówno przed uzyskaniem członkostwa w UE, jak i po nim konsekwencje i ryzyka wynikające z postępu integracji w sferze finansów oraz związany z tym rachunek korzyści i strat mogły liczyć na zrozumienie tylko w wąskich kręgach politycznych.

Dziś rozwój polskiego sektora finansowego zdaje się nadal kształtowany przede wszystkim w rytm dostosowywania krajowego porządku prawnego do zmian prawa unijnego. Aktywność regulatora w dużej mierze ogranicza się do wdrażania rozwiązań unijnych, często z biurokratycznymi obostrzeniami w stosunku do przepisów źródłowych. Czyli polityka polska ma charakter reaktywny.

W ostatnich dwóch dekadach podjęto w gruncie rzeczy tylko dwie większe, samodzielne inicjatywy o istotnym znaczeniu dla rynku finansowego, a właściwie jego części kapitałowej. Były to „Agenda Warsaw City 2010” z 2004 r., szybko zresztą zapomniana, oraz Strategia Rozwoju Rynku Kapitałowego przyjęta przez rząd w 2019 r. O ile celem pierwszej było opracowanie planu działań, które miały z Warszawy uczynić najważniejszy w regionie rynek kapitałowy, o tyle druga koncentrowała się na realizacji wielu szczegółowych zamierzeń i nie przejawiały się w niej ambicje wykraczające poza sferę regulacyjną – w praktyce pozostała więc wewnętrzną sprawą resortu finansów i zainteresowanych środowisk rynku kapitałowego.

W SRRK słusznie konstatowano, że narzucane przez prawo unijne wymogi regulacyjne stwarzają przedsiębiorstwom coraz trudniejsze warunki pozyskiwania finansowania oraz że w przewidywanych ramach nadzorczych mogą przetrwać największe podmioty i największe rynki, które mają odpowiednie zasoby i są w stanie konkurować dzięki generowanym na tych rynkach korzyściom skali. Formułując cele, takie jak poprawa dostępu do finansowania dla polskich przedsiębiorstw czy zapewnienie, aby nowe technologie stały się przewagą konkurencyjną polskiego rynku, w strategii
przyjęto ostatecznie technokratyczne podejście polegające na przeprowadzeniu wielu punktowych zmian. Najważniejszy deklarowany cel, jakim miał być dalszy rozwój rynku, zagubił się w planowaniu strategicznym, pomimo że powinien mieć podobną rangę co budowa polskich czempionów narodowych w realnej gospodarce. Zmiany personalne, niska pozycja pełnomocnika odpowiedzialnego za strategię, zawirowania w gospodarce wywołane kryzysami i wojną, ale także fakt, że SRRK nigdy nie stała się autentycznym priorytetem polityki, sprawiły, że jej wdrażanie trwało ponad cztery lata.

Efekty w postaci ułatwień dla przedsiębiorstw w dostępie do kapitału i obniżeniu kosztów jego pozyskiwania nie spotkały się z pozytywną oceną przedstawicieli rynku. Wśród zapowiadanych regulacji w obszarze długu korporacyjnego zamiast budowy rynku obligacji rozwojowych wraz z platformą obrotu wprowadzono sam tylko instrument obligacji transformacyjnych o znacznie węższym profilu przydatności z punktu widzenia finansowania przedsiębiorstw.

Stosunek do budowy centrum finansowego

Trzeba natomiast przyznać, że w kwestii rywalizacji z transnarodowymi ośrodkami finansowymi wskazano w SRRK mimochodem najważniejszy cel: Warszawa powinna odgrywać rolę „regionalnego hubu dla finansowania innowacyjnych przedsiębiorstw”, przyciągać emitentów i inwestorów z krajów Europy Środkowej i Europy Wschodniej i tym samym stać się ośrodkiem obrotu kapitału w regionie. Niestety, cel ten pozostał poza horyzontem wykonawców strategii, a założona poprawa głównych parametrów rynkowych świadczących o rozwoju rynku, w tym wzrost kapitalizacji giełdy w stosunku do PKB (o których skądinąd było wiadomo, że mniej zależą od urzędniczych wysiłków, a bardziej od sytuacji gospodarki), nie mogła zostać osiągnięta.

Sprawie budowy centrum finansowego w Warszawie nie pomaga skromne zaangażowanie, a może niewiara krajowej branży finansowej w długoterminową politykę państwa. Również wkład koncepcyjny organizacji branżowych wydaje się – w porównaniu z sąsiadami – dużo mniej widoczny i efektywny. Po polskiej stronie inicjatywy rynkowe są anemiczne i mało skoordynowane. Po stronie niemieckiej oprócz organizacji i stowarzyszeń o charakterze izb gospodarczych, typowych dla tamtejszego biznesu, powstają też szersze platformy współpracy (np. Dialogforum Finanzstandort Deutschland), w których uczestniczą na równi przedstawiciele branży, rządu federalnego i krajów związkowych, które nie wahają się mocno stawiać postulatów finansowych i gospodarczo-politycznych. W Warszawie takie zjawisko nie występuje, przez co polityka finansowa ma w gruncie rzeczy tylko jednego gospodarza i autora.

Podsumowując: o ile rozwój Niemiec jako centrum finansowego jest u sąsiadów sprawą wspólną, przedmiotem stałej troski i celem podzielanym przez władze federalne, landowe i biznes, celem mniej lub bardziej konsekwentnie realizowanym ze względu na nacisk organizacji branżowych, o tyle kwestia rozwoju rynku i ewentualnej przyszłej roli Warszawy jako ważnego ośrodka finansowego w regionie pozostaje dziś w Polsce osierocona.

Aktywa i zasoby – dyskretny przedmiot pożądania

W przeciwieństwie do dużo ściślejszych współzależności w sferze realnej trudno mówić o głębszych powiązaniach czy współpracy między systemami finansowymi Polski i Niemiec. O ile w równoległym bytowaniu polskiego i niemieckiego systemu finansowego nie sposób doszukiwać się bezpośredniej rywalizacji, o tyle systemowa konkurencja jednak się toczy – na poziomie rozstrzygnięć unijnych. Od niej zależy z kolei powszednia konkurencja prowadzona między firmami finansowymi. W finansach konkurencyjna współpraca w dłuższym terminie nie utrwala partnerstwa, lecz prowadzi do osłabienia partnera. Polskie podmioty bez ochrony rynku i bez wsparcia polityki państwowej mają niewielkie szanse wygranej w tej konkurencji w sytuacji, gdy silne podmioty niemieckie mają za sobą potencjał swej gospodarki, skalę strefy euro, zasoby kapitału, którym Polska na razie nie może dorównać, oraz dekady polityki finansowej, której celem była transformacja niemieckiego policentrycznego sektora finansowego w jeden „Finanzstandort Deutschland”.

Podobnie nie sposób mówić wprost o bezpośrednim konkurowaniu między konsolidującym się europejskim centrum finansowym we Frankfurcie a dopiero powstałym, wciąż niepewnym swych regionalnych atutów ośrodkiem w Warszawie, jako że oba ośrodki operują na sąsiadujących ze sobą poziomach hierarchii globalnych finansów. Niemniej zakulisowa rywalizacja o zasoby trwa. Koncentracji akumulowanego w danym centrum kapitału może być więcej albo mniej. Warunki kredytowania i pozyskiwania kapitału może kontrolować Warszawa bądź Frankfurt (zresztą przez taksonomię i narzucanie standardów ESG Unia już próbuje to czynić). Firmy mogą migrować za korzystniejszymi warunkami za granicę lub pozostać w kraju. Zyski, odsetki, dywidendy będą obracane lub reinwestowane w Warszawie, zwiększając majątek krajowych podmiotów, w tym zamożność gospodarstw domowych, albo powędrują za granicę. Usługi i produkty finansowe, których oczekują przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe, mogą być dopasowane do ich potrzeb albo okażą się jeszcze jedną formą missellingu, jakiego doświadczyły w przypadku opcji walutowych i kredytów frankowych.

Strategiczna stawka rywalizacji

Peryferyjną z perspektywy globalnych ambicji Niemiec środkową Europę może zdominować jedno centrum we Frankfurcie bądź wykrystalizuje się inny porządek. Z punktu widzenia polskiego interesu narodowego najbardziej pożądany jest ten z Warszawą jako silnym ośrodkiem obrotu kapitałem, który będzie efektywniej niż jakiekolwiek inne centrum finansowe na kontynencie akomodować potrzeby rozwojowe regionu i zarazem przyczyniać się do wzrostu zamożności jego mieszkańców.

Przedmiotem korespondencyjnej, lecz jak najbardziej realnej rywalizacji nie jest przy tym miejsce w rankingu konkurencyjności centrów finansowych. W interesie każdego z krajów leży wzmacnianie własnego ośrodka finansowego i zarazem ograniczanie wpływów sąsiada. Frankfurt, grając o status globalnego centrum, musi ściągać kapitał, obroty i specjalistów także z najbliższego otoczenia. Budując swą pozycję, nie może nie przejmować zasobów z mniejszych rynków. Jego wzrost będzie się odbywać kosztem Warszawy i wszystkich pozostałych ośrodków w Europie. Spadek roli Wiednia, aspirującego kiedyś do konsolidatora giełd i banków w regionie, unaocznia tę prawidłowość.

Jeżeli ważyć rolę ośrodka finansowego wyłącznie za pomocą konwencjonalnych parametrów rynkowych, to i Warszawa, i Frankfurt, każde w swojej kategorii, mają wiele atutów i sposobności, by realizować ambicje na swoim poziomie. Frankfurt jest na najlepszej drodze, ażeby znaleźć się w grupie centrów globalnych. Warszawa również może szybko awansować do rangi ośrodka regionalnego.

Proaktywna polityka finansowa w oknie sposobności


Z niemieckiej perspektywy osiągnięcie celu, jakim jest ostateczna integracja rynku finansowego z „Deutschland als Finanzplatz” w jego centrum, może nastąpić nie tyle z chwilą dopełnienia unii bankowej, ile w momencie uwspólnotowienia w tej czy innej formie długu unijnego i stworzenia dlań platformy obrotu w jednym, największym kraju unijnym. Otwarte pozostaje przy tym pytanie, czy i na ile Niemcy, centralna gospodarka UE i jej największy sektor finansowy, będą w stanie przezwyciężyć rozproszenie ośrodków finansowych i rozbieżności interesów krajów członkowskich, w tym Francji i Niderlandów jako ich najbliższych i najsilniejszych konkurentów.

Tak jak dla gospodarki niemieckiej Europa Środkowa jest przede wszystkim rynkiem zbytu i zapleczem produkcyjnym, tak dla Frankfurtu, a tym bardziej dla globalnego centrum in spe region ten będzie obszarem, z którego ściąga się kapitał, w tym ludzki, i na którym zbywa się produkty i usługi finansowe. Można sobie wprawdzie próbować wyobrazić idealny przypadek, jakąś formę koegzystencji, w ramach której Frankfurt nie hamowałby ani nie zamykał drogi rozwoju Warszawy jako ośrodka regionalnego, a Warszawa asystowałaby mu w realizacji globalnych aspiracji. Taka koegzystencja będzie jednak tylko efektem chwilowej demarkacji wpływów. Nigdy nie będzie trwała, zważywszy na to, jakie ostateczne cele przyświecają integracji europejskiej w sferze finansów.

Polska cieszy się imponującym i stabilnym wzrostem gospodarczym, ma centralne położenie w regionie i spełnia podstawowe przesłanki, by zbudować liczący się ośrodek obrotu kapitałem. Posiadając jak na Europę średniej wielkości sektor finansowy, średnią, lecz największą w regionie, dobrze w nim zakotwiczoną i technologicznie zaawansowaną giełdą oraz dysponując dynamicznym kapitałem ludzkim, ma wszystkie niezbędne zadatki do ekspansji w regionie.
Krajowi sprzyjają też okoliczności. W biznesie zmiany technologiczne zrównują szanse większych i mniejszych, kreując podobne ryzyka dla ośrodków finansowych rozrzuconych po Europie. Nie wypadnie z wyścigu ten kraj, który nie tracąc podstawowych zasobów, zbuduje i utrzyma przewagi cyfrowe. W tym stanie rzeczy rynek polski ma swoje atuty, a zbudowane tu platformy mobilne dobrze rokują na przyszłość. Stawiając na cyfryzację, posiadając nowoczesną bankowość uniwersalną i obiecujący rynek kapitałowy, Warszawa jest w stanie przyciągać kapitał i kompetencje, a tym samym zbudować ośrodek zdolny do świadczenia usług finansowych całemu regionowi. Oczywiście, wszystko to przyjdzie łatwiej, gdy krajowi będzie sprzyjać geopolityczna koniunktura, a polska polityka zadba wreszcie o zapewnienie rynkowi finansowemu korzystnych warunków wzrostu.

Wymóg geopolityczny


Dla Polski budowa centrum finansowego w Warszawie jest nie tylko szansą rozwojową. Dziś, wobec ogromnych wstrząsów geopolitycznych, własny, silny i samodzielny ośrodek finansowy jest wręcz koniecznym warunkiem bezpieczeństwa finansowego kraju i przesłanką wzmocnienia jego międzynarodowej pozycji. Jeżeli Polska poczuwa się do odpowiedzialności, by dostarczać bezpieczeństwo regionowi, musi też znaleźć sposoby, by móc zapewnić najpierw sobie, a później regionowi bezpieczeństwo także w wymiarze finansowym. Berlin z Frankfurtem deklarują wprawdzie
pełnienie dla UE funkcji dostawcy bezpieczeństwa i stabilności, lecz ani casus Grecji podczas kryzysu zadłużeniowego, ani obecna sytuacja krajów z południa Europy nie potwierdzają, by Niemcy byli gotowi ponosić tego koszty. Sąsiedzi nie są gotowi nawet na wspólny unijny fundusz gwarantowania depozytów bankowych, co pokazuje, że nie chcą uczestniczyć w ponoszeniu kosztów bankructwa banków z zadłużonego południa Europy. Absolutnie nie można się im jednak dziwić, że nie zapominają o pielęgnowaniu własnych przewag i że dbają o konkurencyjność „Finanzplatz
Deutschland”, perspektywy własnych firm i zamożność swych obywateli.

Wyprzedzającą odpowiedzią na „coraz ściślejszą integrację” powinna być zatem nowa polityka finansowa, rozumiejąca znaczenie poszczególnych segmentów rynku, z jedną wizją i wieloletnim planem działania. Jej celem powinna być budowa silnej pozycji Warszawy w naszej części Europy, która musi obejmować takie zadania i priorytety, jak pogłębienie rynku długu, podniesienie jakości infrastruktury rynkowej, przyspieszenie transformacji cyfrowej, zakotwiczenie finansowania w oparciu o inicjatywy regionalne (takie jak Fundusz Trójmorza i współpraca banków rozwojowych), poprawa walorów aglomeracyjnych Warszawy i wreszcie pragmatyczne regulacje.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że budowa ośrodka obrotu kapitałem odpowiadającego na potrzeby finansowe regionu, z uwzględnieniem jego specyfiki, powinna być racją stanu polskiej polityki. Polska ma największy sektor finansowy w Europie Środkowej, wspierany przez największą gospodarkę w regionie, a Warszawa prowadzi największą giełdę. Te atuty same w sobie nie wystarczą jednak do budowy centrum w regionie, jeżeli samo państwo nie będzie konsekwentnie zainteresowane jego ustanowieniem.

Strategiczny dylemat

W czasie, gdy europejska architektura finansowa pozostaje niedokończona, a istniejące ośrodki finansowe raczej nie myślą o tym, by zrzec się swych atutów na rzecz jednego centrum umiejscowionego w Paryżu czy we Frankfurcie, szansa budowy pozycji Warszawy w regionie wciąż pozostaje otwarta. Przeznaczeniem rosnących centrów jest wchłaniać zasoby z otoczenia. Ewentualna dominacja jednego bądź obydwu centrów zachodnioeuropejskich ostatecznie doprowadzi do pogrzebania szans rozwojowych rynków na peryferiach.

Polska polityka stoi zatem przed strategicznym dylematem: albo przyzwolić na powstanie jednej czy dwóch zachodnich metropolii finansowych z peryferyjną, w dłuższym terminie ubożejącą i tracącą kapitał ludzki Warszawą na wschodzie, albo uparcie pracować na rzecz utrzymania policentrycznej struktury z wieloma większymi i mniejszymi centrami, wśród których Warszawa może się wybić na godne jej miejsce w regionie. Dla małych ośrodków, już zaocznie skazanych na śmierć finansową, ten dylemat nie istnieje. Dla średnich i aspirujących, takich jak Warszawa, rozstrzygnięcie tego dylematu to kwestia egzystencjalna. Najgłupszą rzeczą byłoby próbować przeczekać…

Tekst powstał na podstawie fragmentów raportu „Polska i Niemcy w uścisku współzależności”, wydanego przez Fundację Republikańską przy wsparciu Polskiego Funduszu Rozwoju.

Tekst pochodzi z 46. numeru Rzeczy Wspólnych

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

Ostatnie Wpisy

Czwarte morze

2024.06.28

Fundacja Republikańska

47. numer Rzeczy Wspólnych

2024.05.27

Fundacja Republikańska

Wieczór wyborczy

2024.05.27

Fundacja Republikańska

WSPIERAM FUNDACJĘ

Dołącz do dyskusji