Druga i trzecia kadencja
Jeśli miejsce PiS ma być trwałe, to musi rządzić tak, by wygrać w 2023 r., stworzyć warunki do długoletniego bezpieczeństwa i rozwoju oraz zdobyć większość konstytucyjną do przeprowadzenia głębokich reform ustrojowych.
(Tekst ukazał się w 31 Wydaniu Rzeczy Wspólnych, marzec 2019).
Po trzech kampaniach wyborczych w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, z których każda była decydująca, rozpoczyna się kolejna. Ona także będzie miała rozstrzygający charakter. Formacja rządząca, która będzie bronić pozycji – tak jak w wyborach parlamentarnych, ale inaczej niż w samorządowych i europejskich – znajdzie się w sytuacji trudniejszej niż dotychczas. Ma jednak duże szanse na następne zwycięstwo. Będzie ono potrzebne, bo przed Polską wielkie zadania.
Każda z kampanii w tym cyklu była bardziej wyczerpująca od poprzedniej. Rosło zmęczenie, a kolejne wybory nie przyniosły radykalnego rozstrzygnięcia. Prawo i Sprawiedliwość wprawdzie mozolnie zwiększało bilans aktywów, ale nie był to proces piorunujący. W dodatku zwycięstwa bywały okupione punktowymi porażkami, takimi jak przegrana walka o prezydentury dużych miast czy brak przewagi w Senacie.
Wynik wyborów parlamentarnych nieco rozczarował działaczy i zwolenników Dobrej Zmiany. Chociaż liczba głosów oddanych na listę PiS stanowi rekord III RP, „zaledwie” 235 mandatów to zawód. Oczywiście, wszyscy rozumieją, że taki podział foteli w Sejmie bardziej zawdzięczamy ordynacji i wejściu aż pięciu komitetów niż faktycznemu poparciu. Faktem jest, że klub PiS startuje z taką samą liczbą posłów jak cztery lata temu.
Oprócz psychicznego dyskomfortu niewielka przewaga nad sejmową opozycją sprawia, że na razie należy odłożyć na bok ewentualne zamiary głębokiej rekonstrukcji rządu i całego obozu władzy. O ile nazwiska mogą się zmienić, o tyle balans sił między partią główną i jej frakcjami a tzw. Przystawkami chwilowo musi pozostać bez wielkich zmian. Układ wymaga stabilizacji.
A wybory prezydenckie muszą zostać wygrane przez Andrzeja Dudę, bo inaczej trudno będzie prowadzić jakąkolwiek działalność legislacyjną. Poza tym ewentualna porażka prawdopodobnie tak naruszyłaby delikatne morale działaczy partii rządzącej, że dalsza część kadencji składałaby się w głównej mierze z oczekiwania na zdanie władzy. Być może zresztą mielibyśmy przyspieszone wybory parlamentarne, i to nie z woli Jarosława Kaczyńskiego.
Wchodzimy więc w półroczny, dość specyficzny okres, w którym łączyć się będą porządkowanie sceny politycznej z kolejną decydującą kampanią wyborczą, na szczęście kończącą niemal dwuletni serial.
Różne kadencje, różne dynamiki.
Można więc się spodziewać, że druga kadencja obozu Dobrej Zmiany będzie składać się z trzech faz i przebiegać inaczej niż w latach 2015–2019.
Zacznijmy od tego, jak wyglądała dynamika ubiegłej kadencji, przy czym trudno precyzyjnie wyznaczyć cezury, ponieważ fazy nakładały się na siebie. I tak mniej więcej pierwszy rok został poświęcony technicznemu uchwyceniu i zabezpieczeniu władzy. Samo wejście nowej ekipy do instytucji, spółek. Skarbu Państwa i innych miejsc trwa całe miesiące, a trzeba było doliczyć jeszcze zmiany w Trybunale Konstytucyjnym oraz podporządkowanie prokuratury ministrowi sprawiedliwości. Te wstępne posunięcia należy rozumieć jako umożliwienie realnego sprawowania rządów.
Do „etapu zerowego” należy zaliczyć także niektóre reformy, takie jak program Rodzina 500+ lub obniżenie wieku emerytalnego, ponieważ stanowiły one realizację podstawowych obietnic z kampanii 2015 r. A jako takie budowały wiarygodność, trwałość oraz aktywność poparcia, a w końcu – legitymizację.
Wybory prezydenckie musi wygrać Andrzej Duda, bo inaczej trudno będzie prowadzić jakąkolwiek działalność legislacyjną. Ewentualna porażka prawdopodobnie tak naruszyłaby delikatne morale działaczy partii rządzącej, że dalsza część kadencji składałaby się w głównej mierze z oczekiwania na zdanie władzy.
Następnie przyszły reformy, z których część utknęła, a część nie należała do zbyt udanych. Oczywiście, klimat opozycyjny w kraju i za granicą nie sprzyjał zmianom, co jeszcze obniżyło wyniki pierwszej części kadencji. W okolicach drugiej połowy nastąpiło „odkręcenie śruby”, czyli polityka wyciszania sporów i zawieszania daleko idących reform, by przed nadchodzącą poczwórną kampanią nie wygenerować zbyt dużego ryzyka.
Niemniej obóz rządzący zanotował wiele sukcesów zarówno na polu legislacyjnym, jak i bieżących polityk. Efektami są: wyjątkowo dobra sytuacja budżetowa i na rynku pracy, dobry klimat gospodarczy, stabilne i wysokie poparcie społeczne, a także wiele konfliktów (choć trzeba powiedzieć, że często wyolbrzymianych przez media).
Kadencja 2019–2023 będzie inna. Zaczyna się od kampanii prezydenckiej, co programuje pierwsze półrocze. Nie należy się spodziewać ani wielkich ruchów frakcyjnych, ani głębokich reform. Partia rządząca nie może sobie pozwolić na utratę sprzyjającego prezydenta.
Przeszkód będzie niemało. Pierwsza, w postaci zwiększonych apetytów zachęconych dobrym wynikiem wyborów z 13 października ugrupowań Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry, chyba jest już pokonana, ale przecież przed PiS następne. Na przykład w postaci nadchodzących trudności związanych z cenami energii elektrycznej, ze strajkiem nauczycieli, spodziewanym osłabieniem koniunktury gospodarczej czy z nowymi wydarzeniami za granicą (na przykład niestabilna izraelska scena polityczna może sprawić kłopoty i nam). W dodatku nie wiadomo, czy i kto w końcu wyrośnie na nową główną siłę opozycji. Dotychczas była to PO pod wodzą Grzegorza Schetyny, przeciwnik był więc znany i przewidywalny. Na szczęście dla PiS przez jakiś czas opozycja będzie zajęta sobą, ale później może wyłonić się jakiś nowy i potencjalnie niebezpieczny ośrodek.
Kadencja 2019–2023będzie inna. Zaczyna się od kampanii prezydenckiej, co programuje pierwsze półrocze. Nie należy się spodziewać ani wielkich ruchów frakcyjnych, ani głębokich reform. Partia rządząca nie może sobie pozwolić na utratę sprzyjającego prezydenta
Druga faza, po wyborach prezydenckich, będzie okresem kolejnych działań – nowych lub korekt albo kontynuacji dotychczasowych. W przypadku reelekcji Andrzeja Dudy będą oczywiście łatwiejsze, a jeśli fotel w pałacu zajmie polityk opozycji, wówczas Dobra Zmiana będzie zmuszona koncentrować się na pracy politycznej i administracyjnej zamiast na legislacji.
Dopłynąć do roku 2023
Jeśli miejsce PiS na scenie politycznej ma być trwałe i dawać nadzieję na kolejne kadencje, to trzeba spełnić kilka warunków. Po pierwsze, tak rządzić, by wygrać w roku 2023 (lub w wyborach przyspieszonych). Po drugie, stworzyć warunki do długoletniego bezpieczeństwa i rozwoju. I po trzecie, w kolejnej kadencji zdobyć lub zbudować większość konstytucyjną niezbędną do głębokich reform ustrojowych.
Jeśli założyć, że między jedną a drugą kampanią (czyli od maja 2020 do początku 2023 r.) musi zmieścić się okres reform, a po nim spokojniejszy, to widzimy, że czasu jest niewiele – blisko półtora roku, najwyżej dwa lata na intensywne działanie. Podczas tych miesięcy ekipa rządząca będzie musiała dokończyć, a czasem naprawić podjęte wcześniej zmiany.
Najważniejsza jest reforma wymiaru sprawiedliwości, która w założeniu miała wielorakie cele: usprawnienie państwa, przyspieszenie procedur, „dekastyzację” polegającą na poddaniu korporacji sędziowskiej kontroli społecznej, zwiększenie poczucia sprawiedliwości (a więc także identyfikacji Polaków z własnym państwem) i wreszcie umocnienie pozycji Prawa i Sprawiedliwości. Niewiele z tych celów osiągnięto. Nie ma tu miejsca na rozważania nad przyczynami, ale jedno jest pewne – reforma musi być kontynuowana i ulec daleko idącej korekcie. Podobne, choć zapewne mniejsze trudności stoją przed ministrami edukacji i nauki. Tam również trzeba poprawiać. Na rozpoczęcie, kontynuację czy korektę zmian czeka wiele dalszych, obszernych dziedzin – np. kolejne uszczelnienia podatkowe, polityka gospodarcza (by nie tylko podtrzymać wzrost, lecz także zmienić strukturę czynników go napędzających), energetyka, obrona narodowa i inne. Przynajmniej duża część zadań z powyższej listy musi być zrealizowana, by można było myśleć o reelekcji za cztery lata i żeby rządy Dobrej Zmiany ugruntowały swoją reputację wiarygodnych i po prostu dobrych dla Polaków.
Drugim warunkiem ponownej wygranej jest skuteczna gra w defensywie. Doświadczenie ostatnich czterech lat pokazuje, że problemy, które miały swoje źródło na zewnątrz, mocno kołysały rządowym okrętem. Dotyczy to zarówno „ulicy”, jak i „zagranicy”. Na przykład tzw. czarne protesty, na których skalę rząd i partia nie były przygotowane, wybuchły w wyniku złożenia projektu obywatelskiego, niemającego nic wspólnego z PiS. Z kolei „wojny żydowskie” wprawdzie wybuchły pod pretekstem uchwalonej przez Sejm ustawy, ale gdyby nie niestabilna i skomplikowana sytuacja w Izraelu, zapewne nie miałyby aż takiej skali. Na szczęście można zauważyć, że ekipa Dobrej Zmiany sporo się w trakcie kadencji nauczyła. Nie jest już tak wrażliwa i strachliwa jak na początku, a pierwsze sukcesy za granicą (III RP praktycznie nie prowadziła podmiotowej polityki zagranicznej, zwłaszcza europejskiej) pojawiły się pod koniec
kadencji. Niemniej niezawinionych lub tylko w części zawinionych przez Dobrą Zmianę kryzysów będzie bardzo wiele i trzeba się na nie przygotować.
Płynąć dalej
Bezpieczne dobrnięcie do wyborów w 2023 r. to za mało. Trzeba jeszcze je wygrać, i to wysoko. A potem zmienić konstytucję i wzmocnić bezpieczeństwo oraz pozycję Polski na dziesięciolecia. To właśnie kadencja 2023–2027, jeśli wszystko pójdzie dobrze, ustawi nasz kraj w rzędzie państw podmiotowych i pierwszoligowych, o statusie mocarstwa europejskiego.
Podstawy potęgi muszą być jednak budowane cały czas, a nie dopiero w kolejnej kadencji. Na szczęście poczyniono już pierwsze kroki. Po pierwsze, wydaje się, że bezpośrednie zagrożenie z Rosji się odsunęło. Polska się wzmacnia przez własne zbrojenia oraz sojusze. Od warszawskiego szczytu NATO, wydaje się, jesteśmy już w wyższej lidze sojuszników – po raz pierwszy od stu lat znajdujemy się w pozycji eksportera bezpieczeństwa. Po drugie, usilnie pracujemy nad infrastrukturą dla Europy Środkowej – energetyczną, transportową i wojskową. Bez tych inwestycji będziemy wiecznie skazani na kraje starej Unii. Po trzecie, już kilkakrotnie Polska pokazała podmiotową postawę, co po pierwszych porażkach zaczyna procentować.
W obecnej kadencji rząd będzie kontynuować działania o charakterze strategicznym. Wszystkie wyżej wspomniane kierunki muszą zostać utrzymane i rozwinięte. Nasi zagraniczni partnerzy (i antagoniści) muszą się przekonać, że Rzeczpospolita jest krajem konsekwentnym, który ma wolę i zasoby, by przewodzić regionowi. Samo przywództwo to zapewne sprawa nieco odleglejszej perspektywy; na razie trzeba stworzyć możliwości.
Do tego muszą dojść reformy gospodarcze i społeczne. W końcu trzeba wziąć byka za rogi i zmierzyć się po pierwsze z systemem podatkowym (uszczelnienie jest chwalebne, ale ma swoje granice), ubezpieczeniami społecznymi (PPK nie rozwiążą wszystkich
Jednym z warunków ponownej wygranej jest skuteczna gra w defensywie. Doświadczenie ostatnich czterech lat pokazuje, że problemy, które miały źródło na zewnątrz, mocno kołysały rządowym okrętem
Jeśli projekty z dziedziny bezpieczeństwa i infrastruktury będą się rozwijać, gospodarka i społeczeństwo kwitnąć, a Polska będzie w stanie zaoferować korzyści z tego płynące krajom regionu, to przyjdzie czas na zacieśnianie współpracy. I to już nie w obronie przed niebezpiecznymi pomysłami Berlina czy Moskwy, ale służącej realizacji wspólnych inicjatyw środkowoeuropejskich, bez patronatu kontynentalnych mocarstw.
Udana kadencja jest niezbędnym warunkiem do zdobycia samodzielnej lub koalicyjnej większości konstytucyjnej. Polska bardzo potrzebuje nowej konstytucji, która ustanawiałaby wydolny, nieliberalny, republikański ustrój kanclerski lub gabinetowy wraz z całym szeregiem szczegółowych rozstrzygnięć. Musi także być napisana w sposób precyzyjny i jednoznaczny. Dzisiejsza tych warunków nie spełnia.
Zarówno pomysł, jak i szczegóły przyszłej konstytucji muszą być dopiero wypracowane. Dziś ich nie ma ani w żadnym dyskursie publicznym, ani nawet wśród specjalistów. Dotychczasowe próby ekipy prezydenckiej należy zaliczyć do zdecydowanie nieudanych.
Jeśli Polska będzie miała szczęście, to wraz z odpowiednią dawką rozumu i woli w ciągu sześciu–ośmiu lat może być całkowicie innym i dużo lepszym krajem – pod względem społecznym, gospodarczym, międzynarodowym, militarnym, kulturowym i ustrojowym. Odpowiedzialność za realizację tego zadania spada na Prawo i Sprawiedliwość. I to jest prawdziwy cel oraz miernik Dobrej Zmiany.
Autor: Marek Wróbel, Prezes Fundacji Republikańskiej.