Demografia plus

2020.04.20

Fundacja Republikańska

Kryzys demograficzny czy baby boom spowodowany programem Rodzina 500+?  Co nas czeka w kolejnych latach?

Demografia, będąca długo na marginesie polskiej debaty publicznej, przez ostatnie cztery lata stała się jednym z jej głównych tematów. A wszystko za sprawą materializowania się alarmistycznych prognoz dotyczących przyrostu naturalnego (od 2013 r. jest on nieprzerwanie ujemny), ale również ze względu na to, że cztery lata temu największa partia opozycyjna program prodemograficzny uczyniła najważniejszym punktem kampanii wyborczej. Co więcej, wbrew powszechnemu powątpiewaniu wcieliła go w życie.

Po raz pierwszy na poważnie zagadnienie wspierania rodzin i zwiększania dzietności w Polsce pojawiło się w 2007 r., kiedy zostały wprowadzone: ulga w podatku PIT związana z wychowaniem dzieci1 oraz becikowe (jednorazowy zasiłek z tytułu urodzenia dziecka). Po zmianie władzy w 2007 r. temat wspierania rodzin nie był podejmowany. Pojawił się znów w debacie publicznej dopiero pod koniec 2011 r., wraz z powołaniem drugiego rządu Donalda Tuska i objęciem przez Władysława Kosiniaka-Kamysza teki ministra pracy i  polityki społecznej. Uczynił on politykę prorodzinną swoim znakiem rozpoznawczym. W trakcie czteroletniej kadencji wprowadzono m.in. ogólnopolską Kartę Dużej Rodziny, wydłużono urlopy macierzyńskie i rozszerzono grupę osób, którym przysługiwały (włączono osoby zatrudnione na tzw. śmieciówkach), oraz zwiększono kwotę ulgi podatkowej na kolejne dzieci w rodzinie (jednocześnie praktycznie likwidując ulgę na pierwsze dziecko).

Zaprezentowany pod koniec czerwca 2015 r. program Rodzina 500+ (500 zł miesięcznie na drugie dziecko i kolejne w rodzinie, w rodzinach biedniejszych również na pierwsze), kosztujący budżet państwa ponad 20 mld zł rocznie, wydawał się na tyle rewolucyjny, że wielu komentatorów nie wierzyło w jego realność i traktowało go jak typową obietnicę kampanijną. Został on jednak bardzo szybko po wyborach wprowadzony w życie. Obowiązuje już ponad trzy lata (od kwietnia 2016 r.), został właśnie poszerzony o pierwsze dziecko niezależnie od dochodu w rodzinie.

Czy przyniósł zapowiadane efekty? Mimo że demografia jest nauką ścisłą, ocena publicystyczna jego skutków jest zdecydowanie niejednoznaczna.

Z jednej strony mamy głosy jednoznacznie stwierdzające brak efektów tego programu, mówiące o „demograficznej klapie”2. Z drugiej pojawiają się opinie, że program zdecydowanie zwiększył liczbę urodzonych dzieci, a przy okazji poprawił sytuację rodzin, zwłaszcza wielodzietnych3.

Jak jest naprawdę?

Aby ocenić, czy ostatnie cztery lata spowodowały wzrost liczby urodzeń, powinniśmy przyjrzeć się nie bezwzględnej liczbie urodzeń, lecz różnicy między urodzeniami a zgonami (liczby te przedstawia wykres 1).

Chociaż liczba urodzonych dzieci spada, można uznać, że programy prorodzinne przynoszą pozytywny efekt. Kluczowa jest liczba kobiet w wieku rozrodczym (umownie przyjmuje się przedział wiekowy 15–49 lat). W 2013 r. według GUS było ich 9,3 mln, w 2015 – 9,2 mln; w 2020 r. będzie ich 8,9 mln, w 2025 r.  – 8,5 mln, a w 2040 r. już tylko 6,5 mln. Skoro jest coraz mniej pań mogących urodzić dzieci, zrozumiałe, że dzieci również będzie przychodzić na świat coraz mniej. Dlatego analizując procesy demograficzne, posługujemy się wskaźnikiem dzietności, czyli miarą mówiącą, ile statystyczna kobieta rodzi dzieci w całym swoim życiu. Wskaźnik ten w Polsce spadał nieprzerwanie od roku 1983, z krótkim odbiciem w latach 2004–2008. W ostatnich czterech latach znów obserwujemy jego wzrost (w latach 2017–2018 wzrósł on o około 0,2 pkt do poziomu ponad 1,4). Jeśli przyjmiemy, że przez najbliższe lata uda się utrzymać wskaźnik urodzeń na poziomie 1,4 (w 2013 r. było to 1,256, ale w 2017 r. udało się go podnieść o 15 proc. do 1,45), to liczba urodzeń i tak będzie się stopniowo zmniejszać, osiągając w 2020 r. poziom 340 tys., w 2025 r. – 310 tys., a w 2014 r. już jedynie około 270 tys., ze względu na malejącą liczbę kobiet w wieku rozrodczym. Co gorsza, temu spadkowi urodzeń będzie towarzyszyć wzrost liczby zgonów. W 2017 r. przekroczyła ona po raz pierwszy poziom 400 tys. i ze względu na kształt piramidy wieku będzie rosła o kilka tysięcy rocznie.

Oznacza to, że w najbliższych latach wystąpi ujemny przyrost naturalny na poziomie około 50 tys. rocznie, a w perspektywie 10 lat liczba zgonów będzie co roku przekraczać liczbę urodzeń o około 100 tys. (wykres 2) i to przy założeniu utrzymania poziomu dzietności na podwyższonym poziomie, z  którym mamy do czynienia od trzech lat. W przypadku spadku wskaźnika dzietności do poziomu sprzed 2015 r. ta różnica będzie jeszcze większa.

Jeśli sięgniemy do prognoz demograficznych sprzed 2014 r., to zobaczymy, że były one zdecydowanie bardziej pesymistyczne niż rzeczywistość (wykres 3). Już w 2014 r. liczba urodzeń była o 14 tys. wyższa, niż przewidywano, ale prawdziwy rozjazd zaczął się od 2016 r. (w 2017 r. osiągając maksimum). W 2018 r. różnica była już nieco mniejsza, ale cały czas jest to ponad 40 tys. W kolejnych latach różnica prawdopodobnie również będzie wyraźna. GUS przygotowuje swoje prognozy w czterech wariantach (niski, średni, wysoki i bardzo wysoki). Dane rzeczywiste są wyższe niż najbardziej optymistyczna prognoza GUS (tabela 1 za TVN24)4

40–50 tys. urodzeń rocznie, będące różnicą między prognozą średnią a danymi rzeczywistymi, to efekt polityki prorodzinnej ostatnich lat, w szczególności programu Rodzina 500+.

Nowa kadencja: szanse i wyzwania

Rząd, który zostanie uformowany po październikowych wyborach (tekst pochodzi z 31 numeru Rzeczy Wspólnych 2019 rok – redakcja), będzie musiał w sferze demograficznej zmierzyć się z bardzo trudnymi wyzwaniami, szczególnie jeśli będzie to rząd stworzony przez ugrupowania mające politykę rodzinną na sztandarach. Być może będzie to najważniejsze zadanie najbliższej kadencji, a może nawet kilku najbliższych.

Po pierwsze, parlament stanie przed problemem komunikacyjnym. Niezależnie od tego, jakie działania byłyby podjęte i jak duże przyniosą one efekty, liczba rodzących się dzieci w Polsce z roku na rok będzie spadać, a liczba zgonów coraz bardziej przewyższać liczbę urodzeń, czyli przyrost naturalny będzie coraz bardziej ujemny. Wynika to po prostu ze struktury wiekowej.

Po drugie, liczba osób w wieku produkcyjnym będzie coraz szybciej spadać. W  najbliższych latach będzie to (bez uwzględniania emigracji) ponad 100 tys. miesięcznie. Spadek ten już się zaczął, ale do tej pory oznaczał on zmniejszanie się bezrobocia w praktyce do zera. W najbliższych latach ta tendencja spowoduje coraz większe problemy z pozyskaniem pracowników, co będzie największą barierą w rozwoju gospodarczym Polski.

Co zatem władze publiczne mogą zrobić, aby przynajmniej złagodzić efekty, o których mowa powyżej?

Proste rezerwy polegające na usunięciu barier ekonomicznych związanych z posiadaniem dzieci zostały już wyczerpane poprzez wprowadzenie programu Rodzina 500+ (oraz w mniejszym stopniu poprzednie działania prorodzinne rządu PO-PSL). Dzięki temu udało się zwiększyć liczbę urodzeń o około 40–50 tys. rocznie. Obecne „dopalenie” tego programu poprzez rozszerzenie go na pierwsze dziecko bez kryterium dochodowego już nie przyniesie takiego efektu, ponieważ bariery ekonomiczne przy pierwszym dziecku w rodzinie są zdecydowanie niższe niż przy kolejnych. Teraz wyzwaniem będzie utrzymanie wskaźnika dzietności na obecnym poziomie. W tym celu należałoby „domknąć” system wsparcia rodzin poprzez działania ułatwiające łączenie pracy zawodowej z opieką nad dziećmi (ułatwienie dostępu do żłobków, ale też wspieranie elastycznych form pracy w postaci pracy na część etatu czy pracy zdalnej), a także zmiany w systemie opieki zdrowotnej dla dzieci.

Powinny również zostać podjęte na poziomie państwa działania zmieniające wizerunek rodziny z negatywnego na pozytywny albo przynajmniej neutralny. Muszą to być poczynania w sferze szeroko rozumianej kultury. Efektem byłoby zbudowanie takiego obrazu rodzin wielodzietnych, by młode osoby nie bały się zakładać rodzin, a następnie nie obawiały się wychowywać więcej niż jednego dziecka czy dwojga. Takie działania mogą zwiększyć skłonność Polaków do posiadania dzieci, co może przyczynić się do wzrostu wskaźnika dzietności. Każde jego zwiększenie o 0,1 pkt oznacza wzrost o około 20 tys. dzieci rocznie.

To oczywiście nie wystarczy. Dlatego rząd powinien zacząć prowadzić spójną politykę imigracyjną, łączącą korzyści ekonomiczne, które niosą nowi pracownicy, ze spójnością kulturową będącą w dzisiejszych czasach warunkiem koniecznym rozwoju społecznego i spokoju publicznego. Jak taka polityka mogłaby wyglądać?

Po pierwsze, powinna się skupić na skłonieniu ostatniej fali emigracji rodaków (po wejściu naszego kraju do UE) do powrotu do Polski. Sprzyjającymi okolicznościami mogą być brexit oraz kryzys gospodarczy w UE, którego pierwsze oznaki widać coraz wyraźniej. Władze w Warszawie powinny przyjąć specjalny pakiet powrotny – regulacje zachęcające Polaków z UE do powrotu do kraju wraz z kapitałem, który przez ostatnie kilka–kilkanaście lat udało im się uzbierać. Byłby to solidny zastrzyk zasobów dla rynku pracy nad Wisłą, a jednocześnie przywieziony kapitał mógłby dać silny impuls do wzrostu PKB Polski, którego z pewnością całkowicie nie ominie nadchodzący kryzys gospodarczy. Pakiet ten powinien zawierać co najmniej:

  • specjalne ulgi w podatku PIT/CIT dla osób, które wrócą do Polski i zainwestują w Polsce przywieziony z emigracji kapitał,
  • edukacyjny program wyrównawczy dla dzieci osób powracających z emigracji,
  • twardą deklarację niepodnoszenia w najbliższych latach podatków (ani żadnych innych danin publicznych) szczególnie dla osób należących do tzw. klasy średniej w rozumieniu państw starej UE.

Ostatnie badania firmy przeprowadzkowej Clicktrans pokazują, że w ostatnich latach liczba powrotów do Polski coraz bardziej przewyższa liczbę wyprowadzek5; zaczęła też – począwszy od roku 2017 – spadać liczba Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii6. Utrzymanie (a nawet wzmocnienie) tego trendu mogłoby spowodować w  najbliższych latach wzrost liczby mieszkańców o 300–500 tys.

Drugim ważnym elementem powinno być przyspieszenie aktywnej repatriacji Polaków z krajów postsowieckich – głównie z Ukrainy i Kazachstanu, ale także z Rosji. Uzyskanie Karty Polaka powinno zostać maksymalnie ułatwione, a dodatkowo władze (bardziej samorządowe niż rządowe) powinny wspierać takie osoby w znalezieniu pracy (w związku z sytuacją na rynku pracy nie powinno być z tym problemu pod warunkiem wsparcia organizacyjno-logistycznego) oraz dachu nad głową (osoby takie powinny mieć możliwość otrzymania mieszkania komunalnego przez rok – do czasu usamodzielnienia się). W ciągu kilkunastu lat w ten sposób do Polski mogłoby powrócić około 200 tys. osób.

Karta Polaka winna zostać rozszerzona na osoby z innych krajów i powinna temu towarzyszyć aktywna kampania społeczna przeprowadzona na wszystkich kontynentach, pokazująca, jak pozytywnie zmieniła się Polska przez ostatnie 30 lat. W ten sposób moglibyśmy liczyć na to, że do ojczyzny przodków zaczęliby wracać potomkowie tzw. starej emigracji z drugiej, a nawet pierwszej połowy XX w. z USA, Kanady, Argentyny, Brazylii, ale też z krajów przeżywających trudności ekonomiczne (np. Wenezuela) lub społeczne (np. RPA). Nie byłaby to bardzo liczna grupa (poniżej 100 tys.), ale podobnie jak osoby z najnowszej fali emigracji posiadająca często duże zasoby materialne, które zasiliłyby polski rynek nieruchomości. To z kolei złagodziłoby efekty potencjalnego krachu na rynku nieruchomości spowodowanego starzeniem się społeczeństwa.

Trzeci element planu to otwarcie polskiego rynku pracy dla bliskich nam kulturowo Białorusinów (poprzez zmniejszenie barier biurokratycznych, pozwolenia na pracę stałą, a nie tylko sezonową). Szczególnie w kontekście ujawnianych ostatnio informacji o coraz bliższej współpracy między Rosją a Białorusią7. Powinniśmy również kontynuować politykę otwarcia rynku dla bardziej odległych kulturowo, ale dobrze asymilujących się obywateli Wietnamu i krajów Azji Południowo-Wschodniej (Laos i Kambodża). Łącznie z tych kierunków w najbliższych latach moglibyśmy liczyć na przyjęcie około 100–200 tys. osób.

Czy to wystarczy? W  najbliższych latach prawdopodobnie tak, ale w długiej perspektywie mogą być to działania niedostateczne. Jednak szersze otwarcie się na emigrację, szczególnie z obszaru północnej Afryki oraz Bliskiego Wschodu, może narazić nas na bardzo silne konflikty społeczne, jakich coraz liczniejsze symptomy możemy obserwować w krajach Europy Zachodniej, które taką politykę pełnej otwartości prowadzą.

Musimy wybrać swoją drogę będącą mieszanką silnej polityki prorodzinnej opartej na tradycyjnych wartościach (Polacy są społeczeństwem, które w przeciwieństwie do wielu krajów Europy Zachodniej ciągle jeszcze chce mieć dzieci) oraz przyjmowania migrantów będących potomkami Polaków oraz z krajów bliskich nam kulturowo. Mimo wszystko nie uda nam się uniknąć spadku liczby ludności w Polsce, ale podejmując opisane w tym artykule działania, możemy spróbować ograniczyć jego skutki.

Michał Kot – socjolog i matematyk (Uniwersytet Warszawski), ekspert ds. polityki prorodzinnej, manager w branży teleinformatycznej.  prywatnie mąż i ojciec pięciorga dzieci.

Tekst pochodzi z 31 numeru pisma Rzeczy Wspólne.

Przypisy:

[1] Technicznie było to podniesienie dotychczasowej ulgi w wysokości 120 zł, ale ze względu na symboliczną jej wysokość można mówić o wprowadzeniu de facto nowej ulgi.

[2] https://oko.press/demograficzna-klapa-500plus-w-2018-urodzilo-sie-tylko-388-tys-zmarlo414-tys-najwiecej-od-1946-r/.

[3] https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/500-dzieci,205,0,2411981.html.

[4] https://konkret24.tvn24.pl/polska,108/rodzi-sie-wiecej-dzieci-niz-prognozowano-ale-generalnie-coraz-mniej-sprawdzamy-slowa-premiera,947183.html

[5] https://www.bankier.pl/wiadomosc/DoWarszawy-i-z-Poznania-dokad-przeprowadzajasie-Polacy-7649419.html.

[6] https://forsal.pl/artykuly/1414192,odplyw-polakow-z-wysp-brytyjskich-polacy-wracajado-polski-trendy-imigracyjne.html.

[7] https://belsat.eu/pl/news/ujawniono-planintegracji-bialorusko-rosyjskiej-rosja-polknie-bia loruska-gospodarke/.

Ostatnie Wpisy

Czwarte morze

2024.06.28

Fundacja Republikańska

47. numer Rzeczy Wspólnych

2024.05.27

Fundacja Republikańska

Wieczór wyborczy

2024.05.27

Fundacja Republikańska

WSPIERAM FUNDACJĘ

Dołącz do dyskusji