Czy mamy problem z umową Gazsystemu z Gazpromem?
Jak pisze red. Andrzej Kublik (Wyborcza): “Rząd zatwierdził nowe porozumienie, nie czekając na opinię Komisji Europejskiej, czy jest ono zgodne z prawem… UE. Teraz Bruksela czeka na tzw. umowę operatorską o zarządzaniu gazociągiem jamalskim. Przed tygodniem w Moskwie wynegocjowały ją EuRoPol Gaz (spółka Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa oraz Gazpromu, do której należy rura) oraz polska państwowa firma Gaz-System, która ma zarządzać rurą. Od zapisów tej umowy zależy, czy Gaz-System będzie mógł dopuścić do korzystania z rury konkurentów Gazpromu – a tego wymagają przepisy UE.”
Taki rozwój wypadków przewidywali przeciwnicy oddawania gazowego tranzytu w Polsce na wyłączność Gazpromowi: przeniesienie niezgodnych z prawem unijnym postanowień z poziomu umowy rządowej do umowy między dwiema spółkami. Czyli: zamiecenie brudu pod dywan. Nie wiemy, czy to finalnie się wydarzyło, ale chowanie przed Komisją Europejską tego rodzaju informacji przez rząd bardzo spolegliwie przekazujący wszelkie inne dane wskazuje, że chyba mamy problem.
Zgodnie z prawem UE należy wyodrębnić operatora – podmiot zarządzający infrastrukturą przesyłową (np. gazociągiem) i udostępniający ją zainteresowanym stronom trzecim (zasada TPA – “third party access”) na niedyskryminacyjnych warunkach, według procedur umożliwiających konkurowanie o “miejsce w rurze”. Negocjacje gazowe Polska-Rosja mogły doprowadzić do takiego rozwiązania, że formalnie Gazsystem (spółka 100% Skarb Państwa) będzie operatorem, ale nie będzie mógł faktycznie decydować o wpuszczaniu (innych niż Gazprom) podmiotów do gazociągu jamalskiego, albo zasady finansowe korzystania z rury będą na tyle sztywno ustalone, że wszelkie “konkursy” może wygrać tylko Gazprom.
Czy oznacza to, że już ostatecznie przegraliśmy – jako współwłaściciele (via skarb państwa) PGNiGu i Gazsystemu i podatnicy? Niekoniecznie. Umowę operatorską musi zatwierdzić Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Mariusz Swora – urzędnik powołany jeszcze przez Jarosława Kaczyńskiego. A niekoniecznie musi (i może) zatwierdzić umowę, której zgodność z prawem UE może być delikatnie pisząc “wątpliwa”…