Nowy raport Fundacji Republikańskiej: „Obywatel w systemie bezpieczeństwa narodowego”.
Nie zawsze tak było, ale dziś nie ma w Polsce zasadniczego sporu o to, czy nasz kraj powinien być uzbrojony i przygotowany na wszelkiego rodzaju konflikty, włącznie z hybrydowymi i pełnoskalowymi. I niemało się w tej kwestii robi. Wzmacniamy więzy sojusznicze, zamawiamy systemy uzbrojenia, rozbudowujemy wojska operacyjne i obronę terytorialną. Organizacje proobronne po latach niechęci zyskały wreszcie przychylność rządu. Dojrzewa także system obrony powszechnej.
Można bez wielkiego uproszczenia powiedzieć, że Polska odwraca się od koncepcji małej, zawodowej armii, pozbawionej szerszego oparcia w społeczeństwie na rzecz znacznego zwiększenia możliwości obronnych. Nie tylko przez inwestycje w sprzęt, obecność sojuszniczą czy zwiększanie stanu wojsk, lecz także włączenie w system obronny coraz szerszych grup, co w końcu zaowocuje realizacją koncepcji obrony totalnej.
Nieuchronnie pojawia się tutaj pytanie o dostęp do broni palnej i o to, czy można bez niego, w sposób szybki i tani, wyszkolić setki tysięcy ludzi – bo o takich liczbach w dłuższej perspektywie musimy mówić. Odpowiedź jest negatywna, co – mam nadzieję – jasno wynika z naszego raportu.
Tymczasem polski dyskurs publiczny pomija tę kwestię. Wszelkie próby poważniejszego jej podjęcia kończą się właściwie jedną z dwóch konstatacji: albo że Polacy, gdy dostaną broń, natychmiast się pozabijają, albo że najważniejsza jest „teksańska” wolność. Pojawia się także „atomowy” argument odwołujący się do dyrektyw unijnych, bez przytaczania ich treści (choć postawa władz Unii Europejskiej jest nieprzychylna strzelectwu). Niewiele jest głosów zniuansowanych i pochodzących ze środowisk innych niż bezpośrednio zainteresowane.
Tymczasem z jednej strony nikt poważny nie domaga się całkowitego uwolnienia dostępu do broni palnej i sprzedaży karabinów maszynowych w hipermarketach. Środowiska strzeleckie skarżą się raczej na uznaniowy sposób przyznawania uprawnień i przewlekłość postępowań. Z drugiej strony w rękach prywatnych w Polsce znajduje się ok. 600 tys. sztuk legalnej broni palnej, a przestępstw z jej użyciem prawie się nie notuje. Jeśli przestępcy używają u nas broni, to nielegalnej. Niełatwo także zrozumieć, dlaczego nie jest u nas przykładem podejście państw ościennych, takich jak Czechy czy Słowacja, znacznie bardziej liberalne, a jednak nie wywołujące dodatkowych zagrożeń. Powinna dać do myślenia także polityka Federacji Rosyjskiej czy państw skandynawskich.
Na szerszy, a właściwie bardziej cywilizowany dostęp do broni jest w naszym kraju duży popyt, o czym świadczą wszelkie statystyki. Polacy na własny koszt ćwiczą i chcą ćwiczyć strzelanie, a duża część z nich kieruje się przesłankami patriotycznymi. Strzelectwo sportowe jest dziś w wielkiej mierze substytutem strzelectwa proobronnego – ze względu na stosunkowo najłatwiejszy dostęp do pozwoleń oraz podobieństwo broni sportowej do wojskowej. Trudno tego nie zauważyć, a grzechem byłoby nie wspierać.
Jest jeszcze jeden aspekt: ogromny potencjał polskiego rynku. Nasz kraj jest jednym z najbardziej rozbrojonych państw w Europie. Gdyby w rozsądny sposób poszerzać dostęp do broni, pojawiłby się popyt na dziesiątki tysięcy sztuk rocznie, możliwy do zaspokojenia przez polskich producentów, zarówno państwowych, jak i prywatnych.
Raport „Obywatel w systemie bezpieczeństwa narodowego” jest próbą całościowego ujęcia problematyki dostępu do broni w najszerszym kontekście, z naciskiem na jego wpływ na bezpieczeństwo narodowe oraz wychowanie patriotyczne i proobronne.