Radziejewski o Smoleńsku dla „Gazety Polskiej Codziennie”

2012.04.19

Zespół "Rzeczy Wspólnych"

Tragedia smoleńska, jako polityczny mit i symbol, uwiera dominującą część elity coraz mocniej. Próby zamazania jej w zbiorowej pamięci Polaków nie powiodły się. Demaskowane są kolejne kompromitujące kłamstwa, a to o naciskach na załogę, a to o brzozie, a to o „debeściakach”, którymi rząd wraz ze sprzyjającymi mu mediami i autorytetami usiłowali przykryć swoją współodpowiedzialność i zepchnąć przeciwników do „oszołomskiego” narożnika.

Nic dziwnego, że po drugiej rocznicy katastrofy, która – nietypowo dla drugich rocznic – wzbudziła ogromne zainteresowanie i dyskusje – w jednolitym dotychczas froncie zwolenników smoleńskiej amnezji ujawniły się pęknięcia. Nawet „Gazecie Wyborczej”, nawet Ryszardowi Kaliszowi zdarzało się w ostatnich dniach zadawać niewygodne pytania i krytykować rząd w związku z tragedią. Na przełożenie medialnej wajchy do wyjściowej pozycji zdecydował się (symbolem czego piątkowe wystąpienie w Sejmie) sam premier Donald Tusk, uznając widocznie, że bez wyraźnej interwencji sprawy potoczą się w fatalnym dla niego kierunku.

Czy było to zręczne posunięcie, można jednak wątpić. Smoleńsk stał się już bowiem mitem podzielanym przez zbyt wielu – a rzesza ich stale rośnie – ludzi, aby można było precyzyjnie przewidzieć jego dalsze oddziaływanie, a tym bardziej kontrolować jego rozprzestrzenianie się. Takie mity, gdy już się zrodzą, bywają niepowstrzymane, a próby kwestionowania tylko je wzmacniają (pisali o tym Eliade, Cassier czy Barthes). Opieranie się na badaniach opinii pokazujących, że dziś warto z takim zbiorowym wyobrażeniem walczyć, jutro może się okazać politycznym samobójstwem. Tusk tymczasem, ignorując niewygodne pytania, imputując przeciwnikom „nienawiść” i „zdradę” (sic!) i redukując Smoleńsk do prywatnej żałoby, walczy jakby bronią z poprzedniej epoki – gdy można było jeszcze sądzić, że mit nie powstanie.

Co więcej, coraz oczywistszy upadek rządowej narracji o katastrofie w połączeniu z utraconą oddaniem śledztwa Moskwie możliwością niezbitego wyjaśnienia śmierci załogi TU-154 siłę tego mitu potęguje. Bo im więcej niejasności i komplikacji, im więcej retorycznych wolt i zdemaskowanych kłamstw, tym grunt dla mitu żyźniejszy. A choćby nawet dominująca elita chciała, nie jest już w stanie utrzymać spójnej narracji o tragedii. Uniemożliwiają to ujawnione fakty.

Jedną z podstawowych niespójności jest to, że zaraz po 10 kwietnia 2010 PO z sojusznikami skupiła się na gumkowaniu pamięci o Smoleńsku i redukowaniu jej do Pis-owskiej fanaberiii, partykularnej ćwierć-legendy owiniętego kirem „demona patriotyzmu”. Uwłaszczyła w ten sposób rodzącym się mitem swoich adwersarzy, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Po dwóch latach stosowania tej strategii, jakakolwiek próba wystąpienia w roli współgospodarza smoleńskiego mitu razić musi sztucznością i hipokryzją.

Nie powiódł się też zamysł depolityzacji Smoleńska. Tusk et consortes usiłowali wykluczyć z debaty wszelkie pytania o polityczny wymiar tragedii. Ale pamiętający zdają się w zdecydowanej większości pojmować (słusznie) znaczenie katastrofy politycznie właśnie. I zdaje się to być nieprzekraczalną dla obu stron barierą.

W ten sposób Tusk znalazł się, jeśli właściwie rozumiem znaczenie tej tragedii jako mitu, między młotem a kowadłem. Zamazać pamięci o Smoleńsku już nie może, zostać jej współgospodarzem – tym bardziej. Tak mści się pierwsze i najważniejsze kłamstwo, spiętrzone z czasem w piramidę, która dziś zdaje się walić pod własnym ciężarem.

Bartłomiej Radziejewski, redaktor naczelny kwartalnika „Rzeczy Wspólne”

Ostatnie Wpisy

Czwarte morze

2024.06.28

Fundacja Republikańska

47. numer Rzeczy Wspólnych

2024.05.27

Fundacja Republikańska

Wieczór wyborczy

2024.05.27

Fundacja Republikańska

WSPIERAM FUNDACJĘ

Dołącz do dyskusji