Mowa Nienawiści – nowy knebel od rządu PO
Tym razem politycy partii rządzącej postanowili zająć się poprawianiem polskiej kultury politycznej poprzez nowelizację Kodeksu Karnego i tworzenie nowych biurokratycznych ciał. Były minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski firmuje złożony przez Klub Poselski PO projekt nowelizacji Kodeksu Karnego. Od strony aksjologicznej jest on szalenie kontrowersyjny, z pewnością spowoduje lawinę problemów interpretacyjnych, a jego jednostronicowe uzasadnienie jest śmiesznie krótkie i powierzchowne, by nie powiedzieć – napisane na kolanie.
Obecnie Kodeks zawiera następujący przepis kryminalizujący nawoływanie do nienawiści (wyróżniono fragmenty które znikają lub pojawiają się):
„Art. 256. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”
Wedle projektu PO[1] w znowelizowanym Kodeksie ma on zostać zastąpiony przez przepis w następującym brzmieniu:
„Art. 256. § 1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”
Jak wygląda powyższy projekt nowelizacji w świetle ustawy zasadniczej? Polska Konstytucja „zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu” (art. 14) oraz stanowi, że „każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji” (art. 54). Wolności te mogą być ograniczane tylko dla „bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób.” Przy czym ustrojodawca zastrzegł, że „ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw” (art. 31).
Warto się zastanowić, czy tak daleko idące rozszerzenie katalogu penalizowanych wypowiedzi (z powodu przynależności „politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań”) nie jest sprzeczne z konstytucyjnymi gwarancjami wolności i zawartymi w konstytucji zastrzeżeniami, co do ich ograniczania. Pod wymienione sformułowania da się podciągnąć każdą dowolną różnicę społeczną dającą się zidentyfikować i nazwać, a pojęcie „nawoływania do nienawiści” jest kompletnie nieprecyzyjne bo odnosi się nie do czynów, ale do stanów emocjonalnych, niemożliwych do obiektywnego zbadania. Gdzie bowiem przebiega granica pomiędzy niechęcią a nienawiścią? Jak określić różnicę pomiędzy brakiem akceptacji, dopuszczalnym sprzeciwem, mobilizowaniem oporu przeciw dążeniom jakiejś grupy społecznej czy politycznej, przedstawianiem jej w negatywnym świetle, a nawoływaniem do nienawiści przeciw niej? Są to oczywiście kwestie całkowicie uznaniowe, oddane przez lekkomyślnego ustawodawcę do rozstrzygania sądom.
Przepisy kodeksu karnego w obecnej redakcji odnoszą się do takich zjawisk jak propagowanie szowinizmu narodowego, rasizmu, antysemityzmu czy nienawiści na tle religijnym. A do jakich zjawisk ma odnosić się nowa redakcja przepisów Kodeksu Karnego? Do wszelkich sporów społeczno-politycznych? To czysta aberracja. Jedyne co jest pewne, to że w nowej redakcji przepisów znika sformułowanie o nawoływaniu do “nienawiści na tle różnic wyznaniowych”, co z pewnością nie ułatwi zastosowania tych przepisów do walki z antykatolickimi i chrystofobicznymi ekscesami.
Poza nowelizacją przepisów Kodeksu Karnego minister Michał Boni wyraził zapowiedzi powołania rady, która miałaby monitorować objawy nienawiści, agresji i dyskryminacji. Później się z tych zapowiedzi wycofał, twierdząc, że chodziło mu wyłącznie o modyfikację formuły działania już istniejącej przy rządzie Rady do spraw Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i związanej z nimi Nietolerancji[2], która zresztą funkcjonuje bez żadnej podstawy ustawowej, złożona jest głównie z urzędników i pozbawiona jest jakichkolwiek realnych kompetencji.
Rząd chce moderować debatę publiczną poprzez rozszerzanie zakresu przepisów Kodeksu Karnego, wywieranie przez rząd presji na wymiar sprawiedliwości („Przepisy karne dotyczące mowy nienawiści już obowiązują, ale często są lekceważone przez prokuratury i sądy” – powiedział minister Boni)[3] w celu bardziej rozszerzającej wykładni przepisów, czy też modyfikowanie działania rad złożonych z biurokratów, funkcjonujących przy Kancelarii Premiera. Tymczasem należy postąpić dokładnie przeciwnie.
Nieprecyzyjnych przepisów ograniczających wolność słowa nie należy zaostrzać, ale po prostu je wykreślić. Dotyczy to zarówno mgławicowego „nawoływania do nienawiści” (art. 256 KK) jak i słynnego art. 212 KK, umożliwiającego wsadzanie dziennikarzy do więzień, który brzmi: “Kto pomawia (…) o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.”
Przestępstwa polegające na nawoływaniu do łamania praw innych osób są penalizowane wystarczająco przez art. 255: “Kto publicznie nawołuje do popełnienia występku (…) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Kto publicznie nawołuje do popełnienia zbrodni, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Kto publicznie pochwala popełnienie przestępstwa, podlega grzywnie do 180 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.” Nie potrzeba tu żadnego spec-prawa dotyczącego mniejszości narodowych, czy jakichkolwiek innych.
Jeśli zaś czyjeś wypowiedzi nie mają charakteru nawoływania do łamania prawa, a jednocześnie ktoś się czuje nimi dotknięty, to – po ewentualnym skreśleniu przepisów o tzw. mowie nienawiści – może dochodzić swych dóbr osobistych na podstawie art. 24 Kodeksu Cywilnego: „Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków (….)”
Minister Michał Boni, tłumacząc swój pomysł zaktywizowania rządowej rady ds. „mowy nienawiści” w wywiadzie dla PAP powiedział: „niezbędna jest kontrola pod względem prawnym głoszonych poglądów.”[4] To pokazuje jaki jest sposób myślenia o wolnościach obywatelskich w tym rządzie. Warto chyba, by minister przyswoił sobie starą, rzymską paremię Cogitationis poenam nemo patitur. Myśli nie podlegają karze. Wizja państwa, w którym sądowi biegli będą arbitralnie rozróżniać czy konsekwencją danej wypowiedzi politycznej ma być nienawiść, niechęć czy niezgoda, więcej ma wspólnego z tyranią, niż z Rzeczpospolitą, która ciągle przecież jeszcze „jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”.[5]
[1] http://www.sejmometr.pl/sejm_wniesione_projekty/577658
[2] http://bip.kprm.gov.pl/palm/kpr/10/144/Rada_do_spraw_Przeciwdzialania_Dyskryminacji_Rasowej_Ksenofobii_i_zwiazanej_z_ni.html
[3] http://m.newsweek.pl/polska,boni–powstanie-rada-przeciwdzialajaca-ksenofobii-i-dyskryminacji,99001,1,1.html
[4] Tamże
[5] Art. 1 Konstytucji