Walka ze „śmieciówkami” ze szkodą dla państwa i pracowników.
Rząd szumnie zapowiedział rozprawienie się z problemem umów śmieciowych. Według danych Eurostatu 27% pracujących Polaków jest zatrudnionych na podstawie umów cywilno-prawnych , co daje nam niechlubną pierwszą pozycję w tym rankingu. Można więc przyjąć, że istnieje potrzeba podjęcia działań mających na celu zmianę tego stanu rzeczy. Dlatego zrozumiałe jest poruszenie opinii publicznej związane z opublikowanym niedawno przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej projektem reformy ustawy o ubezpieczeniach społecznych. Warto przyjrzeć się temu projektowi bliżej. Na wstępie należy wspomnieć, że wbrew obawom niektórych środowisk projekt ten nie ma na celu składkowania umów o dzieło. Skupia się on na trzech następujących aspektach rynku pracy: członkach rad nadzorczych, osobach pracujących na kilku umowach zleceniach i rolnikach prowadzących także działalność pozarolniczą.
Jak słusznie stwierdzają twórcy projektu w Polsce wraz z rozwojem rynku kapitałowego rośnie liczba osób otrzymujących wynagrodzenie z tytułu nadzorowania różnych podmiotów i instytucji – według szacunków MPiPS takich osób w grudniu 2012 było w Polsce ok. 29 tys. Według obowiązujących przepisów członkowie rad nadzorczych są zobowiązani tylko do opłacania ubezpieczenia zdrowotnego, według projektu ustawy mieliby także opłacać składkę rentową i na ubezpieczenie społeczne.
Kiedy mówimy o umowach śmieciowych myślimy raczej o młodych ludziach wchodzących na rynek pracy, którzy zarabiają stawki w okolicach pensji minimalnej, a na pewno nie o członkach rad nadzorczych. Widać więc, że projekt ustawy nie ma rozwiązywać istotnego problemu społecznego, ale jedynie pozyskać nowe środki na łatanie deficytu w źle funkcjonującym systemie emerytalnym. Warto też wspomnieć, że w przypadku rad nadzorczych oficjalne wynagrodzenie często niewiele ma wspólnego z faktycznymi zarobkami. Część zysków może być wypłacana w postaci dywidend czy akcji, które są opodatkowane na zupełnie innej zasadzie. Nieco zabawnie wygląda w tym kontekście stwierdzenie autorów ustawy jakoby istniała „potrzeba objęcia grupy osób, pełniących funkcję członków rad nadzorczych ubezpieczeniami emerytalnymi i rentowymi”. Trudno sobie wyobrazić, że osoby z tej kategorii zawodowej nie były w stanie samodzielnie zadbać o swoją przyszłość i były zdane na świadczenia z ZUS.
Kolejna zmiana dotyczy bardziej istotnego problemu, a mianowicie wykonywania kilku umów zleceń równocześnie. Aktualny stan prawny pozwala osobom pracującym w ten sposób składkować tylko jedno wybrane z wykonywanych zleceń bez względu na wysokość wynagrodzenia. Prowadzi to do „nadużyć” gdy pracodawca uznaje za zlecenie mające podlegać oskładkowaniu takie, które opiewa na bardzo niską kwotę, co w efekcie prowadzi do zwiększenia faktycznego wynagrodzenia, jednak znacznie uszczupla kwoty wpływające do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. W przeciwieństwie do członków rad nadzorczych grupa pracujących na umowy zlecenia jest znacznie wyższa i w grudniu 2012 wynosiła 815 tys. osób. Także ich wynagrodzenia są wyraźnie niższe. Projekt ustawy zakłada wprowadzenie mechanizmu ograniczającego opłacalność takiej formy zatrudnienia. Planuje się więc wprowadzenie mechanizmu kumulowania tytułów do ubezpieczeń w przypadku uzyskiwania z nich podstawy wymiaru składek niżej niż kwota minimalnego wynagrodzenia. Jak będzie wyglądało to w rzeczywistości? W przypadku gdy zleceniobiorca wykonuje dwa zlecenia na kwoty odpowiednio 1000 i 2000 zł, a do podstawy oskładkowania wyznaczy tą pierwszą (co pozwala zachować mu więcej pieniędzy w kieszeni) jego miesięczna kwota składek wynosi 275,20 zł, z czego zleceniobiorca płaci 112,60 zł. Po wprowadzeniu przepisów w życie umowa na 1000 zł jako niższa od minimalnego wynagrodzenia nie będzie podlegała ozusowaniu, w przeciwieństwie do umowy na 2000 zł. W wariancie po reformie wysokość składki to 550,40 zł z czego osobiście będzie musiał zapłacić 225,20 zł. Oznacza to, że kwota, którą przeznaczy na ubezpieczenia wzrośnie dwukrotnie.
O ile nieprawidłowości przy zawieraniu wielu umów tego typu są faktem i warto się im przyjrzeć, to bezpośrednim następstwem wprowadzonej regulacji będzie obniżenie realnych wynagrodzeń oraz powiększenie szarej strefy. Po raz kolejny państwo chcąc radzić sobie z deficytem finansów publicznych wypycha najsłabszych z rynku pracy. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że w efekcie odpływu ludzi do szarej strefy wpływy z tytułu składek od umów zleceń realnie spadną w porównaniu do okresu przez wejście ustawy w życie. Obietnica zwiększenia wypłacanych świadczeń emerytalnych w świetle ustaleń Fundacji Republikańskiej zamieszczonych w raporcie „Polski system ubezpieczeń społecznych” (przewidujemy, że ZUS w obecnej formie nie będzie w stanie wypłacać obiecywanych świadczeń, lub będzie musiał zwiększyć presję fiskalną) wydaje się być marną rekompensatą za istotne obniżenie wypłacanych pensji.
Kolejną zmianą proponowaną przez resort kierowany przez ministra Kosiniaka-Kamysza jest zmiana zasad oskładkowania rolników, którzy wykonują pracę na podstawie umowy zlecenia. W obecnej formie jeśli podejmują oni taką pracę tracą prawo do wypłaty świadczeń z KRUS. W efekcie wielu rolników, którzy posiadają dodatkowe źródło utrzymania jest zmuszona korzystać z dużo bardziej restrykcyjnego systemu ZUS zamiast preferencyjnego KRUS. Zmiana przepisów ma umożliwić rolnikowi pozostanie w KRUS-ie pomimo wykonywania pracy objętej systemem ZUS, jednakże składka ZUS nadal pozostanie przez państwo odebrana. Warunkiem jest jednak, by przychód z tego tytułu nie przekraczał miesięcznie połowy minimalnego wynagrodzenia (w roku 2014 kwota ta wyniesie 840 zł).
O ile niesprawiedliwe wydaje się, że każdy rolnik, który podejmuje dodatkową pracę tracił przysługujące mu prawo, to wprowadzony przepis niesie za sobą kilka wątpliwości. Po pierwsze z racji maksymalnej kwoty wynagrodzenia ciężko twierdzić, że zatrudniony w ten sposób rolnik będzie w stanie uzyskać odpowiednią kwotę upoważniającą go do wypłaty emerytury z ZUS. W efekcie będzie on podwójnie oskładkowany, a część jego pieniędzy przepadnie, co godzi w zasady sprawiedliwości. Po drugie, działanie to, wbrew postulatom rządzących powtarzanych od lat, nie zbliża nas do likwidacji KRUS i połączenia go z powszechnym systemem, a konserwuje go.
Jaki będzie wpływ proponowanych zmian? Według szacunków nowelizacja ustawy dotknie wspomnianych 29 tys. Członków rad nadzorczych oraz 98 tys. osób, które są zatrudnione na dwie lub więcej umowy zlecenia. Skala jak widać niewielka biorąc pod uwagę, że ubezpieczeniom emerytalnym i rentowym podlega w Polsce 14,6 mln osób. Wpływ na budżet państwa także nie będzie istotny: przewidywanie dodatkowe wpływy do FUS w 2014 roku to 350 mln złotych, gdzie ustawa zakłada całkowite wpływy z tytułu składek na poziomie 77 mld złotych. Do tego warto dodać, że w związku ze zmianą podstawy opodatkowania spadną wpływy z tytułu podatku PIT o 30 mln złotych. Warto także przytoczyć niedawny projekt „pakietu startowego” Adama Szejnfelda, który zakłada wprowadzenie ulg w oskładkowaniu dla zakładających nowe przedsiębiorstwa. Według założeń każdy, kto założy własną działalność gospodarczą będzie mógł odstąpić od płacenia składek na okres 6 miesięcy. Będzie mógł również przez okres dwóch lat płacić składkę na ubezpieczenie społecznie wysokości 20% pensji minimalnej. Łatwo sobie wyobrazić, że uderzenie w umowy zlecenia oraz ułatwienia dla nowopowstałych firm poskutkują wypychaniem pracowników na samozatrudnienie. O ile ocena tej formy wykonywania pracy jest dyskusyjna, to nie podlega dyskusji fakt, że może negatywnie odbić się na bilansie finansowym FUS. Pomijając bezpośrednie finansowe konsekwencje ustawy pojawiają się problemy wtórne, jednak równie istotnie. Takie zmiany w prawie z pewnością pociągną za sobą zwiększenie wydatków na administrację, gdyż kontrola prawidłowości świadczeń będzie wymagała od urzędników dodatkowych nakładów pracy. Dodatkowo po raz kolejny komplikujemy przepisy, piętrzymy biurokrację utrudniając prowadzenie działalności przedsiębiorcom. Ostatnim smaczkiem jaki wynika z lektury projektu ustawy są prognozy bezrobocia na najbliższe lata. Otóż jak się okazuje według ministerstwa bezrobocie spadnie dopiero w 2015 do z obecnego 13,80% do 13,30%. Poziom niższy niż 10% osiągniemy według szacunków MPiPS w roku 2021. Czy w świetle tych danych kolejne reformy mogące godzić w rynek pracy są uzasadnione?
Podsumowując, ustawę należy ocenić negatywnie. Nakładając następne obciążenia na pracowników i pracodawców ryzykujemy wypchnięcie wielu osób do szarej strefy oraz ograniczamy dostęp do rynku pracy ludziom, którzy na ów rynek dopiero mają wejść. Dodatkowo konserwujemy źle funkcjonujący system ubezpieczeń rolniczych. Na szczęście wbrew obawom wielu środowisk projekt nie obejmuje objęcia obowiązku odprowadzania składek od umów o dzieło, choć taki pomysł także jest brany pod uwagę w ministerstwie. Podejmowanie takich działań w celu panicznego ratowania budżetu na pewno nie zlikwiduje problemu skali umów śmieciowych, może jedynie po raz kolejny zaszkodzić pracującym.