„Śmieciowe” państwo?
Pierwszego lipca wchodzi w życie nowy system segregowania odpadów narzucający na gminy i ich mieszkańców nowe obowiązki w dziedzinie gospodarowania śmieciami. Przykład tej ustawy jest doskonały żeby pokazać jaką filozofią posługuję się państwo i jak układa relacje z obywatelem.
Na temat wpływu felernej ustawy na codziennie życie obywateli napisano wiele, a oburzenie mieszkańców na piętrzące się problemy ciągle rośnie,a swoje epicentrum osiągnię gdy Polacy dostaną pierwsze raty nowego podatku do zapłaty. Jednak cały problem ustawy śmieciowej ukazuje szereg problemów związanych ze stosunkiem współczesnej władzy do obywateli. Przypadek ten skupia jak w soczewce negatywne cechy administracji, takie jak ignorancja, brak zaufania do obywatela, brak perspektywicznego myślenia.
Rząd ponownie pokazał, że traktuje obywateli protekcjonalnie, jako niezdolnych do podjęcia racjonalnych decyzji w swoim interesie w nawet tak banalnej sferze życia, jak wywóz śmieci. Koncepcja państwa, które wie wszystko lepiej od swoich obywateli jest z gruntu zła, i jest paradoksalnie zazwyczaj przykrywką dla jego słabości. Państwo, które musi kontrolować takie detale, jak gospodarkę odpadową od samego początku ich powstawania pokazuje tylko, że nie jest w stanie egzekwować prawa, gdy to jest łamane. Koncepcja ustawy daje jasny sygnał, że władza nie wierzy, że obywatele byliby w stanie samodzielnie wybrać takiego dostawcę, który zapewni odpowiednie warunki wywozu śmieci, nie wierzy też w innowacyjność przedsiębiorców, którzy mogliby dostosować swój biznes do obowiązku segregacji. Propozycja ministra Korolca skutkuje zniszczeniem wielu prywatnych przedsięwzięć, na rzecz wsparcia monopolu największych graczy rynku śmieciowego. Skutkiem tego będzie likwidacja konkurencji i oddanie możliwości narzucania stawek gminie, a te już obecnie mają być wyższe niż na przykład w Berlinie. Doświadczenie wielokrotnie pokazało, że tam, gdzie państwo ogranicza kolejną sferę wolności wbrew zdrowemu rozsądkowi można się spodziewać , że służy to nie ogółowi, ale wybranym grupom interesu. Powszechnie również wiadomo, że tam gdzie państwo postanawia interweniować koszty usług znacznie rosną, jak ma to miejsce na przykład w przedszkolach.
Unia Europejska jest idealną wymówką dla wszelkich bezsensownych lub nawet szkodliwych ruchów władzy. W debacie Unia staje się zaklęciem, które legitymizuje wszelkie przejawy rozrostu administracji, dodatkowych obciążeń, kontroli obywatela. Tymczasem takie stawianie sprawy jest zazwyczaj zwyczajnym zasłanianiem się Europą wobec własnej niekompetencji , co przy niskim stopniu świadomości społecznej na temat jej mechanizmów działania oraz narosłymi mitami zbyt często okazuje się skuteczną taktyką. W przypadku ustawy śmieciowej europejski argument został również podniesiony, powołując się na dyrektywę UE nakazującą wprowadzić system segregacji odpadów. Dyrektywa ta weszła w życie jeszcze w 2008 roku, rząd miał więc ponad 4 lata na przygotowanie odpowiedniego prawa. Obowiązujący dokument jest jednak świecącym przykładem najgorszych praktyk legislacyjnych, począwszy od braku konsultacji, poprzez brak zapewnienia środków dla podmiotów odpowiedzialnych, na niszczeniu wolnej konkurencji i wspieraniu monopoli kończąc. Sama dyrektywa 2008/98/WE na którą powołują się twórcy ustawy, w sposób bardzo ogólny formułuje cele, jakie powinno osiągnąć państwo w dziedzinie sortowania śmieci. Taka postawa wydaje się być słuszna i podziela ją ¾ społeczeństwa, deklarując chęć sortowania odpadów. Mechanizm wdrożenia dyrektywy to jednak wewnętrzna sprawa państwa i wszystkie elementy na które narzekają obywatele są tylko i wyłącznie winą rządu.
Rząd polski nie jest w stanie podjąć praktycznie żadnych działań, jeśli nie będzie miał noża na gardle w postaci kar finansowych ze strony UE. Mechanizm we wdrażaniu dyrektyw jest zazwyczaj identyczny: władza przeciąga do maksimum okres, w którym nie musi wprowadzać przepisów, po czym gdy kary stają się realnym zagrożeniem przygotowuje w trybie ekspresowym beznadziejną ustawę bez odpowiedniego przygotowania merytorycznego, konsultacji społecznych czy analizy potencjalnych skutków. Często narzekamy na nadmiar przepisów wymuszanych przez Europę, Jednak bez nadzoru z Brukseli prawdopodobnie rząd nie reformowałby niczego.
Przekonanie państwa o swojej nieomylności niesie za sobą jeszcze inne konsekwencje – zdjęcie odpowiedzialności za umieszczenie śmieci we właściwych pojemnikach z barków obywateli powoduje konieczność zatrudnienia osób za to odpowiedzialnych. A te niestety słono kosztują. Szacunki Polskiej Izby Gospodarki Odpadami mówią, że będzie koniecznie zatrudnienie kolejnych 10000 urzędników, szacując, że każdy z nich zarabia średnią krajową, to koszty sięgają blisko pół miliarda złotych. Biurokracja niestety charakteryzuje się tym, że ma rosnącą potrzebę wzrostu zatrudnienia i pochłaniania nowych środków. Możemy być więc pewni, że system, który na obecną chwilę jest patologiczny będzie ciągle się rozwijał i jeszcze bardziej obciążał nasze kieszenie.
Ustawa śmieciowa jest więc kolejnym jaskrawym przykładem tego, że władza nie posiada podstawowych kwalifikacji do rządzenia krajem. Władza musi ufać swoim obywatelom, w przeciwnym razie Ci nie będą mieli podstaw, by zaufać jej oraz innym. Sprawne państwo musi potrafić zostawić obywatelowi jak najwięcej swobody, jednak wspomóc go tam, gdzie sam nie jest w stanie sobie poradzić lub ukarać jeśli postanowi złamać prawo. Polska władza świadoma jednak swojej słabości woli karać zawczasu, bo wie, że później nie będzie w stanie sobie z tym poradzić. Karze także tych najsłabszych, gdyż silniejszym graczom nie ma odwagi się postawić.